Pokrzywdzone pokolenie?

hands-4087018_1280

Ostatnio trafiłam na szeroko udostępniany w sieci artykuł znanego psychoterapeuty na temat przyczyn depresji u dzieci. Wymieniał on wiele powodów – na przykład deficyt ruchu, anachroniczny system szkolny, deficyt otwartego, szczerego i wolnego od presji kontaktu z rodzicami lub rówieśnikami, poczucie zagrożenia.

Zgadzam się z tym, że dzisiejszy świat jest trudny w odbiorze dla młodych ludzi. Jestem przerażona sytuacją w polskiej psychiatrii i psychologii dziecięcej, widzę potrzebę wprowadzenia pilnie zmian. Jedno zdanie w tekście sprawiło jednak, że parsknęłam śmiechem, mimo ogólnej powagi tematu.

Pan Eichelberger napisał, że „współczesne dzieci i nastolatki mają zapewne więcej powodów do smutku i niepokoju niż poprzednie pokolenia nastolatków żyjące na tej planecie”. Nie mogę się z tym kompletnie zgodzić. Z tego, co wiem na temat historii, poprzednie pokolenia miały również swoje problemy – np. wojny światowe, rewolucję przemysłową, epidemie hiszpanki, krucjatę dziecięcą, by daleko nie sięgać. Do XIX wieku dzieciństwu i dzieciom nie poświęcano zbyt wiele uwagi. Traktowano ich jak pomniejszone wersje dorosłych. Dzieci musiały pracować, nie mogły liczyć na specjalną ochronę w przypadku wojen i walk dorosłych. Były wykorzystywane na przeróżne sposoby i niewielu dorosłych stawało w ich obronie. Nigdy przedtem w historii świata nie kładło się takiego nacisku na pedagogikę bliskości. Nigdy nie mówiono tyle o szacunku dla dzieci, konieczności chronienia ich przed szkodliwymi treściami, potrzebie silnego i otwartego kontaktu z rodzicami.

Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest tak, że uważam, że sytuacja naszych dzieci prezentuje się super idealnie. Oczywiście potrzeba jeszcze wiele zmienić i o wiele aspektów dzieciństwa zadbać. Niemniej jednak zauważam ze smutkiem, że w mediach społecznościowych tworzy się bardzo silna narracja, że pokolenie naszych dzieci jest najbardziej nieszczęśliwe od czasów prehistorii. Zapomina się kompletnie o tym, jak było kiedyś. O tym, jak wiele rzeczy i postaw zmieniło się na lepsze. Tak, to prawda, że świat internetowy niesie ze sobą wiele zagrożeń. Że rodzice są często przepracowani, zmęczeni i nie mają tyle czasu dla swojego potomstwa, ile by chcieli lub mieć powinni. I tak jednak uważam, że jesteśmy pokoleniem, które tę potrzebę znalezienia przestrzeni na kontakty z dziećmi bierze najbardziej pod uwagę. Fakt, że młodzi ludzie żyją teraz w poczuciu zagrożenia katastrofą klimatyczną. Ale nie zapominajmy, że nasi rodzice wychowywali się w równie realnym i przerażającym oczekiwaniu na katastrofę nuklearną. Zimna wojna trwała 44 lata i nawet poprzez sztukę popularną – komiksy, filmy, książki – można wyczuć, jakie napięcie wówczas panowało.

Nie było lepiej. Ani dla dzieci, ani dla dorosłych. Śmiem wysunąć tezę, że nasz świat, dzięki staraniom wielu mądrych ludzi, robi się powoli coraz przyjaźniejszy dla dzieci. Dopiero w 1989 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło Międzynarodową Konwencję o Prawach Dziecka. W Polsce Rzecznik Praw Dziecka został powołany dopiero w 2000 r. W książce z 1997 r. pediatrzy zalecali metodę karmienia niemowlaka według sztywnego harmonogramu – co trzy godziny, z przerwą sześciogodzinną w nocy. Tyle miało wystarczyć, reszta to fanaberia niemowlaka, trzeba mu się dać wypłakać. Mało tego, ja sama jeszcze w 2012 r. zetknęłam się z taką filozofią karmienia dziecka i próbowałam na początku te karmienia co 2,5 godziny wprowadzić. Teraz preferowane są metody, aby karmić dziecko na żądania, dać mu stały dostęp do piersi, kiedy tylko zapragnie i potrzebuje. Występuje coraz większy społeczny brak akceptacji dla jakichkolwiek form przemocy wobec dzieci.

