Nieudane adopcje

hands-105455_1280

Ostatnio natrafiłam w sieci na artykuł dotyczący adopcji, który bardzo mnie zasmucił i zbulwersował. Dotyczył on nieudanych adopcji, czyli takich, w których dzieci są po jakimś czasie zwracane do placówek, a  adopcyjni rodzice zrzekają się praw rodzicielskich. Najbardziej przerażające  były dla mnie komentarze pod spodem, świadczące momentami o zupełnym niezrozumieniu, czym jest adopcja – w większości wyrażały pełne poparcie dla rodziców, którzy przecież i tak „okazali  wielkie serce, chcąc zająć się cudzymi dziećmi, i cóż mieli zrobić, jeśli tyle z nimi było problemów”. Próbowałam dyskutować, że co innego jest oddać dziecko z zaburzeniami na leczenie do zakładu zamkniętego, ale nadal czuć się jego rodzicem i utrzymywać kontakt, a co innego stwierdzić „nie jesteś już moim dzieckiem, umywam ręce”. Zostałam totalnie zhejtowana, łącznie z tym, że jedna urocza pani życzyła śmierci w męczarniach mi i moim dzieciom. Temat wzbudza zatem emocje.  Głównym kontrargumentem kierowanym do mnie był tekst „Jeśli nie adoptowałaś, to nie masz prawa się wypowiadać”. Zaprosiłam dziś do rozmowy dwie mamy, które swoje dzieci adoptowały. Karolina z bloga Nasze Bąbelkowo i Kasia z ze strony Nie z krwi, a z duszy i serca – serdecznie dziękuję za Wasz czas i wyczerpujące, mądre odpowiedzi!

Czy Waszym zdaniem można całkowicie zapobiec nieudanym adopcjom, czyli sytuacjom, kiedy dziecko jest oddawane do placówki, a adopcyjni rodzice zrzekają się praw rodzicielskich? Czy jest coś, co dałoby się zmienić w procedurach?

Karolina: Nieudane adopcje zdarzały się, zdarzają i zapewne będą się zdarzać – choć to temat bardzo trudny, smutny i kontrowersyjny. Sama po sobie widzę, jak zmieniało się moje podejście do tej kwestii na przestrzeni ostatnich lat. Wychodzę jednak z założenia, że bardzo podobne sytuacje mogą mieć miejsce również w rodzinach biologicznych.  Niejednokrotnie przecież słyszy się, że dziecko z tak zwanego „dobrego domu” weszło w konflikt z prawem, wpadło w narkotyki, całkowicie zerwało kontakt z rodziną albo dopuściło się najróżniejszych okrutnych czynów wobec swoich najbliższych. Dlatego wielkim nieporozumieniem jest zrzucanie całej winy na fakt adopcji i tzw. „złe geny” – ponieważ wpływ na rozpad więzi rodzinnych może mieć naprawdę całe mnóstwo bardzo złożonych czynników.

Niektórzy ludzie chyba zapominają, że przysposobione dziecko w świetle prawa zyskuje dokładnie taki sam status, jak dziecko biologiczne – staje się po prostu NASZE i nie można go tak po prostu „zwrócić”, jak nietrafionego prezentu albo mebla, który nagle przestał pasować do wystroju naszych wnętrz. To absolutnie nie powinno wyglądać tak, że dopóki mamy w domu rozkosznego maluszka, troszczymy się o niego i hołubimy – a kiedy jako kilkulatek zaczyna sprawiać problemy, wystawiamy mu walizkę za drzwi i każemy wracać do placówki, z której do nas trafił. Takie podejście jest po prostu skrajnie nieodpowiedzialne.

