Czego nie dowiesz się w przedszkolu – część 1

Nienawidzą, kiedy mówi się na nie „przedszkolanki”. Rodzice podopiecznych dają im popalić bardziej, niż same dzieci. Niekiedy miewają swoich ulubieńców w grupie, choć się do tego nie przyznają. Czego jeszcze nie dowiecie się na zebraniach w przedszkolu? Pani A. (35 lat pracy jako nauczycielka), pani M. (4 lata pracy w przedszkolu ) i pani J. (1 rok) w ekskluzywnym wywiadzie tylko na madkaroku.com! Przeczytaj, co sądzą o placówkach i systemie edukacji osoby, które spędzają dziennie więcej czasu z Twoim dzieckiem niż Ty sama 😉

baby-sitter-1073413_1920

Czym najbardziej potrafią zezłościć rodzice podopiecznych?

A.: Przyprowadzaniem chorych dzieci i udawaniem, że wszystko ok. Spotkałam kiedyś w aptece zaaferowanego tatusia dziecka z mojej grupy, który od progu krzyczał: „Proszę o jakiś superszybko działający syrop dla mojego dziecka, bo ma wysoką gorączkę, a jutro musi iść do przedszkola!”. Inna dziewczynka odbierana była zawsze tuż przed zamknięciem. Tego dnia po południu była apatyczna, miała wypieki. Termometr wykazał temperaturę 38,8 0C. Zadzwoniłam po mamę, żeby jak najszybciej przyjechała, bo córka źle się czuje. Mama rzeczywiście zjawiła się dosyć szybko, wpadła do sali z okrzykiem: „Co się stało? Czy coś sobie złamała?” Kiedy dowiedziała się, że dziecko ma wysoką temperaturę, usiadła na krzesełku, odetchnęła i stwierdziła: „Uff, tylko to, to przecież nic się nie stało. Po co ja tak pędziłam?”

M.: Mnie najbardziej denerwują rodzice, którzy mają pretensje o wszystko. Nie słuchają jak się o coś prosi, obwiniają nas o niepowodzenia swoich dzieci, a sami z nimi nic nie robią. Oczekują , że to my będziemy za nich wychowywać ich dzieci i absolutnie wszystkiego ich nauczymy. Inna sprawa, to przyprowadzanie dzieci, kiedy się chce, co przerywa zajęcia. Rodzice wchodzą w brudnych buciorach na środek sali, dekoncentrują inne maluchy, wracają po 5 razy dać buziaka.

J.: Oj tak! I kompletnie sobie nie zdają chyba sprawy, że to utrudnia życie przede wszystkim ich dzieciom. W mojej grupie jedna dziewczynka jest przyprowadzana zwykle w drugiej połowie zajęć, kiedy ćwiczymy wierszyki, piosenki czy tańce. Jest zdezorientowana, nie umie dołączyć do grupy, a potem na przedstawieniu po prostu nie nadąża. Potem rodzice mają oczywiście pretensje, czemu inne dzieci wszystko pokazują czy śpiewają, a ich córka zaczyna płakać.

A.: W ogóle rodzice rzadko doceniają pracę nauczycielek w przedszkolu. Jeden tata rzucał ciągle uwagi, jak to mamy lekko, że pewnie cały czas siedzimy i pijemy kawkę. Tym ciągłym dogryzaniem zirytował wreszcie moją współpracowniczkę, która zaproponowała mu przyjście do przedszkola w porze, kiedy dzieci szykują się do wyjścia na dwór. Tata przyjął zaproszenie, ubrał pięknie i starannie swoje dziecko i usiadł zadowolony. A moja koleżanka do niego: „Proszę pana, to teraz jeszcze dwadzieścioro czeka.” Trzeba przyznać, że rzetelnie przyłożył się do zadania, ale kiedy skończył, całe czoło miał pokryte potem. Przemowy, jak to panie w przedszkolu nic nie robią, skończyły się od razu.

Widzę, że wkurzający rodzice to temat rzeka. A jakie ich zachowanie najbardziej utrudniają pracę?

A.: Kiedy nie są kompletnie przygotowani na posłanie dziecka do przedszkola. Pewnego dnia usłyszałam straszny płacz dobiegający z szatni trzylatków. Wchodzę, a tam stoi tata, trzyma mocno zdezorientowane dziecko i zanosi się od szlochu. Dziecko wyraźnie mówi, że chce iść pobawić się z dziećmi w sali, tata jednak mocno je trzyma przy sobie. Podałam małemu rękę i wprowadziłam je do dzieci. Tata dostał chusteczkę i pouczenie, że jak ma potrzebę płaczu, to nie w obecności dziecka. Inna mama z kolei na początku września tak mocno trzymała swojego synka, że trzeba go było wyjmować z jej objęć i wnosić do sali. Mama wychodziła z budynku. Któregoś dnia dzieci zaczęły wyraźnie interesować się oknem wychodzącym na gęste krzaki jałowca, coś sobie ożywione pokazywały. Co to było? Mama, która źle znosiła rozłąkę z dzieckiem, pokonała gęste krzewy i rozpięła się na oknie, mocno przywierając twarzą do szyby. Widok był naprawdę wstrząsający. Jej dziecko było jednym z mniej zainteresowanych.

