Zakupy… Ulubiona rozrywka każdej kobiety. Słodki wypoczynek pani domu. Już nie wspomnę nawet o wybieraniu ciuszków, przymierzaniu pantofelków i dobieraniu odpowiednich wieczorowych perfum, bo od tego typu przyjemności jakoś się odzwyczaiłam ostatnio. Ale chociaż do tego Carrefoura czy innego Oszą iść, w spokoju pomidorki poprzebierać, długość ogóreczków porównywać, nawdychać się zapachu odmrażanych bułeczek i przeżyć chwilę filozoficznego zamyślenia nad puszkami tuńczyka. Cóż może być milszego?
– Kochanie, wychodzę, nie mamy nic na kolację – oznajmiłam radośnie i skierowałam się szybciutko w stronę wyjścia. Niestety już przy trzecim kroku na mojej nodze zawisł słodki ciężar. Spojrzałam w dół. Dwie pary niewinnych ocząt patrzyły błagalnie.
– Mamusiu, my chcemy z mamusią…
– Będziemy grzeczni, słowo!
Westchnęłam ciężko. Cały misterny plan odsapnięcia od ukochanego potomstwa legł w gruzach.
– O, kochanie, to jak już razem idziecie, to może buty zimowe byś im od razu kupiła? Westchnęłam jeszcze ciężej. Jeśli jest coś, czego nie cierpię bardziej, niż zakupy spożywcze z dziećmi, to jest to kupowanie z nimi butów. No ale jak mus to mus, w sandałkach w grudniu do przedszkola i szkoły ich nie wpuszczą…
– A może Tuptusia byś też wzięła ze sobą przy okazji? Skoro już idziecie? – w głosie mojego męża dało słyszeć się nadzieję. Westchnę… Nie, tu już nie było czasu na wzdychanie, tu trzeba było zwiewać, zanim zostanę jeszcze obdarzona wózkiem z marudzącym najmłodszym. Wyplątałam się z rączek i nóżek, rzuciłam krótką komendę „Kto chce ze mną iść, to już!!” i pognałam do drzwi. Dzieci niestety nadążyły.
Zabawa zaczęła się tuż za drzwiami.
– Mamo, ale kupisz nam cos? – upewniła się córka.
– Nie -zdecydowanie rozwiałam jej nadzieje.
– Jak to nie? To po co ja idę? – obraziła się panna F.
– Możesz kochanie zostać z tatusiem – zaproponowałam.
– Nie, to już Ci potowarzyszę, skoro się ubrałam – odrzekła wspaniałomyślnie.
– Wspaniale – Wyszczerzyłam zęby w nieszczerym uśmiechu – to przypominamy sobie teraz kochani zasady obowiązujące w sklepach. Nie biegamy, nie dotykamy rzeczy na półkach, nie udajemy samolotu i nie wyskakujemy zza półki na obcą Panią krzycząc „uu, zaraz na Tobie wyląduję” – rzuciłam surowe spojrzenie Średniemu. Miał na tyle przyzwoitości, aby zrobić skruszona minę.
– Oczywiście, mamo, masz nas za jakiś głupich, czy co? – obraziła się kolejny raz córka.
– I nie prosimy o zabawki. Dziś nie jest dzień zabawkowy. Jasne? – powiedziałam z naciskiem.
– Jasne, jasne – odmruknęły moje urocze dzieci.
5 minut później…
– Mama, ja muszę mieć tego różowego jednorożca!!!
Obejrzałam z góry na dół przytulankę wielkości szafy. I jednej trzeciej pokoju dzieci
– A gdzie byś ją kochanie postawiła? Na stosie tych zabawek, co już masz?
– No, na przykład – odrzekła z zapałem panna F. Zapomniałam, że sarkazm kompletnie nie działa na moje dzieci.
– Nie ma mowy! Dziś nie jest dzień na kupowanie zabawek. Bułeczki kupimy, warzywa, szynecz… Synu zostaw! – ryknęłam znienacka. Średni podskoczył i wypuścił z ręki małego szklanego Mikołaja. Rzuciłam się szczupakiem i chwytem, za który zebrałabym oklaski w każdym meczu futbolowym, uratowałam bombeczkę tuż nad podłogą.
– Co mówiliśmy? – wymamrotałam, zbierając się z posadzki – nie dotykamy, nie bierzemy do rączki, nie przestawiamy na półeczkach…
– Strasznie nudne te zakupy – zawyrokowała córka.
– I ta mama jakaś nerwowa – dodał w zadumie synek.
Po wielu, wielu alejkach wypełnionych szklanymi słoiczkami, buteleczkami i bibelocikami o niespotykanej wręcz kruchości dotarliśmy do sklepu z butami.
