Anioł nie matka czy matka nie anioł?

matka-osmiornica-bialy

Ostatnio przeglądając Internet natrafiłam na artykuł na temat, jakie 5 cech powinna mieć dobra mama. Och, boy… Załamałam się już przy drugiej. Pamiętam, że na pierwszym miejscu stała cierpliwość, a na drugim poczucie humoru, ale takie ciepłe i pozbawione sarkazmu, żeby dzieci nie czuły się wyśmiewane. Jako że jestem masochistką, zrobiłam krótki research w poszukiwaniu innych idealnych cech idealnej mamy. I natrafiłam na mnóstwo zaangażowanych, pięknych, głęboko oddanych dzieciom artykułów, z których wynika, że mama musi zawsze być:

– cierpliwa, choćby jej dzieci budyń wgniatały we włosy lub mazały flamastrami po świeżo wymalowanej ścianie;

– uśmiechnięta i miła, nawet jeśli głowa ją nawala dziko od rana, a szef w pracy wkurzył niemiłosiernie;

– elastyczna, żeby lepiej dostosować się do wszelkich pomysłów i zmian nastroju dzieci;

– kreatywna, żeby uczyć je od maleńkości wyczucia piękna i świetnych pomysłów, choćby przed zostaniem mamą dostawała drgawek na widok igły i nitki, a wszelkie farby i kredki omijała szerokim łukiem;

– zorganizowana, by potomstwo dostarczać na zajęcia dodatkowe (oczywiście wybrane przez dzieci, żeby ich do niczego nie przymuszać).

Poza tym musi oczywiście zawsze mieć czas na zabawę i rozmowy z dziećmi (zadzierzganie więzi od małego), świetnie gotować (same zdrowe rzeczy), uzupełniać pamiętniki i kalendarze dotyczące ich rozwoju, starannie czytać wszelkie dane na opakowaniach, aby nie podać dziecku niezdrowego świństwa, ubierać dzieci tak, aby było im wygodnie, a zarazem elegancko (żadne rajstopki dla chłopców do przedszkola, toż to trauma dla męskości na całe życie) itp., itd…

Dobrej mamie nie wolno:

– mieć złego humoru;

– krzyczeć;

– objadać się słodyczami w tajemnicy przed dziećmi (i tak to odkryją, a gdzie kreowanie dobrych wzorców żywieniowych?)

– olać pranie weekendowe i zapomnieć o pościeli do żłobka na poniedziałek;

– nie mieć czasem ochoty na rozmowę z dziećmi. Bo po prostu nie;

– włączyć Rammstein zamiast Super Simple Songs i wmawiać dzieciom, że komputerek się zepsuł, i dlatego teledysku nie widać;

– wybrać zamiast Czerwonego Kapturka pójście do teatru Czarownice z Eastwick;

– zamiast zdrowego, domowego obiadu z dwóch dań zamówić pizzę. I w dodatku polać ulubioną połowę sosem czosnkowym, by dzieci trzymały się z daleka.

No nie wolno. Nie powinno się, w każdym razie. Powinnyśmy być zawsze zwarte i gotowe, uśmiechnięte, czułe i z otwartymi ramionami, niezależnie, co nasze ukochane potomstwo wykombinuje i w jaki sposób nas wkurzy.

Pytanie tylko, czy my w tym wszystkim pamiętamy o tym, że też jesteśmy tylko ludźmi? Ze swoimi wadami, problemami, smutkami i marzeniami do spełnienia? I czy pamiętamy o tym, że nasze dzieci też są małymi ludźmi, które już niedługo, szybciej niż nam się zdaje, pójdą w świat, i tam nie wszyscy będą do nich tak przychylnie nastawieni jak my? Że spotkają się z mnóstwem sytuacji, w której się okaże, że nie są jednak mamusiowymi pępkami świata i muszą się choć trochę do innych przystosować? Podzielić? Pogodzić się z tym, że nie są dla wszystkich najważniejsze na całym świecie? Że innym zdarza się krzyknąć, obrazić, być niesprawiedliwym? I jak wetrą złośliwie ten nieszczęsny budyń we włosy swojej koleżance, nauczycielce, dziewczynie, żonie czy kochance, to ona nie uśmiechnie się czule i nie będzie słodko tłumaczyła, że tak nie wypada, tylko zrobi dziką awanturę z przytupem?

