Plusy i minusy madkowania

Ostatnio kumpela, po przebrnięciu przez kilka moich tekstów, przyszła do mnie i zapytała: „O madko, a czemu Ty sobie tyle dzieci narobiłaś? Ciągle tylko na nie narzekasz i jęczysz, że masz mało czasu dla siebie. No to był w tym sens?”

Hmm… No i mnie zatkało. Był sens czy nie? Czym ja się właściwie kierowałam? Powiedziałabym, że tak jakoś samo się zrobiło, ale byłby to młyn na wodę i argument koronny o nieodpowiedzialności madek 500+. Postanowiłam podejść do sprawy merytorycznie i odpowiedzialnie i jakąś listę zrobić czy coś.

Zaczęłam szczerze od minusów mego obecnego stanu. A więc co macierzyństwo mi zabrało?

Plusy i minusy madkowania(1)

– Talię. Koniec i kropka, nie ma co wnikać. Raczej bezpowrotna strata.

– Możliwość spania do 10 (o Boże, jak ja za tym tęsknię)

– Spontaniczne wypady nad jezioro, do Paryża czy Łowicza na weekend. Ostatnią improwizowaną wycieczkę z dziećmi zrobiłam na Festiwal Świateł w Łodzi w 2014 i do tej pory wspominam to ze zgrozą. Nie ma bata, bez spakowania setki tysięcy pierdoletów i przygotowania psychicznego moich dzieci do podróży wyjazd nie wypali. No way.

– Imprezy do białego rana i tanie wino na schodach do domu. Dobra, i tak raczej jestem już na to za stara. Nawet bez dzieci.

– Pewne możliwości rozwoju zawodowego. Jak to już raz w życiu usłyszałam, dla niektórych kobieta z trójką dzieci jest skończona na rynku pracy i może co najwyżej zająć się wyszywaniem pieluch w kwiatki. Pewnie najlepiej jednorazowych. I zużytych.

– Jedzenie sushi i chińszczyzny na obiad w niedzielę. Za ostre dla nich, ożeż.. za to pizzę i frytki wsuwaliby 7 dni w tygodniu, jakbym im pozwoliła.

– Czas li i jedynie dla siebie. Na cokolwiek bym chciała. Poczytania książki, pouczenia się w spokoju, skorzystania z łazienki bez wycia pod drzwiami „Mamusiu, ach gdzież Ty?”.

–  Porządek w domu. Niezależnie od tego, ile zasuwam z szufelką i mokrymi chusteczkami, nie ma opcji, żeby w najbardziej nieoczekiwanym momencie spod kanapy nie wychynęło rozdeptane winogrono lub żeby nie nastąpić w środku nocy na ten przysłowiowy klocek lego.

Przełknęłam ślinę. To może przejdźmy do plusów bycia mamą… Zaczęłam intensywnie myśleć… I myśleć…

– Nauczyłam się działać z pełną podzielnością uwagi. Nie jest już dla mnie wyzwaniem równoczesne podawanie kolacji, puszczanie baniek, całowanie bolącego kolanka i udzielania rad co do problemów z chłopakami (6-latce! Czy my też tak szybko dorastaliśmy??)

– Odkryłam w sobie niezliczone pokłady cierpliwości, siły woli i opanowania. Jakbym chciała, kariera tresera dzikich zwierząt w cyrku stoi przede mną otworem.

– Mogę bez poczucia obciachu bawić się na różnych placach i salach zabaw. Np. zjeżdżać na takich wysokich, zakręconych zjeżdżalniach pod pretekstem, że dziecko potrzebuje wsparcia. Co prawda czasem muszę łapać wyrywające się z okrzykiem „ależ mamo, no co ty, wcale się nie boję” dziecko i zanosić je na upatrzony sprzęt, ale mniejsza o mniejszość. Pomogłam? Pomogłam.

– Odświeżyłam sobie tudzież zapoznałam się z całą masą fajnych książek dla dzieci. Ile ciekawych pozycji jest teraz na rynku wydawniczym! Tylko wydać majątek i czytać! To samo dotyczy filmów animowanych. P.S. Czy to, że ostatnio wciągnęłam się w „Barbie i szkołę księżniczek” tak, że odmówiłam robienia kolacji, póki nie zapauzują i nie poczekają na mnie z oglądaniem, świadczy o moim totalnym zdziecinnieniu czy po prostu młodnieję duchem?

