Kocham, więc czytam – Księżniczka w papierowej torbie

Projekt bez tytułu(20)

– Tato, tato, pomóc Ci w sprzątaniu? -zaoferował z entuzjazmem synek.

– Nie!

– No dobra, to ci pomogę.

Bam! Książki znowu rozsypały się po całym pokoju. Mąż wymamrotał pod nosem coś średnio pedagogicznego, wyjął zamaszystym gestem resztę czytanek z ramion Średniego i po raz kolejny zabrał się za układanie na półkach lektur naszych dzieci.

– Po co im tyle Kici Koci? – zapytał z pretensją – naprawdę wszystkie czytają?

– Naprawdę. Wszystkie – odpowiedziałam z lekką melancholią w głosie. Przygody wielkookiej koteczki i jej przyjaciela z miną jak rastafarianin na ostrej fazie znałam na pamięć i mogłam deklamować nawet w środku nocy. Niemalże tak sprawnie, jak ukochaną książeczkę Tuptusia. Tą o świecącej gwiazdce i niesamowitej wyprawie małego liska, co zamiast grzecznie spać przy mamie, włóczył się po całym gospodarstwie i wyrywał ze snu Bogu ducha winne zwierzątka.

To nie tak, że ja nie cieszę się, że moje dzieci lubią czytanie. Wręcz przeciwnie, jestem przeszczęśliwa! Czytanie dzieciom to naprawdę bardzo fajne i ciekawe zajęcie. No, przynajmniej ciekawsze od setnej danego dnia zabawy w doktora czy piknik. I w dodatku kiedy siedzą i słuchają bajek, to nie rozrabiają. Same plusy. Nie wspominając już o poszerzaniu słownictwa.

– Mamo, co to jest łajza?

Oderwałam się od zbierania książeczek z puzzlami, które rozsypały się po całym dywanie, i błędnym okiem zerknęłam na córkę. Siedziała na kanapie i czytała coś z zapamiętaniem.

– Ktoś niezbyt miły – powiedziałam trochę niepewnie – a co Ty w ogóle tam masz? – zainteresowałam się podejrzliwie.

– Aa, takie tam, o księżniczce i smoku – odpowiedziała niewinnie Panna F.

Zerknęłam na tytuł. „Księżniczka w papierowej torbie”.

– O, przynajmniej coś nowego – ucieszyłam się i usiadłam koło córki – nie pamiętam tej książeczki. To co, poczytamy sobie razem?

Średni przytaknął i wskoczył mi z rozmachu z podłogi na kolana. Jęknęłam zarówno ja, jak i sprężyny kanapy. Tuptuś przydreptał i zajął na sofie swoją ulubioną pozycję do czytania, czyli półleżącą na mojej głowie, z równoczesnym żelaznym chwytem jedną ręką za włosy, a drugą za mój nos.

Książeczka zaczęła się, jak wszystkie baśnie. Była sobie piękna księżniczka imieniem Elżbieta, co mieszkała w zamku, nosiła drogie ciuchy i miała wyjść za księcia Ronalda. Niestety tę sielankę przerwał smok, który spalił cały zamek, w tym wszystkie ubrania Elżbiety. Na dodatek porwał jej narzeczonego. Księżniczka jednak nie straciła ducha, ubrała się w ocalałą jakimś cudem papierową torbę, a potem ruszyła na poszukiwania smoka i ukochanego.

– Jakim cudem smok spalił cały zamek, a papierowej torby nie? – zapytał podejrzliwie, i wyjątkowo logicznie, Średni.

– Bo ja wiem? Może ją gdzieś schowała? – odpowiedziałam bez przekonania, bo też mnie to intrygowało.

– To ubrania se nie mogła schować? Głupia jakaś ta księżniczka – stanowczo i bezlitośnie ocenił Średni.

– Nie mówimy „głupia” – odrzekłam szybko wychowawczo – i nie oceniamy ludzi, tylko zachowania. Możesz powiedzieć, że postąpiła głupio. Ewentualnie. A poza tym, czy nie lepiej doceniać jej hartu ducha? Nie załamała się, tylko ruszyła odważnie szukać smoka. Nawet ubrana w papierową torbę.

– Bo może ta torba to jakaś specjalna jest? Smoko- i ognioodporna? – zasugerowała panna F.

Czytanie, jak co wieczór, zaczęło wymykać się spod kontroli. Właściwości fizyczne i magiczne papierowej torby zaczęły przesłaniać świat.

– Nie jesteście ciekawi, co dalej? Przestańcie z tą torbą! – próbowałam zaprotestować.

– No, ale jak się weźmie zapałki i papier… – zaczął filozoficznym tonem Średni.

– A niech Cię ręka boska broni brać zapałki! – wysyczałam – Albo słuchacie, co dalej, albo idziecie myć zęby i spać.

Groźba podziałała.

– „… smok zostawiał za sobą szlak wypalonych lasów i ogryzionych końskich kości…” – czytałam dalej, zezując zawzięcie zza zaciśniętej na nosie piąstki najmłodszego .

– Skąd on tyle tych koni brał? W lesie?- zastanowił się Średni.

– Co Ty, ludzi też pewnie jadł, tylko czaszek nie narysowali – pouczyła go z wyższością siostra.

Zaczęłam się wahać, czy na pewno wybrałam właściwą lekturę na wieczór.

– Może jednak wrócimy do Kici Koci? – zaproponowałam niepewnie.

– Nie, nie, czytaj dalej. Ciekawie się robi – zaoponował Średni.