J.: U mnie jedna mama wprowadza swoje dziecko do sali, co chwila przytulając i domagając się buziaków. Głaszcze po włosach i szepcze: „Nie martw się, wszystko będzie dobrze, tylko nie płacz”. Brzmi to tak dramatycznie, że dzieciak w końcu zaczyna płakać. Wtedy ona patrzy na mnie z satysfakcją i mówi: „No widzi pani, jaki on jest do mnie przywiązany…”

M.: I jeszcze okłamywanie dzieci, że przyjdzie się po nich wcześniej. Rodzice chyba czasem nie zdają sobie sprawy, że dzieci rozumieją, co to znaczy „po obiedzie” lub „przed leżakowaniem”. A potem dramat, bo przecież mama miała już być, a nie ma.

A.: No i przyprowadzanie nieodpowiednio ubranych dzieci. Dziewczynki ubierane na co dzień w balowe suknie, w zimie brak czapek i rękawiczek, cienkie spodenki na gołe nogi, bluzeczki, które ciężko nawet dorosłemu wciągnąć na dziecko lub ściągnąć.

J.: Rodzice chyba mają wrażenie, że mamy nie wiadomo ile czasu, aby poświęcić tylko ich dziecku. A tymczasem dzieci w grupie jest około 25. U mnie jedna dziewczynka jest rano przebierana w szatni przez mamusię w cudne tiulowe sukieneczki, zapinane np. na haftki z tyłu. Potem po drugim śniadaniu wychodzimy na dwór, dzieci próbują się ubrać, a ona stoi i ryczy, bo nie jest w stanie w ogóle sobie poradzić. Trzeba jej rozpiąć te wszystkie haftki, zdjąć sukienkę, wciągnąć spodnie, bluzkę, sweterek (zazwyczaj też zapinany na masę guziczków, bo czemu nie), a w tym czasie reszta dzieci przychodzi i prosi o pomoc z suwakami lub bucikami. Potem stoją i zagrzewają się gotowe do wyjścia, podczas gdy ja jestem na etapie zapinania sweterka.

To może problem leży też w liczebności grup w przedszkolach państwowych?

A.: Kiedyś liczebność dzieci pod opieką jednego nauczyciela dochodziła do 30, a nawet więcej. Obecny limit 25 dzieci w grupie to też jest dużo, szczególnie kiedy w grupie są dzieci wymagające dużego wsparcia. Stosowany argument brzmi: przecież i tak nie wszystkie dzieci przychodzą codziennie. A bywa, że przychodzą w 100%, czasem jedno, dwoje nie przychodzi. Optymalną liczbą dzieci byłoby 20, ale przy obecnych problemach kadrowych jest to nierealne.

M.: U mnie jest obecnie 27 dzieci. To za dużo i powoduje, że nie wszystkie dzieci korzystają równo z zajęć. Zgadzam się, że tak do 20 zupełnie inaczej się pracuje.

J.: Wtedy można poświęcić dzieciom indywidualnie więcej czasu. One same są spokojniejsze, nie czują się tak stłoczone.

A czy nauczycielki mają swoich ulubieńców w grupie?

A.: Wszystkie dzieci są te ulubione. Każde jest inne i każde wnosi inną wartość do grupy.

M.: Lubi się wszystkie dzieci, choć z grzeczniejszymi lepiej się pracuje. Kiedy do przedszkola nie przychodzą dzieci sprawiające problemy, to jest łatwiej i więcej mogą skorzystać inne dzieci.

J.: No ma się, choć cała rzecz w tym, aby tego nie pokazać i nie robić żadnych różnic w traktowaniu. Niektóre dzieci są indywidualistami, chodzą własnymi ścieżkami, trzymają się z boku. A inne bardzo potrzebują odrobiny czułości, włażą na kolana, domagają się przytulania, trzymania za rączkę. Mnie zawsze takie rozczulają. No i wiadomo, są w grupie dzieci, co wydają się podobne do naszych własnych. Ale ogólnie nawet nie spodziewałam się, że człowiek tak się przywiązuje do swojej grupy. Wszystkie te dzieciaki stają się po prostu bliskie i bardzo ważne, kiedy codziennie spędza się z nimi tyle czasu.