– Odkryłam w sobie niesamowite pokłady asertywności. Zawsze byłam osobą potulną, zgodną i dającą sobie wchodzić na głowę. Ale jeśli chodzi o moje dzieci, to o raju! Lwica się we mnie budzi, gotowa bronić potomstwa kłami i pazurami.

– Zaczęłam pisać. I stwierdziłam, że to lubię.

– Poznałam masę fajnych kobietek. Nic tak nie pomaga w nawiązywaniu kontaktów, jak wspólne lepienie babek w piaskownicy czy narzekanie na kiepskie godziny przyjmowania do zerówki.  A jak zbliża wspólny pobyt w szpitalu!

– Oczyma moich dzieci odkrywam po raz kolejny piękno tego świata. Już dawno nie zwracałam uwagi, jak niesamowicie wyglądają drżące kropelki deszczu na gałęzi drzewa, kiedy prześwieca przez nie pierwszy po burzy promyk słońca. Jak niesamowite jest, że krowa daje mleko, i jak fajnie strzyka ono do wiaderka. Jak fascynujący bywa gwiżdżący czajnik i jaką frajdę sprawia posłuchanie po raz pierwszy wpadającej w ucho piosenki.

– Mam to, wiem że złudne i krótkotrwałe, poczucie bycia dla kogoś absolutnie najważniejszą i najbardziej potrzebną osoba na świecie. Kiedy wchodzę do pokoju i widzę rozpromieniające się oczy moich dzieci, słyszę ten autentyczny pisk radości na mój widok, to wiem, że to czysta miłość. Bez udawania, stawiania granic, bez hipokryzji, sztuczek i gierek. One mnie po prostu kochają, potrzebują i już. I tak, wiem, że za 10 lat będę ich wrogiem nr 1 i najbardziej obciachową kobietą świata. Ale tu i teraz jestem boginią.  Im się nawet podoba, jak ja śpiewam! A miały robione badania słuchu…

– Mogę obserwować i uczestniczyć w niesamowitym procesie przemiany  moich dzieci z wrzeszczących i machających nogami przewodów pokarmowych w ukształtowanych, małych ludzików z poglądami, zainteresowaniami i wątpliwościami. Widzę na żywo, każdego dnia, jak kształtuje się ich charakter i osobowość. Z punktu widzenia psychologicznego to dla mnie eksperyment wszechczasów. I tak, wiem, że także ogromna odpowiedzialność, aby te dzikie stwory wychować na dobrych, mądrych, wrażliwych ludzi. Projekt życia normalnie! Największe wyzwanie, przed jakim kiedykolwiek stanęłam!

Po przeanalizowaniu punktów mojej listy doszłam do wniosku, że u mnie plusy przesłaniają minusy.  Może być, zostania dzielną matką trojga obecnie nie żałuję. A że sobie czasem ponarzekam? No taki już mój charakter. Narzekałam będąc bezdzietną lambadziarą, to nie ma co oczekiwać, że po przebytych porodach będę widziała wokół same różowe jednorożce i krainę wiecznego zadowolenia. Macierzyństwo to nie jest bułka z masłem i stan idealnej szczęśliwości 24 godziny na dobę. Nie każdej kobiecie musi podpasować, żeby nie było, że kogoś namawiam na posiadanie potomstwa.  Wszyscy mają swoje listy priorytetów i dla każdego takie podsumowanie może wypaść inaczej.

A co Wy sądzicie na ten temat? Dopisałybyście jakieś punkty do takiej listy? 🙂

67 myśli na temat “Plusy i minusy madkowania

  1. Macierzyństwo wiele zmienia. Ba! Praktycznie mój świat wywrócił się do góry nogami! Są chwile ciężkie, kiedy mam wszystkiego dość, jestem zmęczona bo nie rzadko praca w domu jest syzyfowa. Ale jest też wiele plusów. Nie wyobrażam sobie życia bez mojego dziecka (niedługo już dzieci ;-D). Jestem szczęśliwa, że je mam. Macierzyństwo zmieniło mnie jako osobę, myślę, że wzmocniło mój charakter. jestem odważniejsza, potrafię jasno wyrazić swoje zdanie nawet gdy coś mi nie pasuje. Dawniej byłam cichą i niesmiałą osobą. Teraz nabrałam odwagi, otwartości do świata. 🙂