Mamy też są tylko ludźmi. A mam wrażenie, że same z siebie robimy anioły. Nie dajemy sobie prawa do słabości. Do złości. Rozczarowania i zmęczenia. Nie przyznajemy się, że czasem mamy dość swoich dzieci. Jakkolwiek byśmy ich nie kochały.

Żeby było jasne, ja nie namawiam nikogo do zaniedbywania dzieci tudzież do znęcania się nad nimi psychicznego, o fizycznym już nie wspomnę nawet. Wiadomo, że szacunek dla każdego trzeba mieć, jesteśmy odpowiedzialne za te stwory, co je wydałyśmy na świat itp. itd.  Ale też nie róbmy z naszego potomstwa takich mimoz, co to nie mogą chwilę zająć się sobą. Które dostaną traumy na całe życie, jeśli ktoś podniesie na nie głos. Które zawsze wszystko muszą dostać od razu i koniecznie muszą być ze swoimi zachciankami  na pierwszym miejscu. Moje dzieci są naprawdę dla mnie najważniejsze i oddałabym za nie życie, gdyby było trzeba. Ale są dni, kiedy nie oddam im ostatniego kawałka ciasta, bo sama mam ochotę zeżreć je po cichu. Są dni, że wrzeszczę, bo jestem na maksa wkurzona lub włosy mi się kleją od budyniu (synu, przegiąłeś, długo Ci to będę pamiętała). Swoją drogą, to mój sposób na sprawdzenie, czy w placówkach nie dzieje im się krzywda: – Słoneczko, a czy ciocia/pani krzyczy? – No, zdarza się. – Ale bardziej niż mama? – Ee… Nie. Bardziej to na pewno nie. – A, no to wszystko w porządku.

Są dni, że puszczam wcześniej bajkę, bo chcę porozmawiać przez telefon z kumpelą, i są takie, kiedy zamawiam tę nieszczęsną pizzę, bo po prostu nie chce mi się gotować. Czasem mówię: idźcie wreszcie spać, bo już nie mogę z wami. Zdarza mi się wyrzucić ich z pokoju, bo potrzebuję chwilę popracować. Ba, czasem nawet informuję: albo dacie mi 15 minut spokoju i pójdziecie się pobawić sami, albo będzie draka. Zapominam o odpowiednich flamastrach do szkoły, piżamie do przedszkola, kupnie ulubionych jogurcików Tuptusia. I nie dlatego, że mi nie zależy czy że się nie staram, tylko po prostu czasem nawalam.

Czy moje dzieci będą miały do mnie o to pretensje? Na pewno. Ale, jak kiedyś słyszałam, każdy rodzic zawiedzie swoje dzieci na wybrane przez nie sposoby. Kiedy rozmawiam z moimi rówieśnikami, większość ma coś do zarzucenia swoim rodzicom. I to każdy coś innego. A w dodatku właściwie wszyscy wyrośli na całkiem porządnych, średnio normalnych ludzi, którzy jakoś radzą sobie w życiu. Mimo że z tego co pamiętam, to za czasów naszego dzieciństwa nie było tak wielkiego parcia i nacisku na absolutne i pełne poświęcenie dla dzieci.

Żeby nie było, ja naprawdę podziwiam mamy, które piszą, jak uwielbiają rozmawiać ze swoimi dziećmi, i mogłyby to robić 24 godziny na dobę. Które się zarzekają, że nigdy nie zdarza im się podnieść głosu na swoje potomstwo. Które zawsze, ale to zawsze mają wszystko gotowe i zorganizowane i jeszcze mają czas, by tworzyć z dziećmi te wszystkie absolutnie genialne rzeczy z plasteliny, kolorowego papieru czy materiałów. Które mają super czyste domy myte absolutnie ekologicznymi środkami. Szanuję, podziwiam i trzymam kciuki. Ale równocześnie postanowiłam, że nie będę miała ciągle wyrzutów sumienia. Nie muszę być idealna, będę celowała w bycie „wystarczająco dobrą” mamą. Ostatecznie, moim dzieciom też do perfekcji daleko. I skoro nie wymagam tego od nich, to czemu mam od siebie?

