Zło nigdy nie śpi…

– Dzieci, idźcie już spać – powtórzyłam po raz kolejny w ciągu ostatniej godziny. Bez wielkiej nadziei, raczej z nutką rezygnacji. Marzył mi się kubek gorącej herbaty i miły czas spędzony w towarzystwie dobrej książki lub fejsbunia. Ewentualnie sprzątanie kuchni i mycie podłóg. Ale moje pociechy miały na ten wieczór inne plany…

mati-3114955_1920

– Mamusiu, wody – zawył po raz setny synek. Myślałby kto, że siedzi właśnie na środku pustyni i umiera z pragnienia, a nie jest po całym dniu, w trakcie którego z dużymi trudnościami próbowałam go poić co piętnaście minut. Zdusiłam w zarodku przekleństwo cisnące mi się na usta i potulnie podreptałam do kuchni.

– Proszę, kochanie – powiedziałam jedwabistym głosem wręczając mu szklankę i już na autopilocie dodałam – dzieci, idźcie spać…

– A woda dla mnie? – zapytała obrażonym głosem Panna F. – i bajki nam nie opowiedziałaś.

Bajka… Jak na osobę, która kiedyś miała ambicje zostania bajkopisarką, wyjątkowo nie cierpię opowiadania historyjek własnym dzieciom. Może dlatego, ze każda wymyślana na bieżąco bajka skręca nieuchronnie w kierunku gadającego i chodzącego sedesu. Nie mam pojęcia, skąd im się to wzięło, ale o niczym innym nie chcieli słuchać. No powiedzcie, ile można wymyślać przygód związanych z sedesem??

– Dawno, dawno temu była sobie księżniczka… – zaczęłam ostrożnie.

– I miała gadający kibel! – triumfalnie dodał Średni.

Cierpliwie przeczekałam wybuchy śmiechu i podekscytowanych chichotów, nasłuchując tylko, czy zza drzwi sypialni nadal dobiega miarowe chrapanie Pełzaka i Męża.

– Żadnych sedesów nie miała! – stwierdziłam stanowczo -miała smoka!

– To gdzie chodziła robić siusiu? – podejrzliwie zapytała córka.

Zastanowiłam się przez moment, czy na pewno chcę im opowiadać o zwyczajach panujących niegdyś na arystokratycznych dworach, i odpuściłam. Trening toaletowy w przypadku przynajmniej jednego z nich nie jest w pełni skończony, nie ma co sugerować…

– A może ja Wam coś zaśpiewam, co? Dzieci, idźcie już spać…

– Mamo, a cy ja będę kiedyś taki duzy jak tata? – zapytał słodko Średni.

Wzruszyłam się.

– Tak, kochanie, oczywiście. Taki duży jak tata, a nawet większy, słoneczko Ty moje, synusiu mamusi…

– Chyba, że umrzesz – stwierdziła z pewną dozą nonszalancji córka z góry.

Zatkało i mnie i syna. Zapadła pełna grozy cisza.

– Córko, co Ty opowiadasz?? – jęknęłam – skąd takie pomysły??

-No co?? – obraziła się po raz kolejny Panna F. – wszyscy przecież umrzemy. I Ty, i Tata też. Wy nawet pierwsi, bo jesteście już starzy – dodała głosem znawcy.

Popatrzyła na moją minę i chyba stwierdziła, że powinna mnie pocieszyć.

– Ale przecież to dobrze, bo pójdziesz wtedy do nieba. A tam jest fajnie. Tak jak ten, no, Szopę poszedł. Pamiętasz, no, sama mówiłaś, jak jechaliśmy na wycieczkę. No, tam do tego parku i fortepianu.

No, pamiętam. Człowiek próbuje edukować dzieci, do Żelazowej Woli zabiera, opowiada, jak to Chopin wielkim kompozytorem był, a potem tylko smarkacze podnoszą ciśnienie na noc.

– A daleko to niebo? – dość niepewnym tonem zapytał Średni.

– Daleko! Bardzo daleko! I na razie się tam nie wybieramy! – odpowiedziałam z mocą – Absolutnie!

– A ksiądz też mówił, że tam jest bardzo fajnie… – nie odpuszczała z pewnym żalem w głosie córka.

Religia w przedszkolu. Ach. I och. Rety, naprawdę nie jestem gotowa na takie rozmowy. Ja tylko chciałam położyć dzieci spać i trochę polajkować w internecie.

-No tak… – zaczęłam ostrożnie – kiedyś się o tym przekonamy. Ale za wiele, wiele lat. Mamusia naprawdę nie jest taka stara, na jaką wygląda – rzuciłam Młodocianej groźne spojrzenie – Tu na Ziemi tez jest całkiem nieźle. Jeszcze nas czeka dużo ciekawych rzeczy. O, na basen jedziemy niedługo, na przykład – postanowiłam zmienić temat na trochę lżejszy. – No, kto się cieszy na basen, co? Ale super będzie!

-Mamusiu… – moja córka nie dała się łatwo zbyć.

– Co, kochanie?

– A wiesz, w co ja wierzę? – triumf w jej głosie był wyraźnie słyszalny

– No już się nie mogę doczekać, aż mi powiesz…

– Wierzę w Wielki Kościół Pana Jezusa Latające Spaghetti! – oznajmiła moja córka z chichotem.

Szczęka opadła mi do samej ziemi. No, tego to się nie spodziewałam. Wizja herbatki, fejsbunia i książeczki odsuwała się ode mnie coraz dalej, tu trzeba kryzys światopoglądowy naprawiać…

– Ale… kochanie, wiesz, zostałaś ochrzczona, więc jesteś katoliczką, teoretycznie, no… tak że, ten, tego… ten Pan Spaghetti, no, nie bardzo, jakby to powiedzieć… nam pasuje do światopoglądu. A w ogóle skąd o tym usłyszałaś?

– Tata mi opowiadał! – córka była wyraźnie rozczarowana – mówił, że każdy może wierzyć w co chce, i że są nawet ludzie, co wierzą w Kościół latające spaghetti! Jak ono lata, właściwie? Na talerzach? I Ty też nam mówiłaś, że to sprawa każdego człowieka, i że żadna wiara nie jest gorsza. A teraz ja nie mogę wierzyć w co chcę??

– Możesz, możesz… no nie jest gorsza, rzeczywiście. Ale, na litość boską, albo spaghetti, albo Jezus. Lepiej nie mieszaj tak tego, dobrze? Dlaczego Wielki Kościół Pana Jezusa Latające Spaghetti??

– No jak to dlaczego, mamo – z niezmąconym spokojem odpowiedziała córka – przecież jestem katoliczką.

Poddałam się.

– Dzieci, idźcie spać – wyszeptałam smętnie i spróbowałam wycofać się z pokoju.

Przymykając drzwi usłyszałam radosny głosik mojego synka.

-Mamusiu, a wieś, w cio ja wierzę? Ja wierzę w Latający Talerz Pomidorowej. Z klusećkami.

79 myśli na temat “Zło nigdy nie śpi…

  1. Przeczytałam z prawdziwą przyjemnością bo teksty dzieci są bezbłędne. I często to nie jest zwykle klepanie, a ich argumenty są cholernie logiczne. Tu się człowiek nie wykręci sianem 🙂 Uwielbiam takie dialogi z moim synkiem chociaż czasem też rozkłada mnie na łopatki i często też w momentach kiedy już nie mam siły odpowiadać ha ha Pozdrawiam ciepło

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.