Wypadki chodzą po dzieciach

Wyszłam dosłownie na chwilę, do łazienki, bo Średni pilnie potrzebował pomocy w sprawach higienicznych. Ledwo opuściłam pokój, za plecami usłyszałam huk, chwilę przerwy, a potem okropny, rozpaczliwy płacz Pełzaka. Serce podeszło mi do gardła. Wiecie dobrze, jak długo trwało obrócenie się na pięcie i dopadnięcie w trzech skokach drzwi od salonu. To była wieczność, w czasie której przez głowę przewinęły mi się najczarniejsze wizje, jak to mojego najmłodszego potomka przygniotła szafka, lampa, drzwi balkonowe i meteoryt z kosmosu.

Na szczęście spadł tylko z fotela. Leżał bezradnie na plecach, patrząc w sufit i szlochając przeraźliwie z głębi swojego jestestwa, jak to tylko niemowlaki potrafią. Poczułam się najgorszą matką świata. I pewnie słusznie, bo wina była ewidentnie moja. Pełzak, choć sztuki chodzenia nie opanował jeszcze w najmniejszym stopniu, z uporem maniaka pokochał włażenie na wszelkiego rodzaju krzesła, fotele i kanapy. I żeby właził sobie spokojnie i siadał, to jeszcze pół biedy. Ale nie, on sobie na tych meblach wstaje i zaczyna podskakiwać. No i wczoraj wykonał o jeden skok za dużo…

girl-1990954_1920

Jasne, że wiedząc to, nie powinnam spuszczać go z oka nawet na sekundę. I nie tłumaczy mnie, że zostawiłam go w kącie zajętego grającym pianinkiem i starszą siostrą obok, a wyszłam z pokoju dosłownie na chwilę. Ale zanim zadzwonicie po MOPS, tak z ręką na sercu, przypomnijcie sobie, czy żadne dziecko nigdy pod waszą opieką nie zrobiło sobie krzywdy…?

Zawsze z przerażeniem śledzę wszelkie doniesienia w mediach o wypadkach, jakie dotykają dzieci. Tu jedno wypadło z okna, tam się ciężko poparzyło kawą, a to wpadło do studzienki. Kiedy o tym czytam, mam oprócz ogromnego współczucia dla dziecka i jego rodziny takie okropne, wstydliwe, beznadziejne poczucie ulgi. Do którego się ciężko przyznać nawet przed samą sobą. Że to nie mnie się przytrafiło. Że ja tym razem odstawiłam kawę trochę dalej, że Pełzak spadając z fotela nie złamał sobie karku, że Średni uciekając wpadł tylko do kałuży, a nie pod samochód. Że to nie o moim dziecku piszą w gazetach. Bo to się mogło zdarzyć i w mojej rodzinie. Wiem. I to, że się staram, że próbuję przewidzieć wszelkie możliwe niebezpieczeństwa, nie gwarantuje, że mi się uda.

W sieci pod każdym artykułem o wypadku z udziałem dzieci przewija się jak mantra pytanie: a gdzie byli rodzice? Już nie wspomnę o komentarzach poniżej poziomu, że hehe, patologia straciła 500+, albo że selekcja naturalna działa. Nie, ja piszę o tych pisanych ze świętym oburzeniem, szczerych i z głębi serca wypowiedziach: ale jak rodzice mogli do tego dopuścić! Ja bym nigdy… Ja bym zawsze…

Serio?…

pughorse - paint

Naprawdę nigdy nie zdarzyło Wam się odwrócić na chwilę wzroku? Wyjść do łazienki? Stracić dziecko z oczu na placyku zabaw, zwłaszcza jak się idzie z gromadką? Źle postawić garnek czy zbyt blisko krawędzi stołu gorący kubek, w pośpiechu zostawić nóż lub nożyczki w miejscu dostępnym dla małych łapek? Bo mnie się, niestety, zdarzyło. I dlatego uważam, że wychowanie dziecka bez wypadku to, oprócz ostrożności, kwestia szczęścia.