A czego nigdy, ale to przenigdy nie powiedziałoby się rodzicom dzieci ze swojej grupy?

A.: Że dziecko nie ma żadnej szansy na osiągniecie sukcesu lub że nie poradzi sobie w szkole.

M.: Że ich dziecko jest w czymś gorsze od innych.

J.: Ile o nich wiemy… Rodzice nie zdają sobie na szczęście sprawy, co dzieciaki nam opowiadają. Że się mama pokłóciła z tatą i strasznie krzyczała, że tata dostał mandat i mówił takie superbrzydkie słowa, że babcia to się obraziła i powiedziała, że wszystko ma w d… Oczywiście staram się nie wnikać, ale z drugiej strony, kiedy widać, że dziecko potrzebuje się wygadać, to nie mogę kazać milczeć.
Najtrudniejsze są rozmowy, kiedy rodzice się rozwodzą i dziecko bardzo to przeżywa. Przychodzi i płacze, że tata się wyprowadził, że tęskni, że mama jest jakaś inna i okropnie szlocha wieczorami. Jedyne, co mogę powiedzieć, to że czasem tak jest, że dorośli się rozstają, ale że i mama, i tata bardzo je kochają i nigdy nie przestaną. I mam nadzieję, że się nie mylę.

A za tydzień na madkaroku.com: co nauczycielki sądzą o oczekiwaniach rodziców w stosunku do przedszkola, jak oceniają pomysł, by placówka była otwarta cały rok bez przerwy, i jak zmienić przedszkole, aby nie kojarzyło się dzieciom z kupą… 🙂 Zajrzyjcie!

A na koniec przypominajka, że moją książkę „Tajne przez magiczne” – powieść urban fantasy, której akcja dzieje się w przedszkolu – można kupić w większości księgarni internetowych, na przykład w Empiku lub czytam.pl Można ją także przeczytać w ramach abonamentu na Legimi lub odsłuchać audiobook.

Oto okładkowy opis:

„Agata Filipiak przechodzi trudny okres w życiu zawodowym. Rzuca stabilną posadę redaktorki i zatrudnia się w przedszkolu na stanowisku woźnej. Niestety w nowym miejscu pracy musi radzić sobie nie tylko z niesfornymi podopiecznymi, ale również ze zjawiskami paranormalnymi i siejącymi spustoszenie demonami. A te są bardziej niebezpieczne niż gniew pani dyrektor czy bunt czterolatka. No chyba że takiego obdarzonego magicznymi mocami.

Jakby tego było mało, Agata odkrywa coś, o czym w ogóle nie powinna wiedzieć…

Sprawdź, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami przedszkola i co pozostaje ukryte dla zwykłych śmiertelników!”

41 myśli na temat “Czego nie dowiesz się w przedszkolu – część 1

  1. Wpis idealny dla mnie właśnie mój syn w środę rozpocznie przedszkole, będzie, będzie zabawa, będzie się działo 😉 Już się boję, obiecuję jednak nie stać pod oknem i płakać po wyjściu z przedszkola ;D

    Polubione przez 1 osoba

  2. Przedszkolanki wcale nie mają tak łatwo. Zależy tez własnie dużo od rodziców. A przyprowadzanie chorych dzieci to co słyszę, to dośc normalne zjawisko ostatnio.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Znam takie historie doskonale. Moja mama jest „przedszkolanką” i też nie lubi jak się tak na nią mówi. Sama pracuję jako nauczycielka i mam do czynienia z małymi dziećmi. Wszechobecne zmiany w szkolnictwie i mentalności rodziców (co przekłada się na zachowanie dzieci) bywa dla mnie przytłaczające. Ale cóż poradzić, każda praca ma swoje minusy 😉

    Polubione przez 1 osoba

  4. Dokładnie dzisiaj rozmawiałam ze znajomą która ma córkę w pierwszej klasie i padły słowa…oni nic dziecka nie uczą…za co im się płaci…nie każde dziecko jest mega zdolne i łapie w mig…czasami trzeba jednak posiedzieć z dzieckiem i mu cos wytłumaczyc….nie tylko liczyc na nauczycieli….i narzekać,ze żle uczą.

    Polubione przez 1 osoba

  5. Wracając do przedszkola u mnie jakos bezbolesnie sie to odbyło…..może dlatego, że Hanka miała już „zaprawę” ponieważ od pierwszego roku życia chodziła do żłobka…:-). I ja wróciłam do pracy i jakoś ominęły mnie te długie i dramatyczne rozstania z dzieckiem :-).

