Przyśpieszony kurs asertywności

– Kochanie, potrzebuję trochę czasu dla siebie – oświadczyłam pewnego czwartkowego popołudnia z drżeniem w głosie. Mąż właśnie wrócił z pracy, starsze dzieciaki z przedszkola, Pełzak usiłował zjeść pokrętła od kuchenki. Czułam lekką niepewność w sercu stawiając to śmiałe żądanie. Ale Pan i Władca okazał się bardzo wyrozumiały i chętny do współpracy.

– A co, chcesz usiąść nad swoim kodowaniem trochę? Ależ oczywiście, siadaj i spokojnie działaj, ja ogarnę dzieci.

Miesiąc wcześniej za jego namową zapisałam się na kurs języka programowania Ruby, prowadzony przez fantastyczne dziewczyny z Rails Girls Warsaw. Pomysł świetny, z wykonaniem trochę gorzej, bo sporo zadań dostawałyśmy do wykonania w domu. I o ile Mąż był bardzo entuzjastycznie nastawiony do idei mojego samorozwoju, zwłaszcza takiego mogącego doprowadzić w przyszłości do zasilania przeze mnie ogniska domowego dodatkową kasą, o tyle dzieci już nie bardzo. I dobitnie to okazywały… Rozejrzałam się niepewnie po pobojowisku, w które moje skarby zamieniły w ciągu 5 minut od przyjścia kuchnię i przedpokój.

– Ale jesteś pewien, że dasz radę? Nic specjalnego, trzeba tylko  przypilnować Starszaków, żeby się przebrały i umyły, dać podwieczorek, przewinąć Pełzaka, powstrzymać go od zjedzenia resztek z posiłku starszych, wytrzeć to co wszyscy rozleją i ogólnie czuwać, żeby się nie pozabijały w zabawie.

– Ależ kochanie! Ja nie dam rady?! – obraził się Mąż – nie zapominaj, że jestem ich ojcem. Co to za problem zająć się nimi przez jedno popołudnie.

Postarałam się ukryć głęboko wszelkie wątpliwości, wymamrotałam korne podziękowania i kurcgalopkiem oddaliłam się do pokoju z komputerem. Tam z westchnieniem ulgi opadłam na fotel i przycisnęłam przycisk startu.laptop-3087585_1920

– Mamo, a cio robisz? – z zainteresowaniem zapytał Średni. Rzucił mi słodki uśmiech nr 5 i wdrapał się na kolana, oplatając mnie mocno swoimi kochanymi, aczkolwiek mocno mokrymi w tym momencie ramionkami.

– Skarbie, mamusia by chciała troszkę popracować. A rączki wysuszyłeś po myciu?

– A nie wysuszyłem – z niezmąconym spokojem odpowiedział synek i starannie wytarł o moją bluzkę ociekające kończyny – O, już suche. A bajkę włącisz?

– A nie włączę. Mamusia, widzisz, potrzebuje chwilki dla siebie. Przy komputerze.

Patrzyłam w napięciu, jak mój ukochany potomek próbuje przyswoić tę niewiarygodną dla siebie informację. Nie wyszło.

– A pobawiś się ze mną? Bo ja się nudzę…

Zdusiłam jęk.

– Kotku, jesteś w domu zaledwie chwilkę. Pobaw się z tatą, siostrą albo coś – błagałam usilnie, próbując jak najdelikatniej wyplątać się z uroczych, lecz silnych ramionek. Czułam się jak w uścisku zakochanej ośmiornicy.

– A Ty znów przy komputerze – ten pełen potępienia głos mógł należeć tylko do mojej najdroższej córki – albo komórka, albo komputer. I tak siedzisz i siedzisz, a dziećmi się nie zajmiesz.

– 5 minut! – wyrwało się z głębi duszy mojej – 5 minut nawet nie minęło.

– No, to starczy już może tego dobrego.

Postanowiłam nie wdawać się w dyskusje z małolatą.

– Skarby, a gdzie Wasz tata?

– Pełzaka przebiera, w sypialni.

Zgrzytnęłam zębami i podniosłam się z fotela.

– O, jesteś! – przywitał mnie  bardzo dumny z siebie mąż, kiedy wkroczyłam, uginając się  pod solidnym ciężarem  syna – Popatrz, przebrałem małego. Ekologicznie.

Przyjrzałam się jego dziełu z pewnym powątpiewaniem.

– Ale generalnie to wiesz, że używamy pampersów?

Pełzak fiknął nogami na przewijaku. Kilka warstw tetry odwinęło się z jego pupy i zaczęło wdzięcznie falować wokół.