Każdy człowiek, który decyduje się na dziecko (czy biologiczne, czy adoptowane) musi mieć świadomość, że nikt i nic nie jest w stanie zagwarantować mu wychowawczych sukcesów i sielankowego życia rodzinnego, jak z okładki kolorowych magazynów. Choroba psychiczna czy jakiekolwiek inne zaburzenia, uzależnienie, depresja – to może spotkać absolutnie każdego, nawet pomimo wszelkich rodzicielskich starań i wysiłków. Tego się po prostu nie da przewidzieć – i trzeba być przygotowanym na różne życiowe scenariusze…

Jak próbować zapobiec takim sytuacjom? Niektórzy uważają, że ośrodki adopcyjne nie mówią kandydatom na rodziców całej prawdy o dziecku, jego stanie zdrowia i rodzinie pochodzenia. Nasze osobiste doświadczenia tego nie potwierdzają – ale uważam, że dla rozwiania wszelkich wątpliwości warto byłoby bardziej szczegółowo poruszać w trakcie warsztatów tematykę FAS, RAD, dziecięcej traumy, stresu pourazowego oraz innych potencjalnych zaburzeń/trudności, które mogą (choć absolutnie nie muszą!) pojawić się w toku wychowania.

Kolejny problem polega na tym, że w Polsce nadal niewielu jest wysokiej klasy profesjonalistów (psychologów, terapeutów) specjalizujących się w pracy z rodzinami adopcyjnymi. Nie wszystkie ośrodki adopcyjne oferują swoim kursantom pomoc i wsparcie już po dokonanym przysposobieniu – więc w wielu miastach rodzice adopcyjni są zdani wyłącznie na siebie i służbę zdrowia, która w tematach związanych z przysposobieniem zdaje się dopiero raczkować…

Kasia: Specjaliści z ośrodków adopcyjnych powinni dokładnie poznać i w miarę możliwości zbadać dziecko. Należy również poświęcić sporo czasu na szczegółową ocenę przyszłych rodziców – tak, aby być pewnym, że ci rodzice nadają się do adopcji dzieci. W miarę możliwości trzeba pomóc w  rozwiązaniu problemów emocjonalnych samych rodziców – Adopcja najczęściej jest następstwem niepłodności (choć nie zawsze). Nie każdy potencjalny rodzic adopcyjny już się z tym pogodził i poradził sobie z tą stratą. Jeśli wydaje się, że potencjalni rodzice adopcyjni mają problemy z nawiązaniem więzi z danym dzieckiem, jeśli relacja z maluchem od samego początku jest trudna, lepiej  jest nie wyrazić zgody.  Więcej na ten temat pisałam tu

Co ze swojej strony mogą zrobić rodzice adopcyjni, aby jak najlepiej się przygotować? Z czego powinni zdawać sobie sprawę?

Kasia: Rodzice adopcyjni powinni podjąć w pełni świadomą i odpowiedzialną decyzję. Adopcja nie może być sposobem na podniesienie poczucia własnej wartości, czy zaspokojenia potrzeby posiadania dziecka, by pokazywać światu, że jesteś świetnym rodzicem. To jest przyjęcie na siebie obowiązku bycia rodzicem na zawsze i niezależnie od wszystkiego. Czyli dokładnie to samo co decyzja o posiadaniu dziecka tak w ogóle. Nie rodzi się dzieci na próbę, tak samo jak nie adoptuje.

Należy otworzyć się przed specjalistami i pozwolić im dokładnie się poznać. Pozwolić psychologom i pedagogom z ośrodka pogrzebać w naszym życiorysie, emocjach, w naszej głowie. Nie można stroić fochów i niczego ukrywać. Tylko wtedy specjaliści mają możliwość właściwej oceny ciebie i znalezienia dziecka, dla którego będziesz najlepszym rodzicem.

Trzeba jak najwięcej uczyć się i czytać o zachowaniach dzieci. Poznać zachowania, które są „normalne” u dzieci w takiej sytuacji i nauczyć się dobrych reakcji. Adoptowaliśmy troje dzieci. Wszystkie miały ogromne opóźnienia rozwojowe.  Asia – wyuczona bezradność, ogromnie niskie poczucie własnej wartości, moczenie nocne. Zuzia – ataki agresji i autoagresji (plucie, bicie, gryzienie, rzucanie ciężkimi przedmiotami w nas i pozostałe dzieci itp.), wyzwiska i teksty typu „wrócę do domu dziecka, bo jesteś głupią pi…, pi…, pi…”. Aleks – brak kontaktu wzrokowego i jakiegokolwiek, walenie głową w podłogę, nie  przyjmowanie pokarmów stałych, wymuszanie wymiotów podczas posiłku. Tak. Nic z tych zachowań nie było zaburzeniem wymagającym leczenia, a nawet wizyty u psychologa. Dało się to wszytko opanować i wyeliminować dzięki miłości, zapewnieniu poczucia bezpieczeństwa i naszej ciężkiej pracy opartej na zdobytej wiedzy. Po pół roku było już spokojnie. Po roku dzieci niczym nie różniły się od rówieśników.