Nie da się być idealnie czujnym, skupionym i w pełni gotowym 24 godziny na dobę. Nie jesteśmy robotami. Nie wierzę w to. Nie ma co dać sobie czegoś takiego wmówić.

Przy mojej ukochanej gromadce czuję się często tak, jakbym stała nad brzegiem przepaści. Jak podczas jazdy bez trzymanki. Nie nadążam za tempem zdarzeń i głupimi pomysłami potomków. Czasem jest tak, jak w tym dowcipie o flegmatyku, co żółwi pilnował. I tak stał, stał, i patrzył, i patrzył, a one myk…myk… i uciekły.

A więc gdzie byli rodzice??!

W łazience, pierwszy raz od 12 godzin…

W kuchni nad rozgrzaną patelnią, próbując zrobić obiad dla całej rodziny…

Zamknęli na chwilę oczy po nieprzespanej nocy, a obudzili się pół godziny później na odgłos krzyku…

Nad laptopem, próbując na szybko odpisać na pilnego zawodowego maila „na wczoraj”…

Przewijali młodsze dziecko, które akurat obsrało się po uszy…

A to inne historie jak z „Chwili dla Ciebie”:

„Odwróciłam się tylko na chwilę, a syn już otworzył okno i próbował się przez nie wychylić…”

„Dziecko trzymało mnie za spódnice, zajrzałam do wózka, bo młodsza zaczęła kwilić, i nagle okazało się, że starszej już nie ma przy mnie, nie widziałam jej w tłumie…”

„W ostatniej chwili chwyciłam kubek, który mój maluch już ściągał na siebie. Herbata wylała się na obrus, ale nie na niego…”

„Zostawiłam na sekundę dzieci bawiące się razem plasteliną, gdy weszłam z powrotem do kuchni, starszy próbował nakarmić siedzącego obok niemowlaka płynem do mycia naczyń…”

Brzmi znajomo? Na szczęście wszystkie sytuacje skończyły się dobrze, ale pomyślcie, jak mało brakowało. Nie jesteśmy robotami, mamy gorsze dni, bywamy niewyspane, nieprzytomne lub chore, czasem mamy słabszą zdolność reagowania. Wypadki chodzą po ludziach, więc rodzicom, których dotknęła taka tragedia, należy się tylko współczucie, a nie osądzanie. Oni i tak nie darują sobie do końca życia. Oczywiście nie mówię tu o przypadkach znęcania się nad dzieckiem czy zaniedbywania go, ale o zwyczajnych, codziennych, macierzyńskich fuck-upach, które zdarzają się każdemu i które cudem w 99% nie mają poważniejszych konsekwencji.

To napisawszy, idę sprawdzić, jak prezentuje się siniak na głowie Pełzaka i trochę się pobiczować za to, że do tego dopuściłam. Nie przypuszczałam przedtem, jak dużo poczucia winy dostaje się w gratisie przy urodzeniu dziecka. Tak naprawdę, jakkolwiek bym sobie nie racjonalizowała, zawsze mam wrażenie, że wszelkiemu nieszczęściu można było zapobiec, i tą złość na siebie, że czemu ja o tym nie pomyślałam, nie zareagowałam, nie uchroniłam…