    Polubienie

  2. „Macierzyństwo to nie jest bułka z masłem i stan idealnej szczęśliwości 24 godziny na dobę.” – ważne i mądre zdanie. Właśnie dlatego każdej matce wkładającej serce w wychowanie dziecka należy się wielki szacunek. Pozdrawiam i zapraszam do siebie! 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  3. To, że cały czas mam dostępne dla siebie te rzeczy, które, jak to napisałaś, straciłaś, przekonuje mnie do czekania z decyzją o dzieciach 😀 najlepiej gdzieś do siedemdziesiątki 😀 hahaha…
    Dooobra, dooobra, widzę w czym ten cały sens postu tu się obraca. Tych plusów jest niewspółmiernie dużo w stosunku do strat. Znajdzie się godny kandydat (skoro jest madka, to może tada?), to i chęć na dzieci przyjdzie. A co do Barbie, ja nie chcę wiedzieć, ale swego czasu (już jako dwudziestoparolatka) ściągnęłam sobie wszystkie odcinki smerfów i je obejrzałam, ot co! 😀

    Polubione przez 1 osoba

  4. Ja tam sama nie wiem.
    Plusów jest więcej.
    Ale niekiedy mam ochotę polecieć na księżyc z tymi moimi dwoma chłopczurami 😉 i tam ich zostawić.. .
    A co do sprzątania hahaha już sami odkurzają to nie syfią tyle 😉

    Polubione przez 1 osoba

  5. A ja będę przez chwilę pusta o głupia bo na prawdę marzę o tym by zrzucić te 15 kg, które mi przybyły w ciąży. Jakbym się tego pozbyła, to czuję, że byłabym lepszą matką. Wiesz, bo takiej grubej to ciężko się wyciąć w chińskie 8 . A mój Mały jest taki szalony, że ta pozycja byłaby dla mnie idealna by za nim nadążyć :):):):):):):)
    Czy ja mogę zamówić prenumeratę bloga? Nowy post wprost do mojej skrzynki?

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ej, no każdy by chciał zrzucić i wyglądać jak sprzed ciąży. Mnie każde dziecko zostawiało w prezencie 3 kg nie do ruszenia 🙂 Jeszcze nie odkryłam, jak sie robi takową prenumeratę. Ale ja Ci mogę osobiście dawać znać, jak coś napiszę, nie mam aż tylu fanek, żeby o tym zapominać 😉 plus zapraszam gorąco do polubienia fanpage. Teoretycznie facebook powinien wyświetlać nowe wpisy. Ale to z facebookiem różnie bywa.

      Polubienie

  6. Lubię u Ciebie ten plus w postaci: „zaczęłam pisać”. 😘 I to się nawet tak ładnie filozoficznie kojarzy z siatką Bagua. Dzieci i twórczość/kreatywność to ten sam kwadrat…

    Polubione przez 1 osoba

  7. Dodałabym jeszcze ten motyw świątecznego stołu za kilkanaście lat, kiedy zjadą się dzieci z rodzinami 🙂 Ja mam dwoje i o ile się uda, postaram się jeszcze o co najmniej jedno. I też będę narzekać i się wściekać 😀

    Polubione przez 1 osoba

  8. Piękny wpis!
    W pełni świadoma tego, że po urodzeniu dziecka…ba, po zajściu w ciążę nic już nie będzie jak przedtem i że wychowywanie swojej latorośli ma ogrom minusów, nie mogę się już wprost doczekać swojego madkowania, od lat najmłodszych. Mimo, że mam lat 21 (dopiero lub aż) to już czasem mam wrażenie, że dla mnie to już za późno…ale zaraz potem zaczynam doceniać obecny stan rzeczy. Z nadzieją, że ten późniejszy, macierzyński, będzie jeszcze lepszy! Co nie znaczy, że łatwiejszy… 😉

    Polubione przez 1 osoba

    1. 21 lat to chyba idealny czas, aby cieszyć się życiem bez większych zobowiązań 😉 oczywiście, są kobiety, które świetnie się czują jako młode matki, ale za późno to to na pewno nie jest 🙂 uwierz mi, 21 lat zdecydowanie klasyfikuje się pod „dopiero”! 🙂

