Wiecie, co mnie najbardziej wkurza na placykach zabaw? Matki, które obserwują inne matki. A potem krytykują. Albo jeszcze gorzej, opisują w Internecie 😉
Bo zazwyczaj to ja jestem tą najmniej zorganizowaną, co to nie wzięła dla potomstwa zestawu gruszeczek, jabłuszek i śliweczek, która ciągle rozpaczliwie szuka przynajmniej jednego dziecka lub która (o zgrozo i wieczny wstydzie) zapomniała wziąć mokrych chusteczek .
Ale tym razem byłyśmy tylko my dwie. Ja z moją hordą i ona. Piękna, w powłóczystej sukni i z telefonem w ręku. Z kompletnym luzem psychicznym. A także dwójką dzieci, które pałętały się w tle.
To młodsze takie w wielu mojego Pełzaka, ale o dziwo dużo bardziej ruchliwe. Przydreptało i spragnionym wzrokiem wpatrywało się w moją butelkę wody. Poczułam się lekko dziwnie. Żar z nieba jak cholera, pić mi się chciało dziko, ale jak tu pić na oczach dzieciaka, co ślinę przełykał, jak się na wodę patrzył. A raczej przełykałby, gdyby nie miał potwornie wyschniętych ust.
– Piciu ci się chce, co? Może mamie powiedz – zasugerowałam delikatnie, chowając wstydliwie przedmiot pożądania małego do torebki.
– A nie, nie – odpowiedziała beztrosko mamusia z ławki nieopodal, nie odrywając oczu od smartfona – nie mamy nic do picia.
Noż kurcze pieczone przy tej temperaturze. To przecież się ugotować można. Przeszukałam torebkę. Niestety żaden dodatkowy, zamknięty napój w niej nie objawił. Tylko moja woda i druga dla dzieci. No i teraz dylemat, częstować? Ogólnie jestem przeciwna siorpania z nieznajomymi z jednej butelki. Zerknęłam podejrzliwie na małego, poza odwodnieniem nie wykazywał objawów żadnej zakaźnej choroby, nie to żebym się znała. Z lekkim ociąganiem zawołałam w stronę ławki i smartfona:
– To co, ma się napić naszej? Bo chyba spragniony troszkę…
– A dobrze, dobrze – padła radosna i lekko roztargniona odpowiedź.
– Chorzy nie jesteśmy… bardzo – dodałam w nadziei, że jednak ławeczkowa mama na sygnał zagrożenia ruszy cztery litery i uda się do pobliskiego sklepiku po nieskażone napoje. Nadzieja okazała się płonna, otrzymałam jedynie lekko zamyślony uśmiech Mony Lizy.
Napoiłam starannie swoje i nieswoje dzieci. Odczułam ulgę, że żadne przynajmniej nie padnie przede mną w żwir z pianą na wyschniętych usteczkach. Dziatki tymczasem się zakumplowały i zaczęły w piasku rozrabiać. Najmłodsze nie moje po zwilżeniu ust odzyskało siły i radosnym, choć chwiejnym kurcgalopkiem udało się w kierunku wyjścia z placyku. – Mamusiu, a czemu zakonnice nie mogą mieć męża? – zainteresowała się nagle moja córka.
– Czemu? Eee… – próbowałam wymyślić odpowiedź, obserwując równocześnie szarpaninę małolata z furtką prowadzącą na osiedlową uliczkę. Szło mu całkiem nieźle. Jego mama nadal nie odrywała oczu od telefonu – wiesz kochanie, bo Bóg ma być dla nich najważniejszy.
– Najważniejszy?! – zdziwiła się panna F. – ważniejszy nawet od rodziny? I dzieci?
– Zakonnice nie mogą mieć dzieci.
– Nie mogą? A dlaczego?
– Bo dzieci rozpraszają. Bardzo. – Maluch poradził już sobie z furtką, opadł na kolana i raczkując z prędkością nadciągającego tajfunu wyrwał się na wolność – Wiesz co? Chyba braciszek Ci ucieka – zwróciłam się specjalnie głośno do bardzo grzecznej dziewczynki, stawiającej babki do spółki z moim synem. Dziewczynka nie uniosła głowy. Jej mama twardo również.
– Bo dla mnie to Ty jesteś najważniejsza – rozczuliła się nagle moja córa.