To wszystko moim zdaniem wskazuje, że metody wychowawcze w dzisiejszym świecie ewoluują w kierunku bardziej przyjaznych dzieciom i młodzieży. Kładzie się nacisk na okazywanie szacunku dla indywidualności, potrzeb i własnego zdania. I bardzo dobrze. Na pewno wiele jest jeszcze do zrobienia. Trzeba cały czas walczyć o to, aby nasz świat stawał się lepszy i bardziej przyjazny dla następnych pokoleń. W tym wszystkim jednak czasem mam wrażenie, że przechodzimy ze skrajności w skrajność. Obecnie panuje moda na przekonywanie rodziców, że wszelkie problemy dzieci – psychiczne, wychowawcze, związane z niedostosowaniem – są ich winą. Zapomina się, że depresja ma często swoje podłoże biologiczne i genetyczne. Oczywiście dobre relacje z rodzicami i ich wsparcie jest kluczowe w pokonaniu tej choroby.

Jakiś czas temu opinią publiczną wstrząsnęła wiadomość o koszmarnej zbrodni popełnionej przez młodego człowieka. Cała Polska żyła tym przez kilka dni, oczywiście sporo wyrazów nienawiści zostało skierowanych także w kierunku jego rodziców. Pamiętam, że samą mną poruszyła informacja, że sprawca mordu jest synem psychoterapeutki dziecięcej. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to było „terapeutka, doradza innym, a własnego syna nie potrafiła wychować na dobrego człowieka?”. A potem przyszła chwila refleksji. Dzieci nie są gliną, którą możemy dowolnie rzeźbić. Są indywidualnościami, na których charakter i zachowania mają wpływ różne czynniki – genetyka, wychowanie, doświadczenie życiowe. Nie można za wszystkie porażki i problemy dzieci obwiniać rodziców. A jednak tak się dzieje.

Uważam, że należy dzieciom dawać z siebie to, co w nas najlepsze, na tyle, na ile umiemy i na ile nas stać. Nie ma co jednak żyć w wiecznym poczuciu winy, że nie jesteśmy w stanie uchronić dzieci przed wszystkimi zagrożeniami i smutkami tego świata. Po prostu nie jesteśmy. Świat nie jest idealny. Nigdy nie jest i nie będzie. Nie ma perfekcyjnego systemu edukacji, nie ma absolutnej sprawiedliwości w miejscu pracy. Jest wielu ludzi nieżyczliwych, okrutnych, podłych, i nasze dzieci będą się z nimi spotykać. Świat balansuje na krawędzi zagrożenia od lat x, środowiska rówieśnicze bywają toksyczne, a my jako rodzice musimy pracować i może się zdarzyć, że nie będziemy zawsze na tyle dostępni, na ile dzieci tego wymagają. Metody wychowawcze się zmieniają i może się zdarzyć, że wybraliśmy niewłaściwe. Lub takie, które za kilka lat zostaną osądzone przez autorytety za niewłaściwe, co wychodzi na to samo. W dzisiejszym świecie nie jest łatwo być dzieckiem i równie trudno być rodzicem. Natomiast nikt nie wmówi mi, że jest to obecnie trudniejsze niż dla poprzednich pokoleń. Nie kreujmy u naszych dzieci tożsamości najbardziej pokrzywdzonego pokolenia.

26 myśli na temat “Pokrzywdzone pokolenie?

  1. Zgadzam się z Tobą w pełni! Całe szczęście, obok owej presji wywieranej na rodziców i narracji ich odpowiedzialności za wszystko co dziecko spotyka i co ono samo wyczynia, zaczynam coraz częściej widzieć głosy rozsądku, mówiące właśnie o tym, że warto zachować umiar w tym szaleństwie i pamiętać o sobie samym. O zasadzie złotego środka i zachowaniu zdrowego osądu.

