Nie rozumiem moich dzieci. I to nawet nie to, że nie potrafię się wczuć w ich spojrzenie na świat, rodzinę i swoją w niej rolę („wszystko chcę, daj daj daj” – jak takie trzy rozdarte mewy z „Gdzie jest Nemo”). Ja po prostu nie łapię, co te stworki do mnie mówią. Niby tyle czasu spędziły w moim brzuchu, że powinniśmy być połączeni jakąś nadprzyrodzoną świętą więzią i nadawać bez słów na tych samych falach. Przynajmniej według większości poradników dla rodziców. A tu zonk. Bo dziecko się czegoś domaga, chce o czymś ważnym dla siebie opowiedzieć, a mamusia zielonego pojęcia nie ma, o co chodzi.
No, z Tuptusiem to jeszcze najłatwiej. On ma jedno słowo na wszystko: mamaa! Ach, pamiętam, jak mnie to na początku wzruszało, że mnie tak woła i pragnie. Ale ten mały drań wcale tego słówka nie identyfikuje że mną! W zależności od sytuacji i intonacji „mama” w jego słodkich usteczkach oznacza:
– ze złością: zimno mi, gorąco mi, daj pić, zgubiłem kapcia, portfel nie chce się otworzyć, chcę spać, jeść!!
– z radością: dobra zupka, portfel dał się otworzyć i wypadło z niego tyle fajnych okrągłych przedmiotów, ładne listki, ładne kasztanki, o jaka ładna kupka do wdepnięcia!
– ze strachem: zabrałem bratu samochodzik i teraz biegnie w moją stronę, ratuj!!
– z wyrzutem: no i nie zdążyłaś, odebrał mi samochodzik…
– czule i z miłością: babcia przyszła…
Tak więc z najmłodszym synem się jeszcze jako tako dogadujemy.
Gorzej z tymi starszymi. Jak zaczynają nawijać, to mózg mi się przewraca na drugą stronę, a szare komórki rozbiegają się w popłochu. Mają jakieś swoje powiedzenia, których do tej pory nie rozkminiłam. Może Wy wpadniecie na trop, co właściwie moje dzieci mają na myśli??
– O matku dziejno, to jedzenie wchodzi mi w twarz – stwierdził przy kolacji Średni, patrząc z obrzydzeniem w talerz. Powstrzymałam się ostatkiem sił od zapytania, a gdzie niby indziej miałoby mu wchodzić.
– Kochanie, jemy ustami, usta są na twarzy, więc wszystko się zgadza. No jedz kanapeczkę, proszę – jęknęłam, próbując uniknąć wymazania od stóp do głów kaszką mleczną, którą właśnie pluł na odległość Dreptak.
-Nie rozumiesz – zdenerwował się starszy syn – ono mi wchodzi!!!
No nie rozumiałam. Spojrzałam na córkę z nadzieją i niemą prośbą o przetłumaczenie, ale ona akurat czytała komiks i była pogrążona w swoim świecie.
– Mamo, a wiesz – ożywiła się nagle – amatorka do nas do szkoły dziś przyszła!
Poczułam się jak wywołana do tablicy, widząc wlepione we mnie z nadzieją dwie pary oczu. Dzieci wyraźnie czekały na moją zdecydowaną reakcję. Spróbowałam z zachwytem.
– O, super! Świetnie! Dobra wiadomość! A amatorka czego właściwie?
– No jak to czego? – zdziwiła się córka – amatorka przecież, mówię Ci. Fajna taka. Zabawy prowadziła – dodała litościwie, widząc widocznie moje spanikowane spojrzenie.
– Aa! Animatorka, znaczy się.
– No mówię przecież! – obraziła się Panna F.
– Aha… a jakie zabawy prowadziła?
-Fajne – odparła rzeczowo córka i z powrotem wbiła wzrok w komiks.
Kilka następnych chwil upłynęło w milczeniu, przerywanym mlaskaniem Pełzaka. Średni kombinował, jak najbardziej zmiętolić kanapeczkę, aby nie musieć jej jeść, córka nadal udawała, że czyta. A może i czytała naprawdę, kto ją tam wie, na ulicy ostatnio literowała coraz szybciej napisy i domagała się wyjaśniania słówek takich jak „notariusz” „zakład pogrzebowy” i „seks shop”.
– A jak kochanie u Ciebie w przedszkolu było? – spróbowałam nawiązać kontakt ze środkowym potomkiem.
– A dobrze… – odparło dziecko, smarując masłem z kanapki talerz i kawałek stołu.
– A bawiłeś się z kimś?
– A nie…
– To tak sam się bawiłeś? Cały dzień?
– A tak… – Średni był zdecydowanie bardziej zainteresowany wzorami na obrusie niż konwersacją z własną matką.
– A w co się bawiłeś? – brnęłam dalej.
– A w chowanego…
Moje szare komórki odmówiły współpracy.
– I co, znalazłeś się? – zapytałam słabym głosem.
– No nie właśnie – z ubolewaniem w głosie odpowiedział syn i wtarł sobie masło w spodnie.
– A uboczni ostatnio na zbiórce mówili, że poznamy sekret, co to znaczy zupa – poderwała znów głowę moja córka, najwyraźniej postanawiając dać mi następną szansę na werbalne uczestniczenie w jej ciekawym życiu.
– Uboczni? Jacy uboczni? – znów nie stanęłam na wysokości zadania.
– Oj, mamo? No co Ty? Tacy od drużynowej. Ty to nigdy mnie nie słuchasz chyba – obraziła się po raz kolejny Panna F.
– Ależ słucham, słucham. I co to za sekret? Zdradzisz jak już poznasz? Może tę zupę ugotujemy razem? – próbowałam wkupić się z powrotem w łaski.
– Ech, mamo – moje dziecko pokręciło głową z rozczarowaniem – dorośli to nigdy nic nie rozumieją.
Przełknęłam obelgę. Zwłaszcza że w sumie to się z córką w tej kwestii zgadzałam.
– Mamo, mamo! – nagle ożywił się Średni – a pamiętasz, że ja miałem takie dwa żółtatki? Jeden miał taką drugą nogę, a właściwie trzecią, i ona była taka trochę bardziej? I w okularach?
Szybko przeanalizowałam dostępne dane.
– Kochanie, nie żołtatek, a minionek, nie z trzecią nogą, a z gitarą, i nie gitara była w okularach, a żółtatek. Minionek, znaczy się. Jest chyba w komodzie, w drugiej szufladzie od dołu, między tym popsutym telefonikiem a różowym słoniem – wyrecytowałam dumna z siebie, że mogłam pomóc.
– No! Dobrze! To ja bym chciał tego drugiego! – zakończył słodko synek.
Oczywiście nie miałam pojęcia, gdzie jest drugi minionek, więc musiałam pogodzić się z faktem, że po raz kolejny rozczarowałam swoje dzieci. Jakąś wieczność później, po milionach lat wypełnionych walką o zjedzenie kanapek, wypicie herbatki, wzięcie syropku, przebranie się w piżamki, umycie ząbków i wybranie maskotek do łóżka (nie idę spać bez żółtatka, łaaa!) moje dzieci usnęły. Odetchnęłam z ulgą i zabrałam się za swoje kolejne po dzieciach hobby, czyli sprzątanie, zmywanie i składanie prania. Kiedy na palcach, wstrzymując oddech, przekradałam się ze złożonymi ubraniami przez pokój najmłodszych, mój syn nagle otworzył oczy i zawołał „Mamo! Mamo!” Taka jakaś groza była w jego głosie, że cisnęłam świeżo upraną odzieżą o podłogę i rzuciłam się w stronę łóżka.
– Co kochanie? Co się stało? – zawołałam przejęta.
Średni miał otwarte oczy, trzęsącą się bródkę. Mocno złapał mnie za rękę.
– Mamo, wiesz? – zapytał scenicznym szeptem – yeti jest złe!!
– Dlaczego, kochanie? – odrzekłam zdumiona, co mu w środku nocy biedna Wielka Stopa zaszkodziła.
– Bo kradnie krasnoludki – z wielkim naciskiem syn wyszeptał wprost do mojego ucha. Następnie przewrócił się na drugi bok i natychmiast zasnął. A ja zostałam ze stertą rozrzuconego prania i dręczącym mnie do tej pory pytaniem: po cholerę yeti krasnoludki??
Ja nie mam dzieci, i raczej nie będe miała,a le widzę jak ogromna przepaść jest między mną a rodzicami…. To się nazywa różnica pokoleń i choćbyś chciała, tego nie przeskoczysz.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pewnie tak. Choć niech żywi nie tracą nadziei 🙂 Ja się z moją mamą zaczęłam po 30-stce lepiej dogadywać.
PolubieniePolubienie
Uwielbiam czytać relacje z Twoich rozmów z dziećmi 😀 Co jak co, ale nudy z nimi nie masz 😀
U nas słowo „mama” też ma kilka znaczeń. Najczęściej oznacza co prawda mnie, ale zidentyfikowaliśmy też znaczenie dodatkowe – tj. „zrób jak mama”. Z tą oto prośbą na ustach nasz synek wyciąga ręce do taty, żeby wziąć go na ręce lub na kolana. No jak mama.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To chyba magia pokoleń 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Ja zauważyłem, że z bratem jak miałem różnicę 3 lat to było na granicy. A z kims kto był starszy o 8 lat to mało co można było się dogadać, a już nie mówiąc z rodzicami 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie mam jeszcze dzieci, ale już mogę powiedzieć, że wielki szacun dla Ciebie za ogarnięcie takiej gromadki :).
No i jeszcze w tym całym zamieszaniu wiedziałaś, gdzie jest żółtak (chociaż nie ten, co trzeba) XD
Po przeczytaniu Twojego postu dochodzę do wniosku, że dla własnego komfortu psychicznego nie musimy wszystkiego i wszystkich rozumieć, nawet kiedy chodzi o nasze dzieci 😛
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Współczuje sama bym nie zatrybila nic. U mnie jak narazie ze zrozumieniem ale moja córka ma sześć lat więc nie przekręca ps też kocha komiksy
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A jakie najbardziej?
PolubieniePolubienie
Świetna relacja. Lubię czytać takie wpisy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Twoje opisy świetnie nadawałyby się na książkę – od razu bym kupiła! 😉 Jak na razie, z rozumieniem mojego synka (3,5 roku) nie mam problemu. Ale kto wie jak będzie za pare lat? czasami mówi do mnie takie teksty, że nie wiem czy się śmiać, czy głębiej zastanawiać, bo jak na ten wiek naprawdę sporo ogarnia 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Moja siostra jest starsza ode mnie o 9 lat , bardzo widać różnicę między nami przez co często się nie zgadzamy.
PolubieniePolubienie
Swietny tekst. U mnie to samo ☺ Kiedy cała trójka się rozkreci to nie sposób ogarnąć ten dialekt, ale również nie sposób czasem powstrzymać wybuch śmiechu. Świetnie to pokazalas. Czytałem zaciekawiony do końca. Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję bardzo! 🙂
PolubieniePolubienie
Ty już się lepiej ucz żargonu nastolatkowego: nwm – nie wiem, zrb- zrób albo zrobię
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jeszcze trochę mam czasu:) o czasach nastoletnich to aż się boję myśleć 🙂
PolubieniePolubienie
Super czas, polecam nagrywanie;)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja po 19 latach macierzyństwa wciąż czasem nie rozumiem syna 😀 To chyba bardziej różnica pokoleń
PolubieniePolubione przez 1 osoba
u nas najlepsze teksty są notowane, ale tak na prędce „thor na pachołku” „dziufinka z bukeją” itp 🙂
PolubieniePolubienie
Za kilka lat będziesz rozumiała jeszcze mniej.
Ups, to nie było pocieszające 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ale prawdziwe 🙂
PolubieniePolubienie
Chyba w każdym pokoleniu tak jest 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bo chyba cała sztuka w tym, aby nigdy nie zatracić w sobie dorosłym, tego dziecka, które zrozumie:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja się co dzień budzę z tą myślą 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jest wesoło widzę! 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ostatnio mój 14 letni syn mial zadanie polskiego typu co jest ważne w zyciu w 5 zdaniach. Napisal koleżeństwo pies, gry, pewność siebie idp , nie było tam mamy ani taty. Nie ingerowalam w wartości , ale jestem dumna , że wygląda na to, że odcina pępowinę zgodnie z wiekiem . Poczułam ulgę , radość … że walczy o samodzielność. Z drugiej strony mam niezłego hopla na jego punkcie , więc szkoda , że nie jest już małym chłopcem mamusi . Jednak czas już nadszedł .
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pewnie tak… Choć chyba trochę dziwnie się można poczuć, że jako rodzic jest się mniej ważnym niż gry i koledzy 😉 ale zapewne taka kolej rzeczy!
PolubieniePolubienie
Hehe, prowadzę podobne dyskusje z moją niemal 1,5 roczna córka (maaamaa) i 4 latka, tu nie przytoczę bo za dużo jest dziwactw
PolubieniePolubienie
Nikt nie mówił, że wychowanie dzieci to łatwe zajęcie. Wydaje mi się, jak czytam wpisy matek, że jest to jedno z najtrudniejszych wyzwań w życiu człowieka. Pozdrawiam i życzę dużo siły!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dialog z dziećmi bywa uporczywy, wszystko ma swoje plusy i minusy, wszystko trzeba przejść 😉
PolubieniePolubienie
U mnie dwójka nastolatków, każde ze swoim żargonem, czasem słucham i intensywnie pracuję nad wyłapaniem znaczenia jakiegoś słowa, które niekoniecznie z czymś mi się kojarzy. Kiedy indziej przez kilka dni otrzymuję zdawkową odpowiedź „dobrze” na każde niemal pytanie. Sama już nie wiem, który wariant lepszy. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Teraz dochodzą jeszcze ich sympatie, mam okazję posłuchać jak ze sobą rozmawiają, niekiedy czuję się jakbym na innej planecie mieszkała, ale to sympatyczne, że świat, trendy, a zatem i język, podlegają zmianom. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hahaha! 😀 Genialny wpis, uśmiałem się i oczywiście szanuję =)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja tam dzieci uwielbiam – chyba właśnie rownież dlatego, że za Chiny nie wiem, o co im chodzi 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jestem na etapie gdzie córka na kilka znaczeń ma jedno słowo, a ty musisz się domyślić o które teraz chodzi, bo inaczej jest płacz. O i tak, pierwsze mamawzrusza, ale setne wypowiadane w nocy już mniej.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
świetny wpis – dowcipny i przede wszystkim w punkt 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzieci i ich punkt widzenia 🙂
PolubieniePolubienie
To chyba w każdej relacji na linii dziecko-rodzic występuje, różnica pokoleniowa i też tak jest, kiedy ludzie spędzają ze sobą dużo czasu:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja jeszcze nie mam dzieci, ale wszystko przede mną 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A to wszystko przede mną 🙂 najbardziej żałuje tego że żyjemy w świecie tak zaawansowanej technologii: internet, gry, bajki o jakiś stworach. Ja mama brata 5 lat starszego i dopiero teraz kiedy jesteśmy już dorośli to cieszymy się, że się mamy
PolubieniePolubione przez 1 osoba
hahah po choreye…ale widocznie tak jest:)zna to znam wiele razy dostaje dziwen pytania i odpowiedzi:)
PolubieniePolubienie
Nazewnictwo dzieci jest słodkie i straszne równocześnie 😀 mój syn też ma swoje powiedzonka, których zupełnie nie rozumiem😀 np. abaja – słowo, które może oznaczać wszytko, w zależności od nastroju 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Abaja – fajne 🙂 ciekawe, skąd to się bierze. Kiedyś muszę o tym poczytać, w sensie, jak wygląda u dzieci proces uczenia się języka i tworzenia swoich słówek 🙂
PolubieniePolubienie
Jak dobrze że wszystko dopiero przede mną 😊
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Świetny tekst, lubię Cię czytać Kobieto bo jesteś prawdziwa i autentyczna. Ja rozumiem mowę małolatów bo mam bardzo młodych znajomych, po dwadzieścia parę lat dlatego nic mnie nie zadziwiło haha Sama zresztą czasem też używam takich słówek 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zauważyłam w Twoich tekstach! 🙂 Potrafisz trafić do wszystkich 🙂
PolubieniePolubienie
Z dziećmi różnie bywa i to nic dziwnego że nie zawsze je rozumniemy. Moja córka ma 2 latka i choć mówi wszystko wiele osób jej nie rozumie w przeciwieństwie do mnie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zapomniałam jak się rozmawia z takimi maluchami 🙂
Ze starszymi dobrze mi się rozmawiało i z nastolatkami też 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hm u mnie w domu to standard takie wielkie mądrości i przekręcanie słów ale wiesz jakoś nigdy nie pomyślałam, że w związku z tym nie rozumiem moich dzieci. Ciekawe jakie mamy różne spojrzenia. Ja po prostu zakładam, że tego języka się dopiero uczą i w sumie lepiej mi wychodzi rozumienie ich emocji i tego co pokazują niewerbalnie 😉 pozdrowienia!
PolubieniePolubienie