– Oj tam, pampersy! Pójście na łatwiznę! Tak zdrowiej będzie, skóra mu odpocznie… Choć może agrafka by się przydała… Albo dwie.

– Albo dziesięć – dodałam pod nosem, stawiając zdecydowanym ruchem Średniego na ziemi i wyplątując swoje włosy z jego zaciśniętych paluszków – kotku, zajmij się i tym. I tą. Idę pokodować. Naprawdę muszę się skupić, no please…

Tym razem zamknęłam za sobą drzwi na klamkę. Westchnęłam z ulgą i otworzyłam messengera.

„No to już jest całkiem nieźle! Musisz tylko stworzyć nową migrację do tego, potem dodaj asocjacje, walidacje i można mergować!”

Poczułam pustkę w głowie. A myślałam, że jako tako mam opanowany język polski. Może nie w stopniu biegłym, ale komunikatywnym… A tu zonk.

– Kochanie, nie chcę Ci przeszkadzać, ale nie wiesz może, gdzie Pełzak ma spodnie? – drzwi otworzyły się i do środka wsunęła się głowa Męża – jakoś przeciekł nie wiedzieć czemu.

– A ja bluzki domowej znaleźć nie mogę – pod spodem ukazały się złote loki i obrażona minka Panny F.

– A puściś teraz te bajki? – dołączył do chóru Średni.

Odetchnęłam głęboko i wstałam od biurka. Mężowi i córce wręczyłam brakujące fragmenty garderoby, a synowi pudełko z puzzlami i książeczki.

Wróciłam do pokoju. Zamknęłam drzwi. Usiadłam.

– Słoneczko, ja naprawdę nie chciałbym Ci zawracać głowy, ale co właściwie dać im na podwieczorek?

– Bo my straśnie głodni jesteśmy – przez uchylone drzwi zręcznym ruchem wsunął się Średni i przygalopował do biurka, ufnie rzucając się w moje objęcia.

Policzyłam do trzech. Uśmiechnęłam się. Poszłam do kuchni, wyjęłam Pełzakowi z buzi fragment puzzli, podałam do stołu serki ( a dlaczego truskawkowe, a nie waniliowe??), malinki (a dlaczego nie truskawki??) i wodę, uśmiechnęłam się jeszcze raz szeroko i wycofałam w kierunku komputera.

Walidacja… asocjacja… koniugacja… – usiłowałam zmusić resztki pozostałych po ciążach szarych komórek do pracy.

– A gugugu ghhh – rozległo mi się znienacka pod łokciem.

Popatrzyłam w dół. Pełzak odwzajemnił spojrzenie, wsadzając równocześnie do buzi kolejne kawałki puzzli. Wyglądał jak chomik.

Uratowałam najwięcej fragmentów jak się dało i zaniosłam niezadowolone z tego faktu dziecko mężowi.

– O skarbie, dobrze w sumie że jesteś! Skończyłaś już? – mąż wyraźnie ucieszył się na mój widok – bo Ci nawet jeszcze nie opowiedziałem, jaki fajny artykuł przed chwilą znalazłem.

– Fajnie. Super. Nie skończyłam. Nie zaczęłam nawet – wrzuciłam protestującego Pełzaka w ramiona Mężowi – dajcie Wy mi wszyscy chwilę spokoju, co?

– No, ale nie rozumiem, co Ty taka niemiła jesteś – zamykałam drzwi, gdy z kuchni dobiegał mnie urażony głos męża – Zajmuję się dziećmi, żebyś miała czas dla siebie, a Ty taka nerwowa…

Docisnęłam klamkę. Po krótkiej chwili namysłu przekręciłam klucz. Po następnej chwili dosunęłam fotel do drzwi. Udało mi się odejść nawet na trzy kroki, kiedy z kuchni dobiegło nieludzkie wycie.

Zawróciłam na pięcie. Fotel poleciał w kąt, klucz za nim, z bijącym sercem wpadłam do kuchni. Córka siedziała przy stole i szlochała rzewnymi łzami.

– Kochanie, co Ci się stało?? Słoneczko! – przerażona przyskoczyłam do niej.

– AAAA! EEEE! OOOO! Język… w język się ugryzłam!

Czule utulałam obolałą i rozżaloną córkę. Mąż zerknął na nas znad komórki i Pełzaka.

– Kochanie, to co, czas na kąpiel dzieciaków? To już przejmiesz ich chyba, co nie?