Na wszelki wypadek dobrze jest zdobyć wiedzę o zaburzeniach wymagających działania, by móc zareagować. Trzeba wiedzieć o FAS, RAD, spektrum autyzmu, PTSD itp. Nie należy się w tym pławić i zamartwiać. Ale trzeba mieć tą wiedzę i umiejętności rozpoznania momentu, w którym pojawia się problem, by móc obserwować dziecko i w porę pójść do specjalisty.

Jeśli po zdobyciu wiedzy, szkoleniu i ćwiczeniach nie jesteś pewny, że sobie poradzisz i nieudana adopcja nie będzie twoim udziałem – zrezygnuj. Gdy poznasz już dzieci i będziesz czuł, że coś jest nie tak  – zrezygnuj. Nie podejmuj się czegoś, czego nie będziesz miał sił dokończyć. To nic złego zrozumieć, że to nie twoja droga. Ważne, by odnaleźć tę właściwą i nikomu nie zrobić krzywdy po drodze.

Karolina: Tak naprawdę nie wiem, czy da się odpowiednio przygotować do jakiejkolwiek formy rodzicielstwa . Zarówno to adopcyjne, jak i biologiczne potrafi człowieka nieźle przeczołgać  i totalnie zaskoczyć.  W teorii możemy wykuć na pamięć setki poradników, odbyć dziesiątki kursów i szkoleń – a dziecko i tak zrobi nam „psikusa”, kompletnie nie wpisując się w powszechnie obowiązujące trendy i metody wychowawcze.

W przypadku adopcji na pewno warto dużo szperać, czytać (zwłaszcza o budowaniu więzi), poszukiwać informacji również na stronach obcojęzycznych, nawiązywać kontakt z innymi rodzinami i czerpać z ich doświadczeń, opisanych na licznych adopcyjnych blogach. A najbardziej warto mieć po prostu otwarte serce, sporo empatii i… nie popadać w paranoję. Był taki okres w moim życiu, kiedy w związku z adopcją nastawiałam się na choroby, zaburzenia i generalnie wszelkie najczarniejsze scenariusze – a w efekcie mam wspaniałego, zdrowego synka, który codzienne zaskakuje mnie swoją mądrością, wrażliwością i ciekawością świata.

Czytając komentarz epod tym artykułem widziałam, jak wiele osób pisało, że „wszystkiemu winne są geny”. Pozwolę sobie zacytować jeden z komentarzy, choć jest to trudne: „ciężko jest wychować dziecko które ma w genach bycie ,,takim”. I nieważne co by się zrobiło ten mały potworek by się nie zmienił„.  Czy zetknęłaś się w życiu poza Internetem z takimi stygmatyzującymi dzieci adoptowane poglądami? Jak można sobie z tym poradzić? Czy warto reagować?

Karolina: Reakcje otoczenia na adopcję są doprawdy przeróżne – do tego stopnia, że aż trudno wyciągnąć mi z nich jakąś statystyczną średnią. Jedni ludzie mnie podziwiają, jakbym była heroską – i chcą niemal budować mi pomniki. Inni straszą zasłyszanymi, mrożącymi krew w żyłach historiami. Jeszcze inni twierdzą, że „adoptowane dziecko nigdy nie okaże wdzięczności za to, co dla niego zrobiliśmy” – na co ja tłumaczę, że absolutnie żadnej wdzięczności nie żądamy i nie oczekujemy.

