Jak promować czytelnictwo wśród dzieci

library-425730_960_720

Jako że bardzo jestem za promowaniem czytelnictwa  wśród dzieci i młodzieży (im bliżej zbliża się data premiery mojej bajki, tym bardziej ;), to zabrałam ostatnio synka do biblioteki. Miejsce, które w dzieciństwie było dla mnie niemal tak magiczne i cudowne jak sklep z cukierkami. Uwielbiałam tam chodzić, spędzać czas wśród zakurzonych półek i oglądać, dotykać, wybierać z namaszczeniem lektury. Wśród książek czułam się chyba zdecydowanie lepiej niż wśród rówieśników. Z dzieci na razie jedynie moja córka podziela tą czytelniczą pasję. Czas zatem zainteresować biblioteką Średniego.

– Kochanie, wyrobimy ci taką specjalną kartę! – opowiadałam z zapałem po drodze.

– Taką jak ty masz do płacenia? – ożywiło się moje interesowne dziecko.

– Nie – rozwiałam bezlitośnie jego marzenia. – Ale będziesz mógł sam podawać ją pani bibliotekarce i sam wypożyczać sobie książki! To też frajda!

– Ee, większa byłaby, jakbym mógł sam kupować sobie zabawki – skrzywił się synek.

– Książki też są super! Zwłaszcza bajki. O królewiczach i  smokach na przykład – wypróbowałam siłę moich zdolności marketingowych w starciu z niewzruszoną miłością Średniego do zabawek.

– No, o smokach ostatecznie mogą być – przyznał łaskawie. Odetchnęłam z ulgą. Moje lata pracy w  księgarni jednak do czegoś zaczęły się przydawać…

Pchnęliśmy drzwi i znaleźliśmy się w chłodnym, zacisznym wnętrzu biblioteki. Wciągnęłam z lubością powietrze.

– Tylko powąchaj, kochanie, jak tu cudownie pachnie książkami! – rozczuliłam się. I rozejrzałam wokół. Rozczulenie szybko mi przeszło. – Kochanie?!

Moje kochanie próbowało właśnie wdrapać się na półkę z książkami. Podbiegłam kurcgalopkiem i ściągnęłam go w ostatniej chwili, gdy już regał przechylał się niebezpiecznie. Westchnęłam, odliczyłam w  duchu do dziesięciu i  z anielską cierpliwością rozpoczęłam po raz kolejny przemowę.

– Powtórzmy jeszcze raz zasady biblioteczne. Nie wspinamy się na półki, nie przestawiamy książek, nie zrzucamy ich na ziemię, nie krzyczymy i nie hałasujemy.

– Wiem, wiem –  Średni zaszurał niecierpliwie nogami. – A co to tam takiego, o tam?

Wyprostowałam się i spojrzałam we wskazanym kierunku. W tym momencie synek śmignął z prędkością światła w następną alejkę między regałami. Zaklęłam szpetnie i rzuciłam się w pogoń.

– Przeklinać też w bibliotece nie wolno! – upomniał mnie za drugim zakrętem, gdy udało mi się złapać go za ramię. – Ja tylko chciałem zobaczyć komiksy, no co…

– Nie oddalaj się – wysapałam z lekka zadyszana. – Tu masz książeczki w swoim przedziale wiekowym, wybierz coś i idziemy do pani bibliotekarki.

Wybieranie lektury o dziwo poszło całkiem szybko. W dodatku Średniemu nawet spodobały się oferowane książeczki i aż wyraził żal, że musi ograniczyć się do pięciu.

– No trudno, taki jest limit. Ale następnym razem możemy je wymienić na inne – dodałam pocieszająco, rozglądając się za „Anią z Zielonego Wzgórza”. Przypomniałam sobie, jak bardzo podobała mi się ta książka w dzieciństwie, i stwierdziłam, że wypożyczę ją na samodzielne czytanie dla córki. Ale gdzie u diabła mogła stać? Nie widziałam ani pod literką M, ani A…

– Pod literką L. Jak lektury – poinformowała mnie chłodno pani bibliotekarka. Zmierzyła Średniego wzrokiem. – Ale to chyba nie dla niego? Jemu nie wypożyczę, za mały!

Zafrasowałam się lekko. „Ania z Zielonego Wzgórza” nigdy nie wydawała mi się specjalnie wywrotową książką, która mogłaby w jakikolwiek sposób zaszkodzić dziecku. Nawet takiemu, co ma 5 lat i płeć definiowaną jako męską.