– O, ja chcę te! – zawyła z uwielbieniem w głosie córka.
– W takich to może będziesz chodziła za jakieś 12 lat, moja panno – stwierdziłam surowo, rzucając okiem na cudeńka obsypane cekinami, na jakiś dwudziestocentymetrowych obcasach.
– Oo, a ja chcę takie – synek miłosnym gestem przytulił do siebie różowe buciki z kokardkami.
– A ty w takich to będziesz chodził po moim trupie – powiedziałam kategorycznie.
– A kiedy to będzie? – z zainteresowaniem dopytywał Średni, nie wypuszczając wymarzonego obuwia z rąk.
Ugryzłam się w język, zanim poleciałam standardowym tekstem „już niedługo, i dopiero wtedy mnie docenicie, jak do grobu wpędzicie, itp.” i delikatnie próbowałam odwrócić uwagę dzieciaczków od różowości.
– Dzieci, zimowe buty! Ciepłe! Kupujemy!
– A dlaczego nie możesz kupić nam kilku par?
– Bo nie mam aż tylu pieniążków.
– A dlaczego nie masz?
– A wiesz, sama się nad tym czasem zastanawiam – wymamrotałam pod nosem i triumfalnym gestem podstawiłam im pod nosy idealnie wygodne, rozsądne, zapinane na rzepy buty.
Dzieci obejrzały z dezaprobata.
– II.. Nudne takie.. Bez cekinów.
– Bez kokardek… – dodał zawiedzionym tonem synek.
Przymierzyły. Jedną parę, druga, trzecią.. Przy czwartej zaczęła mnie już boleć głowa. Kiedy odnosiłam odrzuconą przez nich szóstą, kątem oka zauważyłam synka, który zrzucał z półek pudełka z butami. Już trzy rozwalone leżały na ziemi.
Szlag mnie trafił w sekundę. Przyskoczyłam do małego potwora, chwyciłam za rękę i wyszeptałam złowieszczym szeptem:
– A teraz to natychmiast posprzątasz albo, słowo honoru, pójdę do domu i zrobię to samo z twoją kolekcja samochodzików! I wszystkie wylądują w koszu na śmieci!
Dziecko zatkało. I o dziwo rzuciło się do zbierania porozsypywanych butów. Zadowolona z siebie uniosłam wzrok i napotkałam wściekłe spojrzenie jakiejś babki stojącej obok.
– No co, jakoś trzeba to dziecko wychować! -powiedziałam obronnie – nie można przecież pozwalać na wszystko!
Zadowolona z siebie odwróciłam się na pięcie i ujrzała Średniego grzecznie siedzącego obok siostry i kopiącego ją bez większego zapału w kostkę. Zdębiałam. Rzuciłam okiem za siebie i zobaczyłam jakiegoś obcego, choć faktycznie podobnego do mojego syna chłopca i jego zaczerwieniona mamę odkładających pudełka na półkę…
No i butów w końcu nie kupiłam. Radosną gromadą zwialiśmy ze sklepu w trzy sekundy, dobrze, że zakupów nie pogubiłam po drodze.
– Kochanie, i co, odpoczęłaś trochę? Dobrze tak jest czasem się przewietrzyć, co? – zapytał radośnie mąż po powrocie – ale uspokój się, dlaczego rzucasz we mnie pomidorkami??
W sam raz na poprawę listopadowego nastroju 🙂
PolubieniePolubienie
Jak bym widziała siebie…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Moje dziecko ‚tylko’ notorycznie się gubi. Na szczęście na krótkich dystansach. Jak Ty ogarniasz taka gromadkę!?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Sama nie wiem. Chyba nie ogarniam… 🙂
PolubieniePolubienie
hihi fajny tekst na początek dnia 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No popłakałam się ze śmiechu 😂 co najgorsze to takie prawdziwe jest 😎
PolubieniePolubienie
Fantastyczne dialogi haha Uwielbiam Was 🙂
Im więcej dzieci tym, jak widać weselej. Ja jak mam wyjść to zwijam się niepostrzeżenie i czasem nic i nikt mi wyjścia samotnego po niezbędne zakupy nie odbierze 😀 Moje dziecię też podpytuje czy coś mu kupię i też lubi mi coś pokazywać co chciałby mieć koniecznie ale nie szaleje i nie wymusza, a wiele razy omijamy te niebezpieczne rewiry w marketach lub zwyczajnie przez nie przechodzimy bez zbędnych dyskusji 🙂 Wie, że to co lubi i tak dostaje, np. ukochane Lego 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
U nas podobie. Mamo a ta lalka już tu jej nie ma (stwierdza 3,5 latka w sklepie). Kochanie ona się już przeprowadziła 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
fantastyczny tekst, kupuję 🙂
PolubieniePolubienie
Bardzo fajny i trafny tekst. Z humorem i bardzo prawdziwy!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Już jakiś czas na zakupy wychodze sama. Wtedy oszczędzam mnóstwo nerwów i pieniędzy 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oh, jak sie cieszę, że moje ma dopiero 4 miesiące i nie przezywam tego !