Moje dzieci czuję, że są przeze mnie kochane. I że są dla mnie ważne. Że, kiedy naprawdę potrzebują, mają moje pełne wsparcie. Równocześnie zdają sobie sprawę, że ich mama jest tylko człowiekiem. Ma swoje lepsze i gorsze dni. Swoje humory. Potrzebę pobycia samą lub zrobienia czegoś dla siebie. Że przed pierwszą kawą lepiej za dużo o niej nie wymagać. A najlepiej nic nie mówić.

I tak to się powoli żyje w naszym małym domku.

Bardzo nieidealnie.

A ilustrację do moich przemyśleń wykonała młoda, piękna i zdolna graficzka Agnieszka Galińska, której to za włożony trud w odgadnięcie tego, co autorka miała na myśli, a także świetny efekt jestem szalenie wdzięczna 🙂 Więcej prac Agnieszki można obejrzeć na stronie https://www.deviantart.com/agnieszkagalinska/

63 myśli na temat “Anioł nie matka czy matka nie anioł?

  1. Nie ma idealnych matek! Nie wierzę w takie-serio. Sama się za taką nie uważam. Mam lepsze i gorsze dni, kiedy mam wszystko zwyczajnie w d…W końcu matka też czlowiek.
    Ps. Uwielbiam Twoje wpisy i tak jak już kiedyś Ci pisalam-powinnas napisać książkę-swietnie czyta się Twoje teksty. Od razu poleciałbym do księgarni po egzemplarz 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. Bardzo mądry tekst. Myślę sobie, że takie idealne matki kiedyś będą, no tak powiedzmy za kilkadziesiąt lat. Chyba że takiego zaawansowanego oporgramowania nigdy nie wymyślą 😀

    Polubione przez 1 osoba

  3. Świetny tekst..życiowy. Ja włączyłam się z bycia idealną matką i jestem po prostu taką zwykłą, najlepsza dla swoich dzieci. Bardzo podoba mi się post krążący po fb” kiedyś byłam idealną matką, aż tu nagle pojawiły się dzieci” 😉

    Polubione przez 1 osoba

    1. Pewnie, że po prostu nie da się być idealną. Najgorzej jeśli ktoś tak o sobie myśli i uważa, że nie popełnia/ nie popełniło błędów. Eh wszystko przede mną. Do tej pory przez większość czasu jestem tą matką z uśmiechem, układająca klocki z dzieckiem i gotującą mu zdrowe pyszności, ale… nie mam idealnie wysprzątanego domu, wymytych okien, lakieru na (koniecznie) długich paznokciach itd.

      Polubione przez 1 osoba

  4. Kasiu wg. naszego chorego państw tak musi być.
    W mojej sytuacji np. gdyby zabrakło owoców- zaniedbane.
    Niepościelone łóżko to syf.
    Gdybym nakrzyczala to znęcanie.
    Nie dajmy się zwariować.
    Ja wytrzymam do rizwodu.
    A potem poleję sobie te moją część pizzy. I nie będzie tak , że zawsze im oddaję te dwa swoje kawałki.
    Pięknie napisane :*

    Polubienie

    1. Dokładnie, wielokrotnie śmieszy mnie taka macierzyńska poprawność polityczna, idealizm w czystej postaci, wkręcanie kobiet w poczucie winy, że nie są wystarczająco dobre, że coś zaniedbują. Moja matka nie jest idealna, ale to właśnie te ludzkie drobne mankamenty kocham najbardziej, bo one są oznakami jej indywidualnej osobowości.

      Polubione przez 1 osoba

  5. Najwazniejsze, zeby nie bylo agresji, bicia, przemocy i krzykow wobec dziecka. Oczywiscie czasem zdarzy sie chyba kazdemu rodzicowi podniesc glos, ale chodzi mi o darcie sie bez powodu itd.
    Wazne, zeby pomoc dziecku rozwijac sie i nie zyc w stresie.