– Nie, nie, dla starszej córki – pospieszyłam z wyjaśnieniem.

– Aa, no to może – pani bibliotekarka zgodziła się łaskawie, po czym znów nabrała podejrzeń. – A dlaczego pani chce to wypożyczyć w wakacje? Przecież to lektura!

– Ale może ona by ją przeczytała dla przyjemności? Ja lubiłam bardzo książki Montgomery – usiłowałam coraz bardziej rozpaczliwie bronić swego wyboru.

– Ale to jest lektura! Ona będzie i tak musiała ją przeczytać! – oponowała pani bibliotekarka.

Wyglądało na to, że utknęłyśmy obie w impasie decyzyjnym. Ja nie potrafiłam przetłumaczyć idei tego, że chciałabym, aby córka przeczytała coś tak po prostu dla frajdy czytania, pani bibliotekarka  była zaś wyraźnie zirytowana moją niemożnością zrozumienia, że lektur nie powinno się czytać podczas wakacji. Świdrowałyśmy się nawzajem oczami i nie wiadomo, która pierwsza wyciągnęłaby z kieszeni zakładki do książek i wyzwała drugą na czytelniczy pojedynek, gdyby nie Średni.

– A co to jest takiego? Co tu się naciska?- mój synek wężowym ruchem przedostał się za biurko i właśnie próbował zhakować system wypożyczeń bibliotecznych.

– Nie rusz! – wrzasnęłyśmy obie równocześnie, zanim zdążył zlikwidować całą zapisaną na dysku kolekcję książek lub zrobić niezapowiedziane skontrum.

– No dobrze, niech pani weźmie już tę „Anię z Zielonego Wzgórza” – zgodziła się szybko pani bibliotekarka, podczas gdy ja odciągałam od jej komputera niezbyt z tego zadowolone dziecko.

– To my byśmy chcieli jeszcze kartę założyć dla tego kawalera – wyszczerzyłam zęby w prawie szczerym uśmiechu.

– Dobrze, dobrze, tylko niech pani go trzyma… – wymamrotała pani z biblioteki.

Średni, trzymamy mocno za rękę, wydeklamował pięknie swoje imię i nazwisko.

– Ale ty już masz kartę! – zdziwiła się pani bibliotekarka.

– Aa, chyba tata mi jakoś założył niedawno. Zapomnieliśmy powiedzieć – odparł beztrosko mój synek.

– Bez karty nie mogę nic wypożyczyć. Takie zasady – rozłożyła ręce pani bibliotekarka.

W duchu pożegnałam się z wizją wybrania w sąsiedniej bibliotece dla dorosłych lektur na wieczór dla mnie i wyciągnęłam z torebki swoją własną kartę.

– Przebijam! To znaczy… proszę jednak o wypożyczenie tych książek.

– Ale to jedną trzeba odłożyć. Limit jest do pięciu. To co, rezygnuje pani z „Ani z Zielonego Wzgórza”? – słodko zapytała pani bibliotekarka.

– Nigdy! – odparłam z mocą. – „Ania” musi być!

No i wzięliśmy. I wiecie co? Pani bibliotekarka miała rację.Wcale się ta książka mojej córce nie spodobała! Panna F. zaczęła za bardzo przeżywać kłótnie Ani z Gilbertem i odłożyła ją na wieczne niedokończenie. A ja do tej pory się zastanawiam nad tym dopasowaniem książek do odpowiedniego wieku. Czy koniecznie trzeba się trzymać sztywnych ram? Ostatecznie dzieci są różne. Jedne w wieku siedmiu lat przeczytają bez większego wrażenia Hobbita, inne będą chować się pod kołdrę słuchając bajki o złej czarownicy, co chciała otruć Śnieżkę. A jak Wy uważacie? Zdarza Wam się czytać lub dawać do czytania dzieciom książki z przedziału wiekowego dla starszych? Lub, nie daj Boże, namawiać je do czytania lektur w wakacje?