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Och tak, ten złoty środek, to słowa, na dźwięk których dostaję niemalże orgazmu. Cały czas o tym próbuję pisać i mówić . I mam wrażenie, że świat pogrąża się w skrajnościach. Albo czarne, albo białe. A życie (i wychowanie dzieci) jest trochę bardziej skomplikowane.

      Polubione przez 1 osoba

  2. Biorąc pod uwagę ogrom przemocy jakiej doświadczały dzieci przez ostatnie 10.000 lat, można iść tym tropem myślowym i powiedzieć, że obecnie żyjemy w najlepszych czasach dla dzieci. Owszem, nie są już mniej warte niż garnek na płocie, jak było jeszcze w pierwszej połowie XX wieku. Może dzięki Towarzystwu Przyjaciół Zwierząt i słynnej sprawie Marry Elen Wilson z 1874 roku, dzieci są traktowane jak ludzie.
    Tym niemniej na sprawę przemocy i zaniedbania trzeba patrzeć przez pryzmat ewolucyjnych imperatywów rozwojowych. Warto zdać sobie sprawę z faktu, iż wszystkie normy, schematy i wzorce kulturowe są tworzone w interesie świata dorosłych. Dlatego też rugując jeden z przejawów przemocy i zaniedbania, wstawiamy na jego miejsce nowy. To słowa Jaspera Juul’a , z którymi zgodzi się każdy kto dogłębnie analizuje proces kształtowania psychofizycznej konstrukcji człowieka.

    Nie oceniam i nie piętnuję rodziców, którzy nie posiadają tej wiedzy. Sam popełniłem masę błędów.
    Chciałbym jednak zwrócić uwagę na fakt, iż każde pokolenie rodziców chowa się za tym samym usprawiedliwieniem – nie musimy być idealni. Jak mantra powtarzane jak świat długi i szeroki. Dopóki tak będzie każdy nasz błąd będzie można schować za tym usprawiedliwieniem.

    Polubienie

    1. Dziękuję za interesujący głos w dyskusji. Ja mam odmienne zdanie – uważam, że obsesja na punkcje bycia idealnym rodzicem czyni więcej szkód niż normalne, cóż, bycie nim. Nasze życie nie obraca się li i jedynie wokół potomstwa. Bycie rodzicem to jeden z aspektów naszego życia, dzieci mogą być dla nas najważniejsze (choć wcale nie muszą), ale pełnimy także wiele innych ról społecznych. Nie uważam, że konieczne do bycia dobrym rodzicem jest podporządkowywanie absolutnie całego życia dziecku i stawianie go ponad wszystkim. Dzieci mają prawo oczekiwać, wymagać i otrzymywać od rodziców miłość, wsparcie, szacunek, zaangażowanie. Nie mają prawa oczekiwać, że świat dorosły im się w pełni podporządkuje.
      Oczywiście wszystko zależy jeszcze od wieku dziecka. W tym ostatnim zdaniu nie mam na myśli niemowlaka, którego potrzeby – wiadomo – muszą być zaspokajane natychmiast. Natomiast już 2, 3-letnie dziecko powinno moim zdaniem być zaznajamiane w życzliwy i przyjazny sposób z zasadami współżycia społecznego i z tak zwanymi granicami innych ludzi oraz zachęcane do szanowania ich. Na miarę swoich rozwojowych możliwości.

      Polubione przez 1 osoba

      1. Myślę, że każda obsesja może negatywnie wpływać na życie. Chętnie podyskutowałbym nad konkretnymi przykładami szkód powodowanych przez skupienie się na potrzebach rozwojowych dziecka. Oczywiście myślę o perspektywie długofalowej i obejmującej emocjonalny oraz intelektualny rozwój dziecka.
        Jakoś wyczuwam nutę egoizmu. Podporządkowanie się świata dorosłych dzieciom…. I to stwierdzenie że dzieci nie muszą być dla rodziców najważniejsze. Czyli taki produkt uboczny na skrzyżowaniu wzorców społecznych i seksu?