Może się bardzo zdziwicie, ale kurs nie poszedł mi zbyt rewelacyjnie. Niemniej jednak coś tam cudem podłapałam i ogólnie uważam, że było to bardzo fajne doświadczenie. Zwłaszcza ta część, kiedy mogłam wyjść z domu. Jeśli jakaś mama lub niemama miałaby ochotę zyskiwać nowe umiejętności programistyczne, to warto zajrzeć na stronę Rails Girls Warsaw. Organizują wydarzenia nie tylko w Warszawie. Generalnie dziewczyny przekonują, że programowanie nie jest magiczną sztuką tylko dla wtajemniczonych i da się tego nauczyć. Nawet będąc kobietą. A ich kursy i szkolenia są zazwyczaj bezpłatne i prowadzone w przystępny sposób.  Podejście do takich zakręconych  młotków jak ja mają bardzo, bardzo życzliwe. Więc jakby marzyła Wam się kariera jako specjalistki od Ruby on Rails, to już wiecie, od czego zacząć 😉

50 myśli na temat “Przyśpieszony kurs asertywności

  1. Ja miałam podstawy kodowania na zajęciach na studiach podyplomowych. Niestety wcale się tym nie zachwyciłam. W ogóle mnie to nie wkręciło. Po prostu chyba się do tego nie nadaję. Ale podziwiam osoby, które potrafią to ogarnąć i się tym zajmować. ja chyba nie mam predyspozycji 😉

    Polubione przez 1 osoba

  2. Nie mam pojęcia, o czym piszesz ( programowanie), za to świetnie znam ( z autopsji) sytuację „wolnego” popołudnia. W podobny sposób przygotowywałam się do egzaminów na podyplomowkach😁. O dziwo zdawalność 100%😉. Pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

  3. Swietnie napisane 🙂 az sie usmiechnelam :))
    Co do samej sytuacji: ja jednak jestem nieco bardziej egoistyczna. Kiedy ja chce miec czas dla siebie, to moze sie walic i palić, mnie to w danej chwili nie interesuje, dziecko jest z ojcem. No, ale ja mam jedno dziecko xD

    Polubione przez 1 osoba

  4. Samo życie! Nie mam dzieci ale to samo jest u mnie, jak przyjdzie czas gotowania obiadu, a ja muszę trochę popracować na kompie i narzeczony oferuje pomoc po czym zadaje sto pytań typu „który garczek”, „na ile stopni piekarnik, z nadmuchem, czy bez”, „na którą miskę to włożyć”, etc. to już wolę sama wszystko ogarnąć 😀

    Polubione przez 1 osoba

  5. Muszę przyznać, że mój mąż to jednak faktycznie dawał mi spokój podczas prac nad jakimś projektem, a on w tym czasie dziećmi się zajmował, radził sobie jak potrafił, czasem córka miała na sobie bluzkę syna, a syn spodnie córki, a o pomoc prosił dzieciaki. :)))

    Polubione przez 1 osoba

    1. I dzieciaki uczyły się samodzielności 🙂 Pamiętam, ze jak się rodził Pełzak, to w szpitalnej sali rozrysowywałam układ półek w szafie dzieci, gdzie co leży i jak to znaleźć 😉

      Polubienie

  6. Ale mnie Twój tekst rozbawił. I skąd ja to znam. Wystarczy tylko, że zniknę na chwilę, już się zaczyna milion problemów. A to piciu, a to siku. A nikt tak dobrze się tym nie zajmie, jak mama. To oczywiście opinia dzieci 🙂 A tak swoją drogą to gratuluję. Świetnie, że się rozwijasz i próbujesz nowych rzeczy. Mam nadzieję, że coś jednak z tego kursu zyskałaś dla siebie 🙂 Pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

  7. Nie mam jeszcze dzieci, ale z moją rodziną czuję się dokładnie tak jak piszesz. W czasie kiedy czytałam Twój wpis i teraz kiedy piszę ten komentarz ledwo 5 razy było: zobacz, chodź etc To tylko przykład, ale (tup tup patrz) tak jest za każdym razem kiedy siadam do komputera czy z książką na kanapie. Myślę, że śmiało mogę powiedzieć co czujesz.

    Polubione przez 1 osoba

  8. Tego typu historie przekonują mnie o słuszności tego, aby mieć trzy psy zamiast dzieci 😛 a mąż też powinien mieć jedną lewą i jedną prawą rękę, bo skoro jest od urodzenia z dziećmi, to powinien tak samo je umieć ogarnąć, jak mama. Chyba mam za duże wymagania, co? 😅

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.