31 myśli na temat “Jak promować czytelnictwo wśród dzieci

  1. Miałam szczęście, że trafiłam na fantastyczne bibliotekarki w swoim życiu, tak wiele im zawdzięczam w tworzeniu pasji czytania, byłam mała, a one zawsze mnie wspierały, czasem zachęcały do sięgnięcia po książki ponad mój wiek, przyznam, że dobrze na tym wyszłam. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. Ja pamiętam jak byłam w gimnazjum chyba i pani w bibliotece nie chciała mi wypożyczać Grishama! Musiałam ściągnąć babcię do biblioteki 😀

    Polubienie

  3. A tak poza tym to w dobie ebooków trochę tęsknię za biblioteką i nawet ostatnio miałam przebłysk, żeby zapisać się do dyskusyjnego klubu książki, ale jeszcze tam nie doszłam.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Jak ja bym trafiła na taką bibliotekarkę niemiłą to chyba bym wyszła z siebie. Też swoją drogą uwielbiam Anie z Zielonego Wzgórza oraz uważam, że każde dziecko powinno czytać to na co ma ochotę 😉

    Polubienie

  5. Bibliotekarki można spotkać różne, jedne pomogą, doradzą, a inne to szkoda pisać… teraz wydaje mi się, że dzieci chetniej sięgają po książki niż dawniej i nie trzeba ich tak do nich przekonywać…

    Polubione przez 1 osoba

  6. Dla mnie nie istnieje coś takiego jak limit wiekowy, jeśli chodzi o książki. Jako dziecko rodzice nie sprawdzali, co czytałam – jako 10 latka sięgałam po Dostojewskiego, Tołstoja, Bronte, czy Sylvie Plath i wcale nie uważam, że to było za wcześnie, czy że nie byłam w stanie ich zrozumieć. Wszystko to kwestia jakie jest dziecko 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  7. Moja córka nie uśnie bez mojego wieczornego czytania. Pierwsze opowiadania zaczęłam jej czytać jak miała zaledwie kilka miesięcy i ledwie przewracała się na brzuszek. Pierwszą kartę biblioteczną wyrobiłyśmy jeszcze w Łodzi jak mała miała niecałe 4 lata. Była tym tak podekscytowana, że sama sobie będzie wybierać książki, że chodziłyśmy do biblioteki średnio raz na tydzień. Czytamy bajki z różnego przedziału wiekowego. Ostatnio na przykład z zapartym tchem Melania śledziła losy bohaterki „Godziny pąsowej róży”. Czasem muszę odłożyć lekturę, bo mała zbytnio się boi lub przeżywa, ale z reguły losy wciągają ją tak mocno, że większość z nich kończymy.

    Polubienie

  8. Promowanie czytelnictwa jest ważne. Niewielu dorosłych ludzi czyta, a dzieci rzadko same sięgają po książki, zwłaszcza lektury. Ja książkami – z poza szkolnego kanonu lektur – zainteresowałam się w wieku dziesięciu lat, gdy dostałam od ojca „Pan Samochodzik i Templariusze” Nienackiego. Od tej książki zaczęłam czytać więcej książek i założyłam kartę biblioteczną.
    Uważam, że lekturami dzieci się nie zainteresuje czytelnictwem, a przynajmniej w większości. Jak jeszcze lektury do klas 1-3 są w porządku, to im dalej, tym gorzej. Jednym z przykładów są Krzyżacy/Potop/Quo Vadis, które są lekturami obowiązkowymi w gimnazjum – teraz pewnie dla 7 i 8 klasy. Moim zdaniem są za wcześnie i za trudne dla wielu osób. Nikomu nic by się nie stało jakby zostały przeniesione do liceum albo zamienione na jakieś przyjemniejsze książki, dalej w takim samym gatunku.
    Dzieci zaczną czytać jak lektury będą lepiej do nich przystosowane. Czy lektury, które czytali nasi dziadkowie są odpowiednie dla dzisiejszej młodzieży? Jest wiele nowszych książek, które posiadają taki sam morał albo motyw.

    Polubione przez 1 osoba

  9. W dzieciństwie (i nie tylko zresztą) biblioteka była jednym z moich ulubionych miejsc. Połykałam książki („Anię” oczywiście także 😉 ). Dziś jestem pod wrażeniem brytyjskich bibliotek: z wszelkimi nowościami na półkach, przyjaznych dzieciom, z internetowymi stanowiskami dostępnymi bezpłatnie, z bardzo ciepłymi i przyjaznymi bibliotekarkami… Dobre fluidy w pakiecie z biblioteczną kartą 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  10. Pamiętam moje wyprawy do biblioteki i dumę, kiedy z „dziecięcej” awansowałam do „dorosłej”. Najprzyjemniej jednej bywało, kiedy byłam chora i mama przynosiła mi książki do czytania. Miała jakiś dziwny dar lepszych wyborów, niż moje. Przynajmniej na etapie „dziecięcych”.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.