58 myśli na temat “Wypadki chodzą po dzieciach

  1. Przemawia do mnie hasło „wystarczająco dobrej matki”. Nie musimy być herosami, choć czasami same od siebie tego oczekujemy.
    Ja wychowywałam swoje córki, szczęśliwie, w czasach, kiedy internet dopiero raczkował. Nie było instagramowych idealnych mam, z instagramowymi idealnymi dziećmi, żyjących w idealnych instagramowych domach. Domyślam się, że dziś musi być dużo trudniej.
    A co do wypadków: choćby nie wiem jak się starać i tak będą się one zdarzać. Niczyja wina. Ot, po prostu nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Niewłaściwe miejsce i niewłaściwy czas.
    Czy jednak, nawet zdając sobie z tego sprawę, pokonamy wyrzuty sumienia? No, nie wiem. Mnie osobiście nigdy się to nie udawało 😉.
    Pozdrawiam ciepło 😊.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Masz bardzo zdrowe podejście do tego, a dzieci faktycznie – trzeba mieć cały czas oczy dookoła głowy, a i tak nie można być pewnym, że nic złego się nie stanie.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Hej nie samobiczuj się! To jest tak zupełnie normalne i to obijanie się jest częścią dzieciństwa każdego. Dzięki temu uruchamiamy instynkty i jesteśmy potem odporni i rozsądniejsi :)) Ja mam na razie jednego malucha i zdarzały nam się wypadku nawet z dwójką rodziców w tym samym pokoju ;))

    Polubione przez 1 osoba

  4. Nawet nie musisz odwracać głowy bo dzieci same lubią pakować się w kłopoty. Sama jestem tego dobrym przykładem. Miałam 12 lat i byłam w przededniu wyjazdu na kolonie do Budapesztu. Zachciało mi się wchodzić na drzewo i spadlam. Złamanie nogi z przemieszczeniem,wakacje sz…trafił a mama prawie zawału dostała:/

    Polubione przez 1 osoba

  5. Doskonale Ciebie rozumiem. Posiadając swego Szkraba zrozumiałam, że nieco muszę zmienić swoje dotychczasowe myślenie odnośnie otaczającej mnie rzeczywistości – na postrzegania świata oczami mojego dziecka i przewidzieć to co może wpaść mu do głowy. np. wchodzenie na regały książek. 😀

    Polubione przez 1 osoba

  6. Chyba każda z nas czasem musi odwrócić wzrok od dziecka. My mieliśmy kojec i dużo pomagał. Ale pamiętam jak córka nam kiedyś z wielkiego łóżka w sypialni spadła w momencie gdy wyszłam tylko do toalety. Wtedy dopiero raczkowała.

    Polubione przez 1 osoba

    1. No niestety. Stałam kiedyś dwa kroki od synka, kiedy zleciał z krzesła i uderzył się mocno w głowę. Na tyle fatalnie, że mieliśmy potem pół roku diagnostyki… Na szczęście wszystko było ok, ale plulam sobie w brodę, że nie udało mi się go złapać.

      Polubienie

  7. Z perspektywy czasu stwierdzam, że szczęście jest najważniejsze w tym wszystkim. Sama będąc dzieckiem już nieco starszym i bawiąc się na podwórku robiłam przedziwne rzeczy (łącznie z wiszeniem głową w dół na trzepaku, jedzeniem podejrzanych liści czy chodzeniem po piwnicach). I gdyby tego szczęścia nie było, to te moje zabawy z innymi dziećmi mogłyby się naprawdę źle skończyć. A przecież nie da się, by rodzić był przy dziecku non stop. No chyba, że zamknie dziecko w pustym pokoju, wyłożonym tylko materacami i nigdy go z niego nie będzie wypuszczał. Tylko, że wtedy MOPS na pewno się zjawi.

    Polubione przez 1 osoba

  8. Przy dzieciach trzeba mieć oczy dookoła głowy, a często rodzice są tak zmęczeni że nie kontrolują każdego ruchu swojej rozbrykanej pociechy, nie powinno się osądzać ludzi bo niestety wypadki się zdarzają

    Polubione przez 1 osoba

  9. Święta prawda. Takie sytuacje sie zdarzaja i to kazdemu. Moja chrzesnica postanowila ogolic sobie pol glowy maszynka do wlosow na zero poniewaz jej Tato tak robi a ze nie schowal maszynki do gornej szafki to nowa fryzura gotowa

    Polubione przez 1 osoba

  10. Bardzo ciekawie, lekko i przyjemnie napisane, pomimo tego, że post nie jest wcale o rzeczach miłych i przyjemnych. Każdej matce wręczyłabym medal za czuwanie nad swoimi pociechami, które bardzo często wcale im tego nie ułatwiają. Nie da się być wszędzie i widzieć wszystkiego, ale mamy starają się to robić i to jest bardzo piękne poświęcenie z ich strony.