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ciesz się póki możesz 🙂
PolubieniePolubienie
Ale numer! Dobrze, że ta kobieta nie była bardziej bojowo nastawiona – bo pewnie doszłoby do awantury 😉 My na duze zakupy Bąbla nie zabieramy – bo jak zbyt dlugo przebywa w supermarkecie to zaczyna mu szwankować integracja sensoryczna.
PolubieniePolubienie
Wypisz wymaluj mój dzień zakupów z dziećmi.
PolubieniePolubienie
Fajne,super się czyta!
Skąd ja to znam….
Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja Ciebie podziwiam. Jak myślę, że mogłabym iść na zakupy z 3 takimi agentami to już mam ochotę uciekać. Zresztą jak gdzieś idę z jednym to już jestem chora. A zajmowanie się dzieckiem to nie odpoczynek. Już czasami bardziej odpoczywam sprzątając całe mieszkanie a nie siedząc z wyjcem.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Rozumiem cię 🙂
PolubieniePolubienie
Moja żona nie znosi zakupów, czyli jest z nią coś nie tak? Ratunku ratujcie moją kobietę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mnie przy dwójce dzieciaków na zakupach często już nerwy siadały, póki nie wpadłam na pomysł, aby zabierać też męża, tak jakby do ich pilnowania. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ile wówczas czasu udawało się zaoszczędzić. 😉
PolubieniePolubienie
Fajny tekst z humorem:) Zakupy w towarzystwie dzieci to duże wyzwanie.. Często spotykam rodziny na zakupach i dzieci robią sporo zamieszania. Podziwiam rodziców za stalowe nerwy w takich sytuacjach.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ciekawa historia 😉 Życzę cierpliwości 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Naśmiałam się 🙂 Ja nie lubię zakupów, ani tych spożywczych ani ubraniowych, szkoda, że nie robią się same 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
a ja nie znosze zakupow
za to moj Luby jest gorsza niz niejedna baba
wszystko musi dotknac pomacac obejrzec
dramat
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W ogóle ja Ty to robisz, że ogarniasz? A poza tym, jakie to… moje 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ehhh, zakupy z dzieckiem, temat rzeka. Z roku na rok i tak jest coraz lepiej, ale do idealu wciąż daleko…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Popłakałam się ze śmiechu razem z Mężem 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawdziwa przeprawa dletego u mnie mąż robi zakupy a my bawimy sie w domu.
PolubieniePolubienie
Zakupy z dzieckiem – nie lubię. Raz na 10 wyjść jest grzeczny, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni… Wolę chodzić po sklepach sama, nawet jak idę tylko pomidory kupić
PolubieniePolubione przez 1 osoba
haha fajny tekst z poczuciem humoru 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jesteś fenomenalna! Książkę o Waszych przygodach powinnaś napisac-i mówię to całkiem poważnie! Świetnie się czyta! 🙂 Ja również wolę sama chodzic na zakupy, nawet kupując buty starszemu bo też są przeboje. Aczkolwiek nie zdarzyło mi się abym pomyliła go z innym dzieckiem 🙂 z drugiej strony świetnie zmotywowalas tamtego chłopca do sprzątania tego co naboił. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Opowieść fantastyczna i jak zawsze świetnie się czyta. Moje bąble mają kompletnie inne sposoby na rozrabianie w sklepach, w dodatku wymagające wyłącznie ich dwóch 🤦🏼♀️ Z zakupami mam za to dokładnie odwrotnie, tzn. nie znoszę robić zakupów dla siebie (bo wtedy jest również największy sajgon), a uwielbiam z maluchami. Ostatnie kupowanie butów zimowych miało miły akcent czemu te a nie inne – bo brat ma podobne. I tym sposobem osiągnęłam podwójną euforię miłości braterskiej 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mega wow super wpis
PolubieniePolubienie
haha szczerze – ja też nie cierpię zakupów z dziećmi. Zwykle jestem totalnie zestresowana, bo moje dziewczyny w sklepach z ubraniami bawią się np. w chowanego.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja w ogóle nie lubię zakupów. Właściwie z przyjemnością chodzę jedynie do księgarni:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Świetny i zabawny tekst! Dobra robota;) pozdrawiam!
PolubieniePolubione przez 1 osoba