– Naprawdę? Bardzo mi miło. Oj, ucieka, daleko. Hen, hen! – darłam się jak głupia, próbując delikatnie napomknąć wyluzowanej mamuśce, że jej 500+ zaraz przepadnie w krzakach.
– I jak umrzesz, to codziennie będę przychodziła na twój grób – ciągnęła dalej niezrażona panna F., poklepując z miłością bardzo brudną łapką moją nową spódnicę.
– O, to bardzo miło… że co? Eee… no wiesz… codziennie to nie musisz – poczułam się lekko rozproszona wizją mojego zejścia z tego świata.
– Dlaczego? Pochowamy Cię w ogródku, to będzie blisko – dodał z nonszalancją mój synek.
Zapadła chwila milczenia. Dzieci wpatrywały się we mnie, oczekując chyba wyrazów wdzięczności z mojej strony za tak hojną propozycję. Kątem oka widziałam wypięty tyłeczek raczkującego malucha znikający za zakrętem alejki. Już miałam oderwać Pełzaka od fascynującego zajęcia, jakim było poklepywanie łopatką starszego brata, i z nim na rękach rzucić się w pogoń, kiedy mama uciekiniera oderwała wzrok od telefonu, z wolna rozejrzała się wokół i leniwym krokiem wyruszyła za małym. Odetchnęłam z ulgą.
– Nie można chować ludzi w ogródku – powiedziałam stanowczo.
– Dlaczego? Kwiatki bym Ci posadziła, takie ładne – kusiła córka.
– Widzę, że Ty sobie to dokładnie zaplanowałaś. Ale jeszcze trochę, kochanie, dobrze?
Mama z wyrywającym się stworkiem pod pachą znów weszła na plac zabaw. Postawiła dziecko na ziemi obok wózka Pełzaka i powróciła do swojej ławeczki oraz telefonu. Mały zamiauczał w proteście, pokiwał się przez chwilę, analizując swoje opcje, i zainteresował żwirkiem u swoich stóp.
– Mamo, a ile lat będę mieć, jak Pełzak będzie miał nieskończoność? – przeszła swobodnie na nowy temat panna F.
– Ludzie nie żyją nieskończoną ilość lat – naprawdę, dlaczego zawsze na mnie pada, kiedy zbiera im się na poruszanie tego tematu? Nie mogliby pomęczyć tatusia czy panią w przedszkolu?
Zapadła cisza. Dzieci przyswajały informacje. Pełzak przestał poklepywać łopatką Średniego i zajął się rozwalaniem babek miłej dziewczynce obok. Ta w odwecie kopnęła go w piszczel. Zainterweniowałam, przestawiając Pełzaka dalej. Mama na ławce nadal działała jak natchniona, klikając coś metodycznie w telefonie z uśmiechem na ustach. Nie mnie oceniać, może nową Odyseję pisała, lub książkę na temat „Jak najmniej stresowo dla siebie wychować dzieci”? Młodsze z jej potomków równie systematycznie sypało żwirek do wózka Pełzaka, nabierając pełnymi garstkami, wkładając do buzi i plując na siedzisko.
To była ta kropelka, która skłoniła mnie do zaprzestania integracji na placykach zabaw na tamtejszy dzień. Zwłaszcza że uniknęłam w ten sposób odpowiedzi na pytania, a ile to dokładnie żyją ludzie. Zresztą Średni stanął jak lew w obronie młodszego brata i właśnie próbował oderwać dziewczynce warkoczyki. Przynajmniej obyło się ten raz bez tłumaczenia się przed rozgniewaną rodzicielką pokrzywdzonej, bo krzyki córki również umknęły jej uwagi. Tak samo jak złość synka, kiedy popsułam mu zabawę usuwając żwir i piasek ze spacerówki. Pozostawiłam ich na placyku zabaw, rozpłakane dzieci i ich mamę wpatrzoną w telefon z tym samym uroczym, tajemniczym uśmiechem na ustach…
Muszę przyznać, że zazdroszczę luzu. Trochę takiego wewnętrznego spokoju chyba by mi się przydało. No a trochę, trzeba przyznać, było to irytujące. A Was jakie typy matek najbardziej wpieniają? Mające wszystko gdzieś czy nadmiernie troskliwe? Zapatrzone w telefony czy integrujące się za wszelką cenę?