        Dziecko jest zaznajamiany z zasadami życia społecznego od pierwszych dni jego życia. Tylko nam się wydaje, że dzieci niczego w tym okresie nie „łapią”.

        Polubienie

      2. No nie muszą. Mogą być równie ważne. Jest cała masa dobrych rodziców, którzy potrzeby dzieci stawiają na równi, a nie wyżej, od swoich. Przykłady? Proszę bardzo. Na wakacjach nie podporządkowujemy całego planu wyjazdu dzieciom, ale spędzamy je w połowie tak, aby zaspokoić ich życzenia (czyli np. plaża i kąpiele), a w połowie zwiedzanie, co jest wakacyjnym marzeniem dorosłych. Dzieci mają zagwarantowany czas z rodzicami, każdego dnia, ale zdają sobie sprawę i są nauczone, że rodzice czasem potrzebują chwili dla siebie. Aby odpocząć, popracować czy pospędzać razem czas we dwoje, bez dzieci. I ten czas rodziców bez nich uczą się respektować, bawiąc się wtedy ze sobą. Hobby rodziców nie ma w rodzinie statusu niższego niż hobby dzieci, jeśli chodzi o wydawanie na to pieniędzy czy inwestowanie czasu. I tak dalej, i tak dalej. Chodzi mi o to, aby dzieci wychowywały się w środowisku, w którym by czuły, że są ważne i kochane, ale nie są pępkami świata, którym wszystko się należy. Że wokół nich żyją ludzie ze swoimi potrzebami, marzeniami i planami. Ludzie ci, włączając w to rodziców, mają do realizowania takowych takie samo prawo co dzieci.
        Długofalowa perspektywa? Jeśli dziecko od maleńkości jest przekonywane, że wszyscy dookoła są skupieni tylko na jego potrzebach, jeśli ono i jego życzenia są w rodzinie stawiane zawsze na pierwszym miejscu, to ciężej będzie mu pogodzić się później z szarą rzeczywistością, w której tak to nie wygląda. W której ma takie sama prawa i obowiązki, jak inni członkowie grupy lub komórki społecznej. W której musi dostosować się do pewnych zasad społecznych, a za niedostosowanie spotykają go konsekwencje.

        Polubione przez 1 osoba

      3. Kiedy dzieci jadą z rodzicami na wczasy i mogą już artykułować swoje preferencje to ich styl przywiązania oraz modele operacyjne są już dawno ukształtowane. Zakładam, że zna Pani określenie zewnętrzny płód i wie Pani o kluczowych dla rozwoju mózgu pierwszych 5-ciu latach życia.
        Jeśli w tym okresie rodzice stosują równość potrzeb to dziecko jest na straconej pozycji. Pani podejście do rodzicielstwa, jak również podeście większości rodziców, jest egoistyczne. Choć na pewno mniej egoistyczne niż w czasach kiedy życie dziecka nie miało żadnej wartości. Proszę mi wybaczyć – to nie jest oskarżenie. To tylko konstatacja faktu. Takie mamy podejście do dzieci jakie mamy wzorce kulturowe.
        Całą dyskusję o ewolucyjnych imperatywach utrudnia fakt przystosowawczego charakteru naszego mózgu. Dziecko dostosuje się do każdych warunków w jakich będzie się rozwijać a rodzic będzie oceniał swoją pracę przez pryzmat jego wyników w nauce, układności, itp.
        Proponuję Pani spojrzeć na sprawę kształtowania psychofizycznej konstrukcji człowieka (Pani też) przez pryzmat imperatywów rozwojowych od których zależy rozwój mózgu człowieka. Bliskość, akceptacja, przynależność, eksploracja, samodzielność, bycie potrzebnym i radość.
        Gdyby chciała Pani dowiedzieć się jaki styl przywiązania będą miały Pani dzieci to zapraszam do wypełnienia kwestionariusza na stronie https://fundacja22.org/pl/ksp/
        pozdrawiam i życzę sukcesów na drodze świadomego sprawczości rodzicielstwa.
        WL