      Polubienie

  9. Też jestem mamą 3 dzieci ( nieskromnie dodam 3 synków) . Ale nie zgodzę się, że matka z dziećmi chińszczyzny musi sobie odmówić! No co Ty mi tu za bzdury piszesz , he, he, he 🙂 Ja uwielbiam chińszczyznę i jadłam będąc w ciąży, rzadko ale jak mnie naszło to musiałam, podczas karmienia – ale jak dzieci już rok skończyły, a teraz to z pełną premedytacją mogę zajadać się chińszczyzną i nikt mi nie zabroni, bo dzieci albo dostają coś innego, na co mają ochotę, albo jedzą chińszczyznę ze mną 🙂 Sama robię chińszczyznę w domu dla całej rodziny – i nawet najmłodszy 3 latek zjada. Fakt, że nie robię mega ostrej, ale czasem sypnie mi się za dużo ostrej przyprawy i też wszyscy jedzą 🙂 Także ten tego – chińszczyzna jest wskazana – nie odmawiaj sobie tego 🙂 Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

  10. Wszystko ma swoje plusy i minusy i trzeba o tym pamiętać. Decydując się na spełnianie marzeń decydujemy się równocześnie na zapłacenie jakieś ceny za realizację tego celu. Czy mamy jednak o tym nie mówić? A niby dlaczego?

    Polubione przez 1 osoba

  11. Bo w tym cały jest ambaras, że nic nie jest tylko czarno, albo tylko białe, ale jak czytam Twoje zestawienie to też mam wrażenie, że Twoje plusy są o wiele ważniejsze niż minusy ❤

    Polubione przez 1 osoba

  12. Ja mam czworo dzieci i też ciągle słyszę, że „dużo was” 🙂 Staram się raczej nie narzekać, bo macierzyństwo nie jest jednolite, lecz jest serią wzlotów i upadków. Jedną rzecz, którą mi zabrało i ciężko jest mi się z tym pogodzić to fakt, że nie zrobię kariery zawodowej. Z pozostałymi dam sobie radę bez problemu, bo to błahostki, do których i tak wrócę (pewnie z wyjątkiem talii 😉 ). A co mi dało? To co Tobie i jeszcze parę innych rzeczy 🙂 Buziaki. Masz świetne, lekkie pióro. Pisz dalej 🙂

    Polubienie

  13. Masz świetną rękę do pisania. Gratuluję i pielęgnuj to. Po drugie- tak tamto było pierwsze. 😉 Każdy życiowy wybór wiąże się z rezygnacją z czegoś innego, to nie nieunikniona kolejność rzeczy. I tyle, nie ma co rozważać nad opcjami, które są poza fizycznymi możliwościami, wóz albo przewóz albo rodzina i pielęgnacja, celebracja życia rodzinnego albo loty w kosmos albo życie jako pirat, albo… żeglarz 😉 No tak jest i kropka. 🙂 Nie ma co się rozwodzić nad opcjami, trzeba czerpać z tego co masz dostępne TU i TERAZ. A czytając Twój tekst utwierdzam się w przekonaniu, że masz bardzo dużo zasobów zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych. Pięknego dnia! 🙂

    Polubienie

  14. Ja nic nie dopiszę , bo nie mam dzieci i raczej tak zostanie 🙂 Szczerze powiem, że ledwo przebrnęłam przez wszystkie minusy, całe szczęście czytanie plusów zrekompensowało mi to dawką uśmiechu. Ogólnie, niespecjalnie rozumiem narzekanie, jako singielka nie narzekałam, jako żona nie narzekam, najłatwiej mi cieszyć się z tego co jest 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  15. Dopiero idę w stronę tacierzyństwa i ta lista faktycznie u mnie wygląda trochę inaczej :p U Ciebie plusiki wynikają już w dużej mierze z posiadania potomstwa. A czy robiłaś taką listę przed pierwszym bobasem? 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Moja pierwsza ciąża była zagrożona, więc raczej tylko z całych sił trzymałam kciuki, żeby tych plusów i minusów móc kiedyś doświadczyć 🙂 Bałam się pozwolić sobie na beztroskie narzekanie, teraz, kiedy wszystko jest ok, to mogę sobie pojęczeć 😉 Powodzenia w tacierzyństwie! Na pewno będzie ciekawie 🙂

      Polubienie

  16. Plusy i minusy są wszystkiego, a jak ktoś tego nie kuma to jego sprawa 😉 A ponarzekać czasem można, a nawet trzeba bo nie jesteśmy cyborgami i mamy prawo do zmęczenia jako matki. Jednak i tak nie zamieniłybyśmy wypadu do Paryża i talii osy na życie bez tych umorusanych buziaków i ciągłego: mamooo mamoo a mamo, mammmo maaamusiu, ammmo 😉

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.