Uśmiałam się, choć domyślam się, że nie było Ci wówczas do śmiechu 😉 Ja również niedawno relacjonowałam na blogu nasze przygody na placu zabaw, to miejsce to niewyczerpane źródło inspiracji!
Jakie matki mnie wkurzają? Staram się nie oceniać żadnej, bo tłumaczę sobie, że nie znam pełnego obrazu sytuacji – choć opisana przez Ciebie Mona Liza pewnie wkurzyłaby i mnie. Denerwuje mnie natomiast, że większość spotykanych przeze mnie matek pokrzykuje i denerwuje się na swoje dzieci. Bo się pobrudzą, bo za szybko biegają, bo powinny uważać… No kurczę, a po co się idzie na plac zabaw, żeby grzecznie na ławeczce siedzieć? 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O muszę poszukać, co to się u Ciebie zadziało 🙂 no ja też podchodzę z przymrużeniem oka, Mona Liza mogła mieć jakiś dzień kompletnego odcięcia po miesiącach bycia megatroskliwą matką, ale było to ogólnie tak zabawne, że nie mogłam się powstrzymać od opisania 😉
PolubieniePolubienie
Tych co pod plaszczykiem dobrych intencji… Ja jestem z tych irytujacych matek, ktore maja to samo motto zyciowe, co jedna firma produkujaca sprzet AGD: „Myslisz o wszystkim”. Mam i ta wode, i owoce i kanapki i zapasowe gatki, w razie gdyby. Teraz juz nie, ale kiedys mialam zawsze pieluche na wszelki sluczaj, a jesli potrzebujesz mokrych chusteczek zapytaj. Niejeden chlopczyk w moich rozowych rajstopkach do domu wracal. Ale poza tym mam chyba aparycje hm, zachecajaca ludzi do udzielania mi dobrych rad. Jestem tez lekko chaotyczna, wiec kiedy szukam tych kanapek wyjmujac z torby wszystko, lacznie z ksiazka, trzema listami, ktore mialam wpiac do segregatora, wiaderkiem i lekko wilgotnymi skarpetkami synka, taka anakonda sie zaczaja i uderza np. „Jeny, jaka ona jest chuda.” (To o moim dziecku). Ja na to „Taka jej natura, tez taka bylam, choc teraz w ogole nie widac”. Ona „No nie wiem, a jestes pewna, ze… A sprawdzalas czy…” Albo, kiedy moj synek nie mowil w przedszkolu (jest trojjezyczny), a teraz jest tak elokwentny, ze wychowawcy cytuja jego zdania jako bon moty. I mam wrazenie, ze wiele osob drazni, ze jestem zwolennikiem obserwacji przed interwencja. Owszem zapytam lekarza, ale jesli ten nakaze odczekac to rzeczywiscie ufam i czekam (mysle, ze mam jednak czuja, kiedy sprawa jest powazna, sama sobie zdiagnozowalam komplikacje po cesarce i ciaze pozamaciczna, w obu przypadkach przed lekarzami, ktorzy na poczatku niczego niepokojacego nie widzieli i dzieki temu jeszcze zyje, wiec mam nadzieje, ze intuicja mnie nie zawiedzie). Ale dla wielu jest to nie do przyjecia – dzieciaki sa wozone od jednego specjalisty do drugiego, nakluwane, badane, czesto bez wienczacej diagnozy, bo po prostu nie ma zadnego innego podloza niz wiek i indywidualny rozwoj. Dlatego ja, wolaca spedzac czas gdzie indziej niz w gabinecie lekarskim budze agresje matek superviserow.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie mam żadnych preferencji w stronę matek. Nie znam się na tym środowisku (jeszcze nie miałam z nim do czynienia).
PolubieniePolubienie
Nie miałaś do czynienia z żadnymi matkami?? No jestem pod wrażeniem. Jedna na milion! 😉
PolubieniePolubienie
No, zdecydowanie jeszcze nie. 😉 Nie mam więc zdania na ich temat.
PolubieniePolubienie
O matko w punkt, nie znosze wszechobecnej krytyki i negatywizmu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No to ja troszkę nakrytykowałam 😉 sorki 😉
PolubieniePolubienie
Oj dużo się takich znajdzie. W sumie nie wiem, które gorsze. Najbardziej jednak nie lubię tych naburmuszonych laluniek. Idą na plac zabaw z dzieckiem ubrane jak do kościoła i w szpileczkach. Muszą się przecież pięknie prezentować 🤣
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja już nauczyłam się na pewne rzeczy nie zwracać uwagi. Choć nie powiem, że umiem być obojętna. Choćby wobec „przymusowego” dziekenia się zabawki czy nie zwracaniu kompletnie uwagi na to co robi dziecko.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mnie najbardziej irytują te chodzące za dzieckiem krok w krok, najlepiej jeszcze z pudełeczkiem pokrojonych owocków właśnie (bo przecież dziecko z głodu umrze i braku witamin przez tę godzinę na placu zabaw…. No i nie przeżyje upadku… W sumie cieszę się, że moje dzieciaki już powoli wyrastają z tych klimatów…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A gdzie chodzą dzieci, co powoli wyrastają z tych klimatów? u nas co prawda jeszcze kilka lat, ale mam wrażenie, że to problem bywa – jak zorganizować czas nastolatkowi? Tu na osiedlu to często widzę tłumy takich w wieku 10-15 lat, co to na huśtawkę i karuzelę już za duże, i które wyglądają na okropnie znudzonych, jak się włóczą dookoła.
PolubieniePolubienie
No to ja byłam taką mamą, co za synem z pudełkiem owoców chodziłam, jedyne chwile, kiedy miałam okazję oswajać go ze smakiem owoców. 😉
PolubieniePolubienie
Moje dzieci wszystko, co im się ga na placu zabaw, natychmiast wymazują w piaskownicy, a potem chrupiąc piaskiem zjadają 🙂
PolubieniePolubienie
Ach te place zabaw..Zapraszam do siebie na blog i wyszukanie wpisu „Plac rozmaitości”. Dowiesz się, jakie matki widuje na placach zabaw :))
PolubieniePolubienie
Ja nie wie czy to jest luz, to raczej olewanie własnego dziecka.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak czytam takie historie to zaczynam żałować, że nie bywam na placach zabaw, przecież to niekończące się źródło inspiracji na blogowe posty 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nic straconego. Komórka w reke, w drugą kawusia i możesz zasiadac na laweczce. Jak co jakiś czas krzykniesz w stronę dzieci coś w stylu: „Julcia, nie bij chłopca, bo się spocisz!” lub „Brajanku, nie jedz piasku”, to możesz siedzieć cały dzień 😉
PolubieniePolubienie
Place zabaw to jest to. Będę pamiętać jak nie będzie sensownego pomysłu na post. Toż to kopalnia złota 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
oooo tak bardzo w punkt. Tez kiedys pisalam o takiej diwie. Rowniez staram sie nikogo nieoceniac, ale czasem ludzie po prostu rozwalaja system. Osobiscie nienawidze placow zabaw, a wlasciwie to najbardziej obecnych tam matek.
PolubieniePolubienie
Usmarkałam się ze śmiechu po pachy. Jam niematka – i matek krytykować nie zameirzam – ale powiem ci jedno: takich partnerów do dyskusji filozoficznych aż ci pozazdrościłam:) Na brak natchnienia nie powinnaś narzekać:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki wielkie 🙂 na brak natchnienia może i nie narzekam, ale powiem Ci jedno – jeszcze mi się nie udało z moją trójką w dyskusji wygrać. Jak już, już dobrze mi idzie i mam sensowne argumenty, to Pełzak robi agugugughhh! i pozamiatane.
PolubieniePolubienie
Mnie najbardziej wkurzsja te najmadrzejsze na swiecie. Gowno widza. Gowno wiedza ale Tobie wypomna wszystko co zle robisz. Ja sie zawsze pytam czemu? Probuje zrozumiec..Ale nie krytykuje. No chyba ze w myslach sobie pogadam sama ze soba. Ale ja nikomu dobrych rad nie daje. Kazdy ma swoj rozum. A jak nie ma to odwracam sie i ide w druga strone by nerwy swoje ocalic.
PolubieniePolubienie
Ach te place zabaw. Dawno na nich nie bywałam. Jednak widzę, że wiele spraw się nie zmieniło. 🙂 Pozdrawiam serdecznie. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzisiejsza rzeczywistość daje do myślenia.. A sytuacje są mi znane, oj chyba nawet i za dobrze ;D Niemal codziennie coś się przytrafia, a przez to tylko można się tylko podbudować!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Lubię obserwować, jeśli mam okoliczności. Ostatnio nad jeziorem trochę się napatrzyłam. Na szczęście na dużo zabawnych sytuacji. Natomiast zawsze szokują mnie matki agresywne.
Jak zwykle świetna opowieść!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zapomniałam kiedyś odebrać Młodego z obozu – dziś poddano by mnie publicznemu ukamienowaniu ??
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bo ja wiem? Chyba nie byłoby tak źle.. ale pewnie obgadano by po kątach 😉 Nikt nie jest bez winy, każdej matce się zdarzają fuck upy 🙂
PolubieniePolubienie
Co jakiś czas opiekuję się dziećmi mojego kuzyna. Młodszy chodził rok temu jeszcze w spacerówce. Raz wybrałam się z nimi na spacer, jeden w wózku, drugi obok nas. Z naprzeciwka podeszła do nas pani, koło 40. Zmierzyła nas wzdłuż i wszerz i powiedziała: no, dzieci to teraz już dzieci mają. Na nic były moje wytłumaczenia, że to rodzina, ja się tylko nimi opiekuje i wołania starszego: ciociu! Westchnęła ciężko, zmierzyła raz jeszcze i odeszła. Są matki i matki… A Twój dialog z Twoimi dziećmi bardzo mnie rozczulił i spowodował ogromny uśmiech na mojej twarzy! : )
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki! 🙂 a zachowań niektórych ludzi nie łapię. Nawet jak sobie coś tam pomyślała, to po co podchodzić, gadać głupoty i psuć komuś krew…
PolubieniePolubienie
Bardzo źle wspominam okres placu zabaw. Nie bardzo miałam z kim pogadać, bo narzekanie na teściową i wszystko wokół mi nie pasowało. Nadopiekuńczość również. Szukałam kogoś wyluzowanego, dla kogo dzieci są szczęściem, ale nie całym światem i nie znalazłam na podwórku. Pozostały książki, choć nie byłam tak zaczytana, jak opisywana przeZ Ciebie mamuśka.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dobre 🙂 Znam te sytuacje – a to matki niereagujące na to, jak ich pociechy niszczą konstrukcje mojego malucha w piaskownicy, a to zapatrzone w telefony, a to nadmiernie przezorne, olewające itp. Staram się nie oceniać – dopóki ich dzieci nie wchodzą w drogę moim, zachowuję spokój i uśmiech Mony Lisy 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A jak wchodzą w drogę to wychodzi z Ciebie Godzilla…? 😉
PolubieniePolubienie
Podejrzewam, że gdyby któremuś z tamtych dzieci coś się stało, to wyluzowana mamuśka zrobiłaby Ci awanturę, że nie pilnowałaś… jej dziecka.
Trochę mi się przypomina post pewnej ratowniczki o rodzicach, którzy puszczają samopas dzieciaki w morzu i są zdziwieni, gdy ratownik im zwraca uwagę: to państwo przede wszystkim mają pilnować, a nie gapić się w telefon, iść na lody czy ogólnie mieć w nosie.
Natomiast doceń swoje dzieci: co za wyrafinowane połączenie logistyki, ekonomii i ekologii plus psychologii! Mamuśka zakopana w ogródku. Zero kosztów finansowych i czasowych dojazdu, stały kontakt, użyźniasz ogród. Powinnaś to poważnie przemyśleć 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No dobrze, przekonałaś mnie tym użyźnianiem. Ale sądzę, że moje dzieci stać na więcej, jeśli chodzi o ekonomię. Mogłyby zrobić z mamusi mumię i pokazywać w ogródku za 10 zł od zerknięcia. To byłby interes życia, takie zakopywanie to prostu marnotrawstwo potencjału…
PolubieniePolubienie
Dla mnie jesteś mistrzynią pisania tekstów. Troszeczkę się uśmiałam. A luz masz w pisaniu. Jeden fragment mnie nieco zaskoczył? 🙂 „darłam się jak głupia, próbując delikatnie napomknąć wyluzowanej mamuśce, że jej 500+ zaraz przepadnie w krzakach.”
I te pięćset plusy… 🙂
Ale z pewnością do śmiechu nie było. Poza tym – tamta matka jakby nieodpowiedzialna. Aż mnie tacy ludzie przerażają…
PolubieniePolubienie
Przesada w żadnym kierunku nie jest mile widziana. Oj, mogłabym wymieniać bez końca haha, troche ich jest 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A teraz obserwuj inne blogi parentingowe, może pojawi się ten sam post pisany z drugiej perspektywy… 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A to byłoby ciekawe… „Siedziała taka nadopiekuńcza kwota, gapiła się na wszystko i wtrącała się do moich dzieci jeszcze!” 🙂
PolubieniePolubienie
Z tym pochówkiem w ogródku to było niezłe 😉 Ja nie jestem idealną super mamą, chyba jak każda popełniam jakieś błędy. Ale jeśli miałabym określić, które mnie najbardziej „wpieniają”, to chyba te przewrażliwione Dziś np. były dni adaptacyjne w przedszkolu i niektóre mamusie chodziły za swoimi pociechami krok w krok, robiły za nie prace plastyczne, plątały się innym pod nogami bo musiały złapać dobre ujęcie swojej pociechy w tym jakże szczególnym dniu…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj, fakt. U nas to najgorzej podczas apeli. Nie da się popatrzeć na dzieci, bo wszyscy stoją i filmują. Rozumiem trochę nagrać, czy kilka zdjęć zrobić, ale przez całą godzinę? gdzie oni to potem będą puszczać, w Guantanamo?
PolubieniePolubienie
Powinnaś książki pisać 😁. Ale takich matek 500+ nie brakuje.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Żebyś wiedziała, że bym chciała 😉
PolubieniePolubienie
Kocham czytać te twoje historie 🙂
PolubieniePolubienie
Szok i niedowierzanie. Jak mozna nie zadbać o podstawowe potrzeby fizjologiczne dziecka…
Przecież pragnienie jest jednym z nich. Strasznie to smutne.
PolubieniePolubienie
Świetnie napisane 🙂
PolubieniePolubienie
Ah, te place zabaw… Można tam wiele zobaczyć i usłyszeć. 🙂
PolubieniePolubienie
mnie najbardziej na placu zabaw wkurzają rodzice kopcący papierochy na ławeczkach. Zawsze walczę z takimi delikwentami, pomijając takie patologiczne zachowania na placach zabaw jak właśnie palenie czy rzucanie mięsem, które równie często się zdarza, to oczekiwania rodziców, że czyjeś dziecko odda swoją zabawkę, bo ta akurat bardzo przypadła do gustu drugiemu dziecku…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czasami kiedy porównuję siebie i inne matki z placu zabaw to dochodzę do wniosku, że jesteśmy z zupełnie innych planet. Nie integruję się, unikam jak ognia, uciekam gdzie pieprz rośnie na sam widok takowych 😉
PolubieniePolubienie
Nasz plac zabaw całe szczęście udaje się zastać pusty 😉
Zauważyłaś, że choć odcinasz się od oceniania i krytykowania innych matek to trochę w tych komentarzach sprowokowałaś taki festiwal ocen? 😉 Chyba jednak nikt z nas nie jest od tego wolny… 😉
A co do opisanej Mony Lizy to tak mi przyszło na myśl, że może była ona opiekunką tych dzieci, a nie mamą?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mamą, mamą. Potem ją poznałam bliżej, spoko babka.
Oczywiście, że nikt nie jest od oceniania wolny. Możemy sobie cytować motywacyjne powiedzonka, jak to porównywać swoje postępy należy tylko względem siebie samego, ale nikt z nas nie jest samotną wyspą. Ludzie patrzą na siebie i coś tam sobie myślą. A przynajmniej tak zakładam. I oczywiście, że w naturze ludzkiej leży ocenianie, porównywanie, krytykowanie tego, co jest sprzeczne z naszymi przekonaniami. Byleby tylko pamiętać, że nie mamy licencji na nieomylność. Byleby starać się nie wyrządzić krzywdy. Byleby zachować dystans do siebie i świata. To chyba już nie jest tak źle 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pięknie to napisałaś. Nie sposób się z tym nie zgodzić 🙂
PolubieniePolubienie