Największy problem polega chyba na tym, że nadal krąży cały ogrom mitów o adopcji, które trzeba obalić – by wreszcie przysposobienie dziecka stało się po prostu jedną z wielu możliwych, dostępnych i normalnych dróg ku rodzicielstwu. Mam wielką nadzieję, że obchody Światowego Dnia Adopcji oraz popularyzowany w jego ramach hashtag #AdopcjaToNieTabu choć trochę przyczynią się do wzrostu świadomości naszego społeczeństwa. Sama natomiast we wszelkich dyskusjach stosuję riposty celne, cięte i momentami bardzo dosadne – bo do niektórych osób tylko takie są w stanie dotrzeć i sprawić, by zakiełkowało w nich choć niewielkie ziarenko sensownej refleksji.

Kasia: Mitów dotyczących adopcji jest sporo. Nawet nauczyciele niestety, wiedząc o tym, że dane dziecko jest adoptowane, traktują je inaczej. Odczułam to w przypadku najstarszej, która poszła do szkoły zanim mieliśmy załatwione wszelkie formalności i nadal mówiła „mamo” do opiekunki z RDD. Spowodowało to konieczność poinformowania o tej sprawie nauczycielki. A ona – nieświadomie – mniej od niej wymagała i nie widziała jej możliwości.

Zajęłam się obalaniem wielu mitów dotyczących adopcji w tym artykule

A jakie jest Wasze zdanie – Na ile na charakter ma wpływ genetyka, a na ile wychowanie i okoliczności życiowe?

Kasia: Charakteru nie dziedziczy się w sposób bezpośredni, ani prosty. Duże znaczenie ma tu również epigenetyka, czyli wpływ środowiska, hormonów itp. na ekspresję (aktywowanie się) nawet posiadanych genów. Najlepszym przykładem jest chyba alkoholizm. Gen tendencji do alkoholizmu posiada blisko 30% z nas, a alkoholików jest tylko 3-5%. Dlaczego? Reszta po prostu nie nadużywa alkoholu, nie pije wcale lub rzadko i gen się nie ujawnia. Nie dziedziczy się bycia przestępcą, osobą niemoralną itp. Dziedziczyć można porywczy charakter, albo tendencje do przekraczania granic. Jednak na pewno znacie osoby porywcze, które nigdy nikogo nie uderzyły. Albo ryzykantów, którzy nie poszli nigdy zbyt daleko w swoim ryzyku. Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy. Jeśli zbadamy dobrze nasze drzewo genealogiczne kilka pokoleń wstecz to prawie każdy znajdzie w nim jakiegoś alkoholika, przestępcę, raptusa, czy osobę z zaburzeniami psychicznymi. Nie wiadomo co siedzi w naszym genomie.

Powszechnie niestety uważa się, że złe zachowania i charakter są całkowicie zależne od genów. Badania naukowe przeczą temu, ale kto by w nie wierzył. Osobowość człowieka kształtuje się we wczesnym dzieciństwie, a nie w DNA. Trzeba też zwrócić uwagę na fakt, że dzieci odrzucone najczęściej mają znaczne opóźnienia rozwojowe wynikające z zaniedbań w domu biologicznych. Powoduje to wydłużenie czasu, w którym kształtuje się osobowość, bo później dzieci te zostają spotykają się z nasiloną interakcją z dorosłymi niż dzieci prawidłowo wychowywane. To właśnie nasz przykład i wychowanie mają największy wpływ na ich późniejsze zachowania. Oczywiście to, co przeszły, nie jest bez wpływu na ich dalsze życie i nasza w tym głowa, by pomóc im poradzić sobie z przeszłością. Ale geny nie maja tu nic do rzeczy. Owszem determinują pewne cechy zewnętrzne i pośrednio tendencje czy podatność na różne czynniki środowiskowe, ale nie ostateczne cechy charakteru, czy nawet wyglądu! Dzieci adoptowane nawet fizycznie upodobniają się do swoich rodziców – ja mam tak już po 3 latach! Połowa ludzi nie chce wierzyć, że to nie nasze biologiczne maluchy.

Karolina: Jeśli chodzi o kwestię „geny czy wychowanie” – to jest tak naprawdę jedna wielka niewiadoma i gra w rosyjską ruletkę. Ostatnio trafiłam gdzieś na przykład jednojajowych bliźniaczek, które pomimo bardzo zbliżonego DNA charakterologicznie są zupełnie różne, obrały całkowicie inne życiowe kierunki, oprócz wyglądu zewnętrznego nie mają ze sