Czego nie mówić cudzym dzieciom

Czy słyszałyście o takich ludziach, którzy próbują pomóc rodzicom mającym problem z opanowaniem swego potomstwa w miejscach publicznych? Ja coś o tym czytałam od czasu do czasu w necie, ale szczerze mówiąc, brałam to za miejskie legendy. Moje urocze dzieci urządzają awantury bardzo często, głównie na zasadzie im większa publiczność, tym większa intensywność, a do tej pory nikt nie kwapił się z oferowaniem wsparcia. Chyba że za takowe można uznać wściekłe spojrzenia i wysyczane po cichu w moim kierunku: „niektórzy to nie powinni mieć dzieci”. Zgadzam się z tym stwierdzeniem ogólnie, więc nie dyskutowałam. Zwłaszcza że byłam zazwyczaj zajęta próbą podniesienia z podłogi wyjącego malucha.

Dziecko na gigancie

Ale ostatnio taka sytuacja zdarzyła się również mi! Prowadziłam akurat ożywioną dyskusję z moim synem przed wejściem do domu. Nie pamiętam już nawet, o co poszło, rowerek, brak rowerka tudzież ośmieliłam się wygrać wyścig do furtki. W każdym razie Średni odmówił z godnością wejścia do środka. Ja byłam zgrzana, spocona, z siatką w jednej ręce, torbą w drugiej i Dreptakiem pod pachą. Możliwe, że głos wędrował mi w niebezpiecznie wysokie rejony. No dobrze, może bliżej prawdy będzie powiedzenie, że darłam się jak opętana. Aż tu nagle usłyszałam za sobą głos…

– To co chłopczyku, może pójdziesz ze mną do domu?

Obejrzałam się. Stała za mną przemiła starszawa pani. Wyciągała rękę do Średniego i uśmiechała się do mnie porozumiewawczo.

Zdębiałam. Przez głowę przemknęły mi wszystkie teksty o tym, jak takie słowa są niebezpieczne dla dzieci i jak odbierają im poczucie bezpieczeństwa. Ba, byłam nawet pewna, że w jakimś poradniku lub na blogu czytałam porady, co powinnam w takiej sytuacji powiedzieć i jak się zachować, aby delikatnie dać pani do zrozumienia, że to nie najlepszy sposób wychowawczy. Ale zanim zdążyłam sobie przypomnieć odpowiedni schemat działania, mój syn przestał wyć, odchrząknął i spokojnie odpowiedział:

– Aa, dobrze. To idę z Panią.

Nie wiem, której z nas bardziej opadła szczęka. Zamarłyśmy nieruchomo, pani w niejasnym poczuciu, że coś chyba poszło nie tak i nie taki efekt chciała osiągnąć, ja, tknięta przeczuciem, że moje dziecię dopiero się rozkręca. I nie myliłam się…

Synek postąpił krok naprzód i wziął osłupiałą panią za rękę.

– To my idziemy. Cześć – rzucił nonszalancko w moją stronę.

Pani chyba przypomniała sobie, jakie kary grożą za porywanie dzieci, bo zaczęła desperacko wyszarpywać swoją dłoń z uścisku. Średni trzymał mocno i stabilnie, wpatrując się w nią szeroko otwartymi, niebieskimi i niewinnymi oczętami.

– Ale… Ale… – wyjąkała pani z lekkim zdumieniem – a co z Twoją rodziną? Nie tęskniłbyś za mamą?

Syn obrzucił mnie chłodnym i oceniającym spojrzeniem. Widocznie zmęczona i czerwona jak burak ze wstydu nie prezentowałam się najlepiej, bo szybko podjął decyzję.

– Nie. To co, możemy iść do Ciebie?

Pani nadal rozpaczliwie walczyła o uwolnienie dłoni z uścisku.

– Ale Twoja mama będzie płakać! – sięgnęła po silniejsze argumenty. Biedna nie znała uporu i siły obrazy rozzłoszczonego czterolatka…

– No trudno. To co, idziemy już? – zniecierpliwił się trochę.

Pani wyglądała, jakby miała zaraz paść na zawał. Zlitowałam się.

– Kochanie, jesteś moim synkiem i wracasz ze mną do domu. Teraz! – wysyczałam z naciskiem.

– Ale przecież ta pani proponowała…

– W domu jest czekoladowe jajko i bajki. Ewentualnie. Dla grzecznych dzieci – postanowiłam uciec się do jednego z trzech metod wywierania nacisku przez rodziców: groźby, przekupstwa i wyrzutu sumienia.

– No dobrze – zgodził się łaskawie Średni i uwolnił panią. Wyswobodzona podskoczyła i oddaliła się w pośpiechu chwiejnym kurcgalopkiem, oglądając się w niedowierzaniu za siebie.

Kilka godzin później, po rozpakowaniu dzieci z kurtek, zakupów z toreb, oraz wypiciu jednej lub dwóch szklanek melissy zdecydowałam się odbyć pouczającą pogadankę z synem.

– Kotku, ale Ty tak na serio chciałeś iść z tą panią?? Przecież wiesz, że z obcymi nie wolno… Tyle razy to ćwiczyliśmy… Te scenki, jakby ktoś Ci chciał szczeniaczka pokazać… albo zapraszał do samochodu… lub piwnicy…

Średni obrzucił mnie nieuważnym spojrzeniem znad rozłożonych przez całą długość pokoju torów kolejowych.

– No ale ta pani nic mi nie chciała pokazać. Poza tym byłaś obok.

– No ale serio byś tak poszedł? Tak po prostu? Od nas??

– No pewnie bym tak sobie poszedł i wrócił po jakimś czasie – wspaniałomyślnie przyznał syn – w sumie to w miarę Was lubię, wiesz.

No i tyle. Cóż, dowiedziałam się przynajmniej, że syn nie chciałby od nas wyemigrować na stałe, mimo wszystkich zgrzytów, i że są na tym świecie ludzie chętni do pomocy nieradzącym sobie matkom, choć może w nie najmądrzejszy sposób. Jedno jest pewne: ta pani, co się nacięła na Średniego, więcej obcych dzieci nagabywać na ulicy nie będzie!

40 myśli na temat “Czego nie mówić cudzym dzieciom

  1. Kobieto, Ty się pytasz!! No ba 🙂 z ogromną chęcią, przyjemnością i nie wiem co jeszcze, tylko odezwij się na priv, jakich zmian mniej więcej oczekujesz 🙂 Pozdrawiam serdecznie i machałabym ogonem z radości, gdybym takowy posiadała 🙂

    Polubienie

  2. Och to kobieta ma za swoje🤗już kiedyś że dwa razy słyszałam ten tekst od starszych pan ale moje chłopaki nie były propozycja zachwycone😜och podziwiam za wytrwałość😅i solidaryzuje się w bólu😉😘

    Polubione przez 1 osoba

  3. Ale historia! Z jednej strony można się pośmiać z nadgorliwej staruszki – a z drugiej strony często robią eksperymenty społeczne polegające na reżyserowaniu podobnych scen z udziałem dzieci – i okazuje się, że ogromna część maluchów faktycznie poszłaby z nieznajomym. Aż mam ciary na samą myśl.

    Polubienie

  4. Ja nigdy takiej staruszki na oczy nie widziałam,a le z opowieści znajomych i innych historii w necie przeczytanych stwierdzam, że to jednak dość powszechna i uciążliwa plaga.

    Polubienie

  5. Nawet nie wiesz jak denerwują mnie takie kobiety, które niby w dobrej wierze proponują dzieciom,żeby z nimi poszły. Kilka miałam takich sytuacji i powiem ci, że chętnie bym tym paniom powiedziała co o nich myślę, ale dziecko jest obok mnie i nie chcę niecenzuralnych słów używać.

    Polubione przez 1 osoba

  6. Haha oj napewno już nie zaczepi. Dobrze, że się naciela na Średniego. Osobiście kilka razy mnie taka sytuacja dotknęła, ale szczerze mówiąc nie widzę w tym nic złego. Ci ludzie chcą zazwyczaj złagodzić sytuację (tak myślę). Kiedyś dzieci były mniej śmiałe, schpwalyby się za matczyna spódnicę i zapomniał o swoim małym wielkim problemie.

    Polubione przez 1 osoba

  7. Niezła historia a już myślałam,ze takie opowieści to raczej nasze dzieciństwo. Bo wtedy prawie każda starsza pani chciała pokazać mamie jak należy wychowywać dziecko, może stad w starszym pokoleniu takiego nagannego i krytycznego spojrzenia, braku poszanowania czyjejś wolności. Bo to przecież Twój cyrk i Twoje małpy, nie wspomnę o szacunku….aż się wierzyć nie chce, z drugiej strony musiała mieć niezła minę !

    Polubione przez 1 osoba

  8. Wiesz, uwazam ze czasami takie interwencje milych starszych pan sa pomocne, bo one potrafia odwrocic uwage dziecka… Ale kurcze trzeba wziac pod uwage, ze ono moze isc w zaparte i podjac ten blef. Musze przyznac, ze Twoj synek ma charakter, a to chyba dobry znak na przyszlosc

    Polubione przez 1 osoba

  9. Niestety zycie jest brutalne. Pan nauczyciel może trochę przejaskrawił podejście do sciągania. Jednak faktem jest, że uczniowie trójkowi zatrudniają piatkowych. Są bardziej otwarci na ryzyko i na prowadzenie firmy. W prowadzeniu firmy bez kreatywności trudno przetrwać

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ogólnie oferowanie pomocy chyba jak najbardziej 🙂 Tylko żeby nie było jak z tą staruszką, co ją harcerzyk uparcie przeprowadzał przez ulicę, podczas gdy ona zaklinała się, że chce iść w przeciwną stronę.

      Polubienie

  10. Myślę że pani chciała po prostu pomóc. Pewnie widziała, że dzieciaki zaczynają Ci dawać w kość. Kiedyś takie „straszaki”działały na dzieciaki. A teraz proszę, babcia chyba się bardziej przestraszyła niz Twoje dziecko 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  11. Hahha, padłam!
    Naprawdę cudownie piszesz! Mam nadzieję, że ta biedronkowa bajka to będzie zaledwie początek, po którym posypią Ci się propozycje książkowe 🙂

    Co do starszej pani mam zdanie podobne do wielu tu już się wypowiadających osób – na pewno chciała pomóc, a forma jaką ta pomoc przybrała wynika raczej z niewiedzy. Starsze pokolenie niestety nie czytuje Matai 😉
    Niemniej mnie takie akcje również straszliwie irytują. Mimo, że moje dziecko jak na razie jest raczej z tych uciekających wówczas do mamy. Ba! W przedszkolu ostatnio jako jedyny z grupy nie chciał w ogóle rozmawiać z logopedką 😉

    Polubione przez 1 osoba

  12. Denerwują mnie strasznie ludzie, którzy zaczepiają moje dzieci – one na szczęscie nie reagują, ale jak były mniejsze czuły się mocno zagrożone. Nauczyłam ich ignorować takie osoby.

    Polubienie

  13. Gnojki to jednak cwane są. Na mojego to działa.. Czasami jak się już tak wydziera, że wstyd mi jak cholera, to proszę obcych ludzi wzrokiem, by się odezwali. I wiesz, że oni zazwyczaj rozumieją mój przekaz i gadają do D. Wtedy ten się wstydzi, wchodzi za mnie i nie ma dziecka. A ja wysyłam tym ludziom uściski wzrokiem. Ale tu masz widać ciężki przypadek..

    Polubione przez 1 osoba

  14. Mój syn kiedyś poszedł za rączkę z jakimś obcym panem, który też chciał nastraszyć. Najlepsze, że ja byłam za rogiem na ulicy (on widział, dziecko mnie nie), bo chciałam lekko pokazać synowi jak szybko mogę zniknąć jak się będzie upierał, że nie idzie. I w sumie syn by sobie poszedł (na szczęście przyszedł z tym panem, miałam rękę na pulsie, a i obcy z tych raczej wystraszonych rezolutnym dzieckiem 😀 ).

    Polubione przez 1 osoba

  15. Zwiedzający różne kraje, miałam okazję widzieć różne style pomocy mamie. I radzi spodobał mi się styl Argentyński. Spotkałam oczywiście kilka osób i tylko kilka sytuacji widziałam, ale ze szczerym sercem mogę powiedzieć że ludzie tam zazwyczaj nie mają problemu z wrzaskami dzieci i ich nieposłuszeństwem. Ba często wygląda to tak, że mówią nie to nie i „olewają” dziecko. Oczywiście nie mówi,że mamy tak robić, ale fajnie by było żebyśmy i mu nauczyli się,że dziecko nie może nami rządzić, czasem „olanie” lepiej robi niż spieranie się i kłótnie.

    Polubione przez 1 osoba

  16. Dzieci są bardzo ufne i musimy po prostu uważać. Hania mając 3-4 lata była u cioci. Ona ma wiele sąsiadek. Akurat przyjechała jedna z nich z ciastem. Zanim się obejrzała, Hania była już w samochodzie i tylko pokazując ręką do przodu „jedź”. Nie miało znaczenia, że widzi tę Panią po raz pierwszy. To my musimy zwracać uwagę na dzieci dopóki nie będą świadome, że to się może źle skończyć.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.