        Polubienie

  3. O jak ja uwielbiam Twój Głos rozsądku! Zgadzam się z Tobą jak najbardziej, każde pokolenie mierzy się z innymi okolicznościami przyrody, historii, losowymi i nie można tak generalizować, że akurat dzisiejsze dzieci i młodzież są najbardziej pokrzywdzone, ja uważam, że owszem przyszło żyć w trudnych czasach jeśli o relacje i komunikację chodzi, ale litości, naprawdę mają gorzej niż maluchy, które ginęły podczas wojny z głodu, traciły rodziców, były masowo zabijane w bestialski sposób…jestem ogromnie szczęśliwa, że wychowanie tych najmniejszych i relacje dziecko-rodzic zmierzają w naprawdę fajnym kierunku, pokazują dziecko jako podmiot, a nie przedmiot, mający taki sam wachlarz praw jak dorosły, prawo do życia bez przemocy, prawo do wolności i poszanowania indywidualności i nie uważam, żeby to pokolenie osiągnęło dno depresyjne, za które całą winę ponoszą rodzice, bo jak piszesz na dziecko ma wpływ tez szereg czynników genetycznych, społecznych itd. Warto zadbać o jak najlepszą relację z maluchem, dla którego jesteśmy całym światem, żeby potem mogło procentować, ale nie jesteśmy ww stanie, a nawet nie wolno nam zamykać dziecka pod kloszem chroniąc od wszelkiego zła tego świata. Zło było, jest i będzie i trzeba wyposażyć dziecko w narzędzia jak sobie z nim radzić, a nie zamykać w mydlanej bańce. Uwielbiam zasadę złotego środka i wszelkie odcienie szarości pomiędzy bielą, a czernią (choć akurat czarny kolor bardzo lubię jeśli o garderobę chodzi ;)) Świetny tekst Ci wyszedł!!! Naprawdę ogromne gratulacje za wypośrodkowanie problemu 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  4. Wydaje mi się, że zarówno teraz jak i kiedyś ten problem był i będzie. Teraz może jest bardziej nagłaśniany bo mamy dostęp do internetu, radia, telewizji, a kiedyś tego nie mieli i nie słyszeli o tylu przypadkach.

    Polubienie

  5. Rodzic nie może zaplanować życia dziecku, gdyż postrzega dziecko przez swój pryzmat, a to jest odrębna istota, która sama powinna podejmować próby, nawet za cenę błędu. Takie intelektualizowanie wychowania prowadzi do chłodu, który moim zdaniem szkodzi. Każdy rodzic ma wrodzony instynkt, który ewoluje wraz z wiekiem dziecka. Świadomie owszem, ale też spontanicznie. Największym skarbem dla dziecka są sami rodzice, tego jak najwięcej…To pokolenie krzywdzą nie ludzie, tylko ułuda życia w świecie wirtualnym, który nie okazuje uczuć…

    Polubienie

  6. Jak najbardziej masz rację. Co gorsza, właśnie się kreuje społeczeństwo w tej chwili na, za przeproszeniem, nierobów. Państwo przecież da, ważne żeby się dzieci rodziły, ale nad tym, jak one później żyją i funkcjonują, to już się nikt nie zastanawia. I później idzie się przez na przykład galerię handlową i załamanie bierze człowieka na zachowanie dzieciaków w wieku 10-12lat mniej więcej.

    Polubienie

  7. Faktycznie też parsknęłam śmiechem w tym fragmencie, mimo że temat artykułu poważny. Wydaje mi się, że depresja dzieci wynika też z dzisiejszego dostępu do mediów, w którym jest wielkie porównywanie i wartościowanie. Trzeba skupić się na wychowaniu mądrej i twardej osoby, odpornej na niebezpieczeństwa współczesne. Tak, wiem, to nie takie proste.

    Polubione przez 1 osoba

  8. Też uważam, że idealizuje się tą pozytywność wcześniejszych czasów. Bodajże jakby skorelować rodzinność plemiennych epok z obecnym dostępem np. do medycyny czy edukacji i informacji, byłoby najlepiej, ale czy to jest w ogóle możliwe?