Brnęłam zatem dalej. Elżbieta dotarła do jaskini smoka, i mimo znikomej siły fizycznej pokonała go kobiecym sprytem i godnością osobistą. Smok padł, książę Ronald został uratowany. I, wyobraźcie sobie, nie docenił wcale miłości ani odwagi swojej narzeczonej! Nie spodobał mu się nowy image Elżbiety, jej potargane włosy pachnące popiołem i papierowa miniówa. „Wróć, kiedy będziesz ubrana jak prawdziwa księżniczka” – powiedział.

– No, co za łajza – zirytowała się córka – to ona go ratuje, a on taki dla niej niedobry.

Przewróciłam stronę.

– I to właśnie powiedziała księżniczka Elżbieta – krzyknęłam triumfalnie – że z tego Rolanda to zwykła łajza, choć wygląda po książęcemu.

Zapadła chwila milczenia.

– I nie pobrali się? – nie dowierzała Panna F.

– No nie.

– To smutno jakoś tak… – buzia mojej małej romantyczki już wykrzywiała się w podkówkę.

– No nie! Właśnie dobrze! – zaczęłam mieć poczucie, że to bardzo ważna lektura dla mojej córki. To był ten moment, aby opowiedzieć jej o kobiecej mocy i potrzebie niezależności od mężczyzn. Chwila, aby wesprzeć ją na drodze dorastania. Nabrałam oddechu i…

– Nie warto wychodzić za łajzy, które nas nie doceniają. – powiedziałam stanowczo. Byłam bardzo dumna z siebie i swojego streszczenia morału bajki. Kiedy jednak spojrzałam na powątpiewające buzie dzieci, stwierdziłam, że muszę rozwinąć temat.

– Tak naprawdę nie jest takie ważne, jak wyglądamy. To się zmienia. Starzejemy się, chorujemy, bywamy zmęczeni. Jeśli ktoś jest z nami tylko dla modnego ubrania czy ładnego wyglądu, to w którymś momencie się rozczaruje. Istotniejsze jest to, jacy naprawdę jesteśmy. W środku. I nie, nie chodzi o kości i wnętrzności – dodałam patrząc na błysk w oku Średniego – tylko o to, co mamy w sercu. Czy jesteśmy dobrymi ludźmi. Czy potrafimy się zebrać na odwagę, poświęcić się dla kogoś, przejść długą drogę i zawalczyć o to, aby wyrwać ukochaną osobę z paszczy smoka. To się powinno docenić.

– No, już rozumiem! – stwierdziła z zapałem córka – Ty i tata na pewno nie jesteście ze sobą z powodu modnych ubrań czy ładnego wyglądu! To musi chodzić o coś więcej!

Mąż zachichotał diabolicznie z fotela.

– Dziękuję Ci kochanie – wymamrotałam, podkulając pod siebie nogi odziane w wygodne, choć rozciągnięte dresy – widzę, córciu, że już łapiesz, o co chodzi. Bardzo pouczająca książeczka. Dobry morał. A teraz idźcie już myć zęby i spać!

Kiedy próbowałam wyplątać z włosów zaciśnięte rączki Tuptusia, którego tragiczne losy księżniczki i smoka uśpiły w pozycji trochę stojącej, częściowo siedzącej, i odrobinę zwisającej za kanapę, z łazienki dobiegły mnie słowa starszego synka:

– No dobrze, to się nie pobrali, ale ona co, tak cały czas w tej torbie chodziła? I naprawdę nie dało się jej spalić? Jak ubrania się dało? I lasy?

– Idę pochować zapałki w kuchni – podniósł się pospiesznie mąż – Czytanie kształci i edukuje – westchnął ciężko.

– I zachęca do eksperymentów oraz odkrywania świata. Same plusy! Zapalarkę też schowaj – dodałam po krótkim namyśle.

Jak sami widzicie, naprawdę warto dzieciom czytać. I rozmawiać o tym, co się przeczytało. To rozwija ich młode, lecz chłonne umysły, a także poszerza horyzonty umysłowe. Oprócz znanych i lubianych bajkowych hitów w stylu Brzydkiego Kaczątka czy Przygód Basi dobrze jest czasem sięgnąć po coś, co pozwala spojrzeć na świat z nowego punktu widzenia. Na przykład pokaże, że księżniczka nie musi siedzieć na wieży i czekać na ratunek, tylko może sama wyruszyć na wyprawę, mieć wiele przygód i pokonać smoka. No i że wcale nie trzeba poślubiać królewicza, który okazał się zwykłą łajzą. Można sobie wesoło odbiec w stronę zachodzącego słońca. Nawet i w papierowej torbie zamiast białej sukienki.

Wpis powstał w związku z kampanią społeczną #kochanieprzezczytanie zorganizowaną przez blogerkę Save the magic moments. Jako niedoszła bibliotekarka, była księgarka i niespełniona pisarka szczerze i z całego serca jestem za promowaniem czytelnictwa wśród dzieci i młodzieży. Tak sobie teraz myślę, że może nie do końca o taki efekt chodziło, jak miałam napisać recenzję książki dla dzieci. Ale mimo wszystko może kogoś zachęciłam do przeczytania?… Co?

70 myśli na temat “Kocham, więc czytam – Księżniczka w papierowej torbie

  1. Czytaliśmy, czytaliśmy, jednak nie zawsze dzieci potrafiły ująć w kilku słowach o czym czytaliśmy. Odkąd Pani w bibliotece zapytała Tymka o czym była wypożyczona książka i nie potrafił powiedzieć. Zaczął uważniej słuchać, teraz bez problemu opowie o czym czytam ja czy on sam. Świetna propozycja ❤

    Polubione przez 1 osoba

  2. Rzeczywiście, recenzja świetna. Nie mam córki i już pewnie mieć nie będę, ale moim chłopakom też chętnie taką książkę poczytam – umiejętność widzenia „głębiej” to bardzo cenny skill 🙂 A ja chcę raczej dobre i mądre niż piękne synowe 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.