    Pozdrawiam!:)

    Polubione przez 1 osoba

      1. Że „nowa matka” odchodzi od starych schematów i ma wiele wątpliwości jaką drogę obrać w wychowaniu dziecka oraz że ma o wiele więcej możliwości i swobody. Tak w dużym skrócie.

        Polubione przez 1 osoba

  6. Nie jestem idealna, myślę że dla moich dzieci jestem wystarczająco dobra. Są rzeczy, które chciałabym w jakimś aspekcie lepiej zorganizować, ale bez spiny. Twój opis rzeczywistości pasuje do naszej 😉 samo życie 😊

    Polubione przez 1 osoba

  7. Jak ktoras sie chwali, ze jest taka idealna, to ja w to nie wierzę. Kazdy normalny czlowiek ma chwile slabosci.
    A najlepsze sa te mamuski, ktore uwazaja, że teraz juz nie moga miec swojego życia, hobby czy czegokolwiek, nie zwiazanego z dziecmi. Bo matce nie wypada. A taka, ktora od czasu do czasu wyjdzie gdzies bez dzieci, np.na impreze, to wedlug nich to juz patologia xD

    P.s. świetny wpis!

    Polubione przez 1 osoba

  8. Kochana, matką nie jestem i pewnie szybko nie będę. Natomiast jak tak sobie obserwuję rzeczywistość to masz rację. Matka to tylko człowiek i tego właśnie powinna uczyć swoje dzieci. Pozdrawiam 😀

    Polubione przez 1 osoba

  9. Nie róbmy z dzieci inwalidów społecznych. Masz 130 % racji. Zderzenie wychuchanych mięczaków spod parasola nadopiekuńczych mamuś, z nie zawsze tęczowo-landrynkowym życiem, może okazać się dla nich śmiertelne. Nie twierdzę, że trzeba szkolić małych Rambo, odpornych na przypalanie rozgrzanym metalem. Ale fajnie byłoby wychować ludzi świadomych innych ludzi, ich potrzeb, słabości i potrafiących reagować na to, co się dzieje poza nimi. Inaczej wyrosną bardzo zadbani, świetnie wyedukowani i beznadziejni egocentrycy, bez grama instynktu samozachowawczego.

    Polubione przez 1 osoba

  10. Racja, wiadomo. Jesteśmy tylko ludźmi. Żadna z nas nie jest idealna, choć chce takie pozory stwarzać, zwłaszcza zdjęciami z idealnym porządkiem, idealnie ubranymi dziećmi i opisem, jakie to one nie są grzeczne, zdolne i piękne. Po wyłączeniu laptopa idzie sprzątać zasyfioną drugą stronę pokoju, w której nie było robione zdjęcie, w międzyczasie wrzeszcząc na dzieci, które rzucają w nią zabawkami. Głęboko w to wierzę. 😀

    Polubione przez 1 osoba

  11. „Mamy też są tylko ludźmi. A mam wrażenie, że same z siebie robimy anioły. Nie dajemy sobie prawa do słabości. Do złości. Rozczarowania i zmęczenia. Nie przyznajemy się, że czasem mamy dość swoich dzieci. Jakkolwiek byśmy ich nie kochały.” – wiele w tym prawdy choć mówi się o tym zdecydowanie zbyt rzadko.

    Myślę, że problem nie jest wtedy, kiedy „nie jesteśmy idealne”, a wtedy kiedy złość czy inne słabości, przeradzają się w przemoc.

    Polubione przez 1 osoba

  12. Myślę, że u mnie w domu jest bardzo podobnie jak u Was. Moje dzieci z pewnością czują się kochane i kochają nas rodziców i siebie na wzajem – nawet głośno o tym mówią 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  13. Nie uważam się za matkę idealną, ale staram się swoje dziecko wychować najlepiej jak potrafię i wpajać mu takie wartości jakie według mnie są dobre 😉

    Polubione przez 1 osoba

  14. Ja i tak Ciebie podziwiam. Mam jedno dziecko a krew mnie zalewa od rana do nocy. A Ty? Troje dzieci. Oszalałabym. I z tym podniesionym głosem masz rację. Czasami jak nie krzykniesz, to się albo dziecko o coś zabije, albo wykończy Ciebie.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Kasia Hartung Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.