    Polubione przez 1 osoba

  11. Nawet mając oczy dokoła głowy przez 24/7, nie sposób być wszędzie w każdej chwili i uchronić dziecko przez wszystkim. Ojcem zostanę „na dniach”, matką nie będę nigdy, ale w pełni świadom swych przyszłych praw i obowiązków wiem, że nie uniknę podobnych sytuacji. Fajnie się Ciebie czyta. 😉

    Polubione przez 1 osoba

  12. Wypadki są przy dzieciach nieuniknione – i nawet dziesiąta para rąk ani oczy dookoła głowy nie wystarczą, by się przed nimi ustrzec. Nie znam dziecka, które niczego by sobie nie zrobiło – i nie ma tu winy rodziców , bo często to dosłownie ułamek sekundy. Zbyt krótko na reakcję, nawet przy świetnym refleksie 😉

    Polubione przez 1 osoba

  13. Ja mając 3 też mam wesoło. Ciągle coś się dzieje. Przecież to nie możliwe, żeby ich upilnować musiałabym chodzić za każdym krok w krok. Upadki są nieuniknione, a my mamy z wyrzutami sumienia często się na siebie złościmy…

    Polubione przez 1 osoba

  14. „Zawsze z przerażeniem śledzę wszelkie doniesienia”… Może po prostu nie śledź… Skup się na tym co dobre, pamiętając, że to, na czym się najbardziej skupiasz, tego masz najwięcej…
    A jeśli przydałoby Ci się trochę spokoju – zapraszam do mnie – już niedługo przeprowadzka na spokojną wieś…

    Polubione przez 1 osoba

  15. Och, jak bardzo się zgadzam… Nawet mam u siebie tekst o podobnej wymowie.
    Jak mój synek po raz pierwszy spadł z łóżka, nie miał nawet trzech miesięcy i dopiero zaczynał pełzać, a ja stałam tuż obok. Nie mam pojęcia, jak to się stało, a jednak się stało. Raz rozciął sobie wargę, ukruszył ząbek – też byłam tuż obok. A każdego dnia zapobiegam tylu wypadkom! Kiedy czytam o tych strasznych rzeczach, które się komuś przydarzyły, zawsze myślę sobie: to był ten jeden raz za dużo. Ten jeden raz, kiedy zabrakło szczęścia. Nigdy nie rwę się do oceniania, zawsze przede wszystkim współczuję rodzicom.

    Tak jak kiedyś powiedziałam po jakimś drobnym „wypadku” mojego synka: on jutro nie będzie o tym pamiętać, ja nie zapomnę nigdy.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Pięknie powiedziane! Mnie się czasem śnią wypadki moich dzieci, którym nie zdążyłam zapobiec, a czasami te, które mogły się wydarzyć, choć jakimś cudem się nie wydarzyły 🙂 Lekka paranoja, no ale cóż, tak już mam 😉

      Polubienie

  16. Znam to bardzo dobrze z własnego doświadczenia. Mogę być zapobiegliwa do granic możliwości, a i tak wystarczy czasem jedna sekunda nieuwagi.. I to przy jednym dziecku! Przez taką jedną jedyną sekundę moja córka straciłaby oko, całe szczęście skończyło się na założeniu trzech szwów tuż obok. Wyrzutow sumienia nie zapomnę nigdy…

    Polubione przez 1 osoba

  17. Wiesz co mi się podoba w Tobie? To że jesteś taka szczera. Nie pusta, nie głupia i bajek nie opowiadasz. No chyba, że dzieciom na dobranoc. Macierzyństwo to nie piękna instagramowa historia z jeszcze piekniejszymi zdjęciami. To czasem gorzka prawda i plucie sobie w twarz , bo nie było się idealnym. Dziękuję Ci za kolejny jakże prawdziwy wpis.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.