    Polubione przez 1 osoba

  6. Przeraża mnie czasem myślenie rodziców – jak można chore, słaniające się na nogach dziecko wywlec do przedszkola? Jak można wyubierać je w te opisane tiule i haftki, kiedy dla dziecka każde ubieranie i rozbieranie staje się dramatem bo samo sobie nie jest w stanie poradzić, więc jak ma nauczyć się sprawnego przebierania i ubierania kiedy sam rodzic rzuca kłody pod nogi? A już wyjście z założenia, że to nauczyciel ma wychowywać i uczyć ich dziecko i ciągłe pretensje rodziców z powodu niespełnianych oczekiwań jest absurdalne…

    Polubione przez 1 osoba

    1. Zgadzam się z każdym słowem, ale powiem jedno – karma wraca. Dzień po opublikowaniu tekstu wysłałam dziecko w cienkich spodenkach do przedszkola, bo szło z babcią i zapomniałam naszykowac ocieplanych. Inna sprawa, że babcia też się nie zorientowała, że coś nie halo.. W każdym razie robię teraz herbatki z malinami i rwę sobie włosy z głowy.

      Polubienie

  7. Dobry tekst wiele w nim prawdy, wszyscy irytujemy się wzajemnie po kilka razy na dzień, Mogłabym wiele opisać, ale przygryze tylko usta, potrafie wykrzesać w sobie ksztyne empati dla nauczycielek , które charuja umysłowo, kazda praca jest cioężka, jeśli jest praca pod kimś, tudżież stołek państwowy.

    Polubienie

  8. Prawdę mówiąc nie rozumiem, dlaczego rodzicie tak mało szanują pracę w przedszkolu. Mnie samej czasem trudno z dwójką własnych w domu. Wiem, ile trzeba siły, uwagi i cierpliwości w kontaktach z dziećmi i zawsze uważałam, że przedszkolne „ciocie” moich dzieci odwalają kawał naprawdę dobrej roboty. I okazywałam im to na każdym kroku, naprawdę. Do dziś jestem im wdzięczna…

    Polubione przez 1 osoba

  9. Prawdę mówiąc nie rozumiem, dlaczego rodzicie tak mało szanują pracę w przedszkolu. Mnie samej czasem trudno z dwójką własnych w domu. Wiem, ile trzeba siły, uwagi i cierpliwości w kontaktach z dziećmi i zawsze uważałam, że przedszkolne „ciocie” moich dzieci odwalają kawał naprawdę dobrej roboty. I okazywałam im to na każdym kroku, naprawdę. Do dziś jestem im wdzięczna…

    Polubienie

  10. Tekst idealny dla rodziców, którzy posłali lub niebawem poślą dzieci do przedszkola. Nie zdawałam sobie sprawy, że takie historie są związane z przedszkolem, paniami, rodzicami…

    Polubione przez 1 osoba

  11. Bardzo przydatny tekst! Mój synek jest w żłobku. Ma wspaniałe „ciocie”, których pracę ogromnie doceniamy – mam nadzieję, że o tym wiedzą 🙂
    Wstydzę się do tej pory, ale zdarzyła nam się wpadka z gorączką 😦 W domu synek czuł się dobrze, ale po południu zaczął gorączkować. W dodatku panie dzwoniły wówczas pod numer telefonu, którego mąż nie używa – ponoć podawał właściwy numer, ale ktoś komuś nie przekazał, no i nie mogły się dodzwonić. Zastanawiały się, czy w takim razie nie zadzwonić na pogotowie. Strasznie nam było głupio, że doszło do takiej sytuacji. Liczę się z tym, że to i owo sobie o nas wtedy pomyślały,,,

    Polubienie

  12. Nie mam jeszcze dzieci, więc nie wypowiem się też na temat przedszkolanek, ale w sumie dobrze wiedzieć takie rzeczy 😀 Może przyda mi się to w przyszłości 😀 Pozdrawiam ciepło!

    Polubione przez 1 osoba

  13. Ja jestem w takiej sytuacji, że znam obie strony medalu: jako rodzic i jako nauczycielka przedszkola. To, co denerwowało mnie w obu przypadkach, to przyprowadzanie chorych dzieci, tłumaczenie rodziców że to alergia, którą o dziwo ma tylko po przekroczeniu progu przedszkola.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Aczkolwiek muszę przyznać, że jeden z moich synów miał zwyczaj kaslac li i jedynie w szatni przedszkolnej, na długo po tym, jak lekarka zdiagnozowala że jest już zdrowy. Nie wiem, czy to wpływ spaceru do przedszkola, czy wrodzonej złośliwości, ale miałam wrażenie, że inni rodzice zaraz mnie zlinczują. Wcale im się zresztą nie dziwilam. Poza momentami w szatni kaszlu niet, aż się pań pytalam 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.