    Polubienie

  9. Niestety aktualnie nasz świat zmierza w złym kierunku, już od najmłodszych lat dzieci sa narazone na tyle presji, głupich trendów…

    Polubienie

  10. Tak to prawda myślę, że zgadzam się z tobą w 100%. Oczywiście nie twierdzę że dzieci w obecnych czasach są lepiej wychowywane. Przeraża mnie tylko jak wiele dzieci w wieku przedszkolnym znam się na telefonie lepiej od nie jednego dorosłego ;(

    Polubienie

  11. Ja mam wrażenie, że nikt tak naprawdę nie chce przyznać się do odpowiedzialności za te dzieci. Taka swego rodzaju przepychanka. Bo „przecież” trzeba na kogoś zwalić, komuś/czemuś przypisać winę. Rodzicom najprościej, czasom najwygodniej. A tak naprawdę odpowiedzialni jesteśmy wszyscy my- dorośli, z którymi na dłuższą metę obcuje dziecko (z rozróżnieniem oczywiście na wiek i konkretne z tego powodu potrzeby rozwojowe). Plus – w szczególnym aspekcie (praw dziecka) – państwo, władze. A że trudne to czasy dla dzieci to fakt – z powodu chociażby drugiej strony medalu różności, dostępnych opcji życia, wartości, autorytetów, ścieżek myślowych, kulturowych itp. i skrajności… Ale to nie jest do porównywania na tak ogólnym poziomie lepszych czy gorszych czasów. Bo w niektórych aspektach to gorsze czasy a w innych lepsze. Tylko, że jednak pod względem ryzyka zagubienia się i związanych z tym trudności i obciążeń psychicznych… to może faktycznie gorszy czas? Może dzieci słabsze? A może my dorośli pogubiliśmy się i nie nadążamy za zmianami „nowych czasów”? Myślę, że odpowiedź czy ocena „obecnych czasów” nie jest 0-1…

    Polubienie

  12. A ja się Kasia po części zgadzam z tym co napisała ta osoba. Kiedyś było inaczej. Dzieci bawiły się razem. Wystarczyła piłka, kreda i kawałek gumy od majtek, by świetnie bawić się na podwórku. Teraz jesteśmy więźniami internetu, mody i telefonów komórkowych. Czemu dziecku jest przykro teraz? Bo koleżanka ma lepsze spodnie, lepszy plecak i lepsze fotki na ig. Ostatnio stałam w kolejce, by kupić torebkę, bo moja się rozpadła. Za mną stały dwie gwiazdy filmowe lat 11-13 w zajebiście drogich ciuchach i butach, z zajebiście drogimi telefonami i głośno mówiły o tym jak to im dziś zdjęcia na Instagram słabo wyszły i trzeba zrobić inne, bo jest mało like. A ja padłam. Gdybym teraz miała być dzieckiem czy młodzieżą tp bym się w życiu nie odnalazła w tej roli. I faktycznie miałabym więcej smutków niż kiedyś.

    Polubienie

  13. Patrząc na to że swoje perspektyw i przeżytych lat. Widzę z jednej strony dzieci, które są wirtualnie uzależnione od posiadania i rodziców których, albo to interesuje, albo mają to głęboko gdzieś. Nie zrozumcie mnie źle, dostrzegam problemy z jakimi mierzą się młodzi ludzie. Ale większość z nich to brak komunikacji z rodzicami. Jeśli rodzice nie zdadzą sobie spraw, że mają wychowywać dzieci, a nie je dochowywać to nic w tej kwestii się nie zmieni.

    Polubione przez 1 osoba

  14. W sumie to nie wiem co napisać, wielokrotnie widziałam jako dziecko jak dzieci popadają w depresje, tylko nikt ich nie diagnozował. Cóz może i świat jest bardziej przyjazny ale tempo zycia czesto sprawia że tego nie dostrzegamy i nie potrafimy wykorzystac

    Polubienie

  15. Myślę, że ciężko spojrzeć na to obiektywnie. Żadne pokolenie nie miało łatwo. Jednak ja na przykład nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że kiedy dzieci dorosną, nie zobaczą tego co ja. Miliony gatunków giną bezpowrotnie. Niektóre dzieci już nie wiez jak wygląda prawdziwa zima. Do tego hejt w internecie, w szkole. Co by się nie działo trzeba dziecka słuchać i po prostu wspierać.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.