Unikam tego jak mogę, staram się odwlec ten moment jak tylko się da, ale niestety przychodzi czasem taki czas, kiedy moja rodzina chce jeść. I to nie wystarcza im wizyta w McDonald’s, nawet z kuszącą perspektywą zestawów z zabawkami, ani pizza przywieziona do domu, ani nawet w wersji de luxe wizyta w pobliskiej kebabiarni, gdzie można obejrzeć, jak mięso się obraca na różnie. Nie, oni chcą domowego obiadu, najlepiej trzydaniowego, zrobionego kochającymi rękami przez uśmiechniętą mamusię w śnieżnobiałym fartuszku.
No tak. Problem ze mną taki, że fartucha po 7 latach małżeństwa się nie dorobiłam, a gotować koszmarnie, organicznie nie znoszę. No ale czego się nie zrobi dla ukochanych najbliższych…
Zamknęłam się zatem pewnej soboty w kuchni wyposażona w książkę kucharską, masę dziwnych produktów spożywczych i duża dozę optymizmu. Wyrzuciłam przedtem całe towarzystwo z kuchni i zdążyłam nawet otworzyć książkę na odpowiedniej stronie, gdy drzwi otworzyły się i do kuchni zajrzał mój ukochany synek
– A cio robiś mamusiu? – zainteresował się uprzejmie.
– Obiad kotku – odpowiedziałam promiennie, patrząc równocześnie z rozpaczą, jak dołem w błyskawicznym tempie wślizguje się Pełzak i zasuwa prosto w stronę rozgrzanego piekarnika.
– A mogę ci pomóc? – zaoferowała się moja dzielna córka, również pojawiając się w drzwiach
– Tak, super, może byś zabrała małego? – zapytałam, próbując powstrzymać Pełzaka od otworzenia drzwiczek piekarnika – pobawiłabyś się z nim, pośpiewała…
– Ee, nie – zbyła te ofertę moja córka – ja bym chciała coś kroić, smażyć, piec…
Wyobraziłam sobie, jak długie są kolejki na ostry dyżur w sobotnie popołudnia i zdecydowanym ruchem wepchnęłam jej w ramiona najmłodsze dziecko.
– Może kiedy indziej kochani. Idźcie się teraz pobawić.
– Ale przecież nie mam w co – oczami kota ze Shreka popatrzył na mnie Średni – mamo, no pobaw się z nami…
Woda na kuchence już zaczynała bulgotać. Idea pysznego sobotniego obiadku przeważyła nad poczuciem matczynego obowiązku poratowania dzieci przed straszną śmiercią z nudów.
– Może po obiedzie. Zajmijcie się czymś teraz. Pograjcie może w jakąś grę czy coś.
Po krótkich negocjacjach udało mi się pozbyć potomstwa i prawie obrałam ziemniaki, gdy nastąpiło wejście smoka nr 2
– Mamo, a długo będziesz gotować? – słodko zapytała córka.
– Długo. Bardzo długo- odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby- im częściej będziesz tu przychodziła, tym dłużej. A co?
– A, nic – odpowiedziała niefrasobliwie panna F. i zniknęła za drzwiami
Moja intuicja matczyna drzemała aż do momentu, kiedy zaczęłam faszerować kurczaka. Wtedy właśnie mnie tknęło, że moje dziecię coś za szybko odpuściło. I jakoś tak za cicho w domu. Rzuciłam się w kierunku łazienki. Trafiłam idealnie na moment, jak woda przelewała się przez krawędź umywalki. Wszystkie trzy pociechy stały lub klęczały dookoła i patrzyły zafascynowane.
– Aaa! -zawyłam, próbując tak wyłączyć kran, żeby nie usmarować go całego zwłokami kurczaka.- co wy wyprawiacie??
– No jak to co, kazałaś się nam pobawić razem i sobą zająć – obraziła się córka – no to się bawimy.
– W co, w Titanica? – warknęłam, ścierając podłogę i usiłując odsunąć Pełzaka od największej kałuży.
– Nie… W basenik. Dla pluszaków. Ale Titanic to też dobry pomysł. – odpowiedziała córka z namysłem.
Jęknęłam.
– Dzieci, a wy taty to nie macie? Idźcie do tatusia, co?
– Ale tatuś pracuje przecież. I się denerwuje, jak mu przeszkadzamy. Nie chcemy denerwować tatusia – moje słoneczka patrzyły na mnie jak najgrzeczniejsze dzieci świata – to może się pobawimy w Titanica? – zaproponowały z nadzieją
– Nie!! – wrzasnęłam – to już chodźcie mi pomagać..
Kiedy wtarabaniliśmy się z powrotem do kuchni, brokuły były kompletnie rozgotowane. Dałam dzieciom po najbardziej tępym nożu i ogórki, Pełzak zajął się szukaniem okruszków ze śniadania na podłodze, a ja wróciłam do kurczaka i przepisu. Na 2 minuty…
– Iii!! – Rozległ się dziki ryk, aż pełzak podskoczył i wypuścił z wrażenia zdobyczną skórkę od chleba. Panna F. wymachiwała że zgrozą dłonią, na której znajdowało się milimetrowe zacięcie.
– Umieram! Umieram! Krew mi leci!! Aaa!! Krew!! Ja krwawię!!!
– A dzie? Pokaż – zażądał z zainteresowaniem Średni – ii.. tak mało…- stwierdził z rozczarowaniem
– Kochanie, wszystko będzie dobrze, przykleję ci plasterek – porzuciłam po raz kolejny kurczaka i rzuciłam się gorączkowo do szuflady
– Ja umrę!! Krew mi leci!! -machając ręką córka zrzuciła ze stołu miskę z ogórkiem.
– Nie umrzesz, nie umrzesz. Musiałabyś tu się kujnąć – Średni pokazał na szyję siostrzyczki – albo tu jakby ci się wbił nióż w serce. Ale od paluśka to nie, chyba jakby ci odciąć – rozważał wyraźnie ewentualności.
Panna F. zawyła jeszcze głośniej. Pełzał wykazał się empatią i zawtórował.
– Mamo, jeśtem baldzo głodny.. – ze stoickim spokojem stwierdził Średni
Kurczak dopiero się przyrumieniał. Zaczęłam zbierać ogórka z podłogi, bo już się nim zainteresował Pełzak.
– Dobrze, dam wam na razie warzywa – westchnęłam, żegnając się w duchu z wizją eleganckiego posiłku i pięknie skomponowanego dania, które mogłabym obfotografować i wrzucić na Instagrama.
– Dzieci, umyjcie rączki – powiedziałam odruchowo, czując się jak duchowa kuzynka Rysia z Klanu, i nałożyłam im na talerze ziemniaki, brokuły i te ogórki, które udało mi się wyszarpać Pełzakowi. Starsze patrzyły na moje działania z lekkim powątpiewaniem.
– A co to za takiego zielonego?
– Brokuły kochanie. I ogórek. Jedzcie, zdrowe.
Średni posłusznie włożył do buzi widelec.
– Nie wiedziałem, że brokuły są plastikowe – powiedział w zadumie.
Tym razem zareagowałam szybko.
– Wypluj kotku! – krzyknęłam i w samą porę złapałam koło od zielonego plastikowego samochodzika, które musiałam najwidoczniej pomylić z ogórkiem
– A ja nie kocham brokułów – do dyskusji włączyła się córka, z obrzydzeniem dźgając zawartość talerza widelcem trzymanym w grubo zabandażowanej łapce.
– Nie musisz ich kochać, tylko zjeść
– Ale ja nie chcę – głos panny F. zaczął niebezpiecznie drżeć – niedobrze mi od nich. i rączka mnie boli. I…
– Dobrze, to daj bratu – poddałam się.
– A to chcę.
Do kuchni zajrzał mąż.
– Kochanie, nie chcę się wtrącać w Twoje kuchenne rewolucje, ale co tak dziwnie pachnie? – zapytał nieśmiało.
-Kurcze, mój kurczak!
Kurczak był czarny i wyglądał na mocno niejadalnego.
– Nie będzie mięska? – zasmuciła się córcia
– To jakiś nowy przepis? Po Śląsku? – zainteresował się niewinnie mąż i w porę uchylił przed lecącą w jego stronę ścierką.
Tak więc, jak widzicie, nie jestem najlepszą kucharką pod słońcem i do Gesslerowej mi daleko. A Wam zdarzyły się jakieś wielkie wpadki w kuchni? Jak znacie jakieś przepisy na megaproste dania, najlepiej takie, które da się robić z dzieckiem na ręku i dwoma uczepionymi nogi, to podzielcie się proszę w komentarzu 😉
Ależ mi się spodobał pomysł obiad z twarzą dziecka! no mistrzostwo
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czyli nie tylko ja nie lubiłam pizzy jako dzieciak, dobrze wiedzieć 🙂 ale jeśli to jakieś pocieszenie to ja z czasem z tego wyrosłam więc i dla synka jest nadzieja 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja to bardziej mam nadzieję, że córka wyrośnie z nienawiści do warzyw wszelkich… Syn pizzy może nie lubić, będzie więcej dla nas 😉
PolubieniePolubienie
Super wpis! Choć jeszcze nie jestem mamą i daleko mi do niej to na pewno wykorzystam w przyszłości.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie:https://swiatwedlugidoli.blogspot.com/2018/06/lifehacki-ktore-sprawia-ze-twoje.html?m=1
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Podziwiam haha Ja nie wyobrażam sobie gotować w domu pełnym ludzi i do tego dzieci! Podziwiam każdą mamę z gromadką dzieci, która potrafi lub stara się gotować. To nie lada wyczyń. Mi jak ktoś łazi po kuchni jak coś robię to już się denerwuje, zwłaszcza, że jak się już za to wezmę to wolę sobie gotować przy muzyczce. Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Również pozdrawiam serdecznie 🙂 Też bym tak chciała, przy muzyczce, a nie wrzaskach… może coś w końcu by mi wyszło 😉
PolubieniePolubienie
Ja dość lubię gotowanie. Pod warunkiem, że nie gotuję codziennie i że cały proces zajmuje jakieś pół godziny. Jeśli chodzi o Ciebie, to chylę głowę z uznaniem – przy takiej trójce pomocników, pewnie w ogóle nie odważyłabym się wejść. do kuchni ;).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja do kuchni nie wchodzę, ja się wczołguję… 😉
PolubieniePolubienie
Moja największa wpadka, to posypanie deseru owocowego zamiast wiórkami kokosowymi zwykłymi płatkami mydła, na usprawiedliwienie powiem, że były w oryginalnym kokosowym opakowaniu. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I taki deser podałam przyszłemu mężowi. 🙂
PolubieniePolubienie
I mimo to został teraźniejszym mężem? to się nazywa miłość 😉
PolubieniePolubienie
Ale się uśmiała czytając 🙂 Świetnie napisane. Ja osobiście uwielbiam gotować, choć wolę też mieć pustą kuchnię 🙂
PolubieniePolubienie
Bardzo fajnie to opisałaś. Ja czasem lubię eksperymentować w kuchni i czasem mi te nowości wychodzą:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Świetny wpis 🙂 Gotowanie z dziećmi to nie lada wyczyn. Ja jednak od gotowania wolę pieczenie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No przepraszam, ale wyjątkowo Twój wpis bardzo poprawił mi humor 🙂 Chociaż ja w kuchni mogłabym spędzać całe godziny, bo kocham gotować 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ale świetnie to wygląda 😀
Zapraszam na nowy post 🙂
http://www.stylishmegg.pl/2018/06/sukienka-w-kwiaty-i-zote-sanday.html
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Sama zjadłabym takie spaghetti 😀 Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Fajny wpis, może gdzieś tam zagubiłaś kropki w dialogach, ale tutaj to jakoś nie przeszkadza. 😉 Lubię i obserwuję, będę wpadać, gdy pojawi się coś co mnie zaciekawi. 😉
Pozdrawiam ciepło! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Świetny pomysł z tą twarzą dziecka. Bardzo kreatywnie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wyrastają z niemal wszystkich nielubień…
Zajrzyj do mnie, może coś Ci podpasuje >> sporo przepisów, a jest też sekcja ‚warzywa ukryte’, zapraszam.
http://www.zwidokiemnastol.pl
PolubieniePolubienie
Lubię gotować i wypróbowywać nowe przepisy 🙂 Ale wtedy synem musi zająć się mąż, choć czasem wpuszczam syna do kuchni i gotujemy razem. Jakiś czas temu, chciałam być dobrą żoną i przygotowałam mężowi – kruche ciasteczka. Niestety zabawiłam się z synem ciastoliną i zapomniałam o nich. Przypomniał mi o nich skutecznie swwąd spalenizny 🙂
PolubieniePolubienie
Super 😀
PolubieniePolubienie
Najgorsza chwila, jak jeszcze nie smakuje ;p
PolubieniePolubienie
Super się to czytało. Ja lubię gotować i często to robię w towarzystwie dwulatki.
PolubieniePolubienie
Ostatnio wzięło mnie na kuchenne eksperymenty, zwłaszcza z zupami. 🙂
PolubieniePolubienie
Wiesz co? Z Twoich wpisów powstałaby świetna książka dla mamusiek taka z dużą dawką humoru 🙂 Od razu bym ja kupiła, bo świetnie piszesz 😉 Ja gotować uwielbiam, ale obiad składający się z 1 danie, nie więcej, no way! ;-D
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki wielkie! 🙂 Jak tylko jakieś wydawnictwo się zlituje i zechce mi coś wydać, to dam Ci znać 😉
PolubieniePolubienie
Świetny post! Uwielbiam piec proste ciasta, babeczki z moimi kuzynami! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Gotowanie z jednym dzieckiem to już wyższa sztuka, ale z trójką to już kosmos:) ja staram się jakoś młodego zainteresować chociaż na 10 minut, teraz furorę robi plastelina, co prawda później mam pół godziny odklejania kawałków ale przynajmniej obiad jest;)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
U nas też był etap na plastelinę 🙂 już im przeszło niestety.
PolubieniePolubienie
Córka od zawsze ze mną gotuje czasem jest balahan ale uwielbiam jak mi pomaga.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja lubię gotować,ale gdyby ktoś po mnie sprzątał 😄 byłoby miło. Chociaż w te upały kompletnie nie chce mi się stać przy garach
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja zadecydowałam, że na razie zywimy się lodami. Jakoś rodzina nie protestuje 😉
PolubieniePolubienie
Padłam ze śmiechu! 😀 Genialnie opisujesz rzeczywistość, z dużą dozą humoru, to lubię! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki wielkie 🙂
PolubieniePolubienie
Niezłe kuchenne rewolucje! Gratuluję przetrwania 😉
PolubieniePolubienie
Nie da się ukryć. To zajęcie, które wymaga wzniesienia się na wyżyny kreatywności.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hehe, my mamy w drzwiach od kuchni zamontowaną bramkę. Czasami pomaga 😉
Też nie cierpię gotować, a już jak się narobię, a dziecię z mężem kręcą nosami, toooo… przynajmniej jest więcej dla mnie 😉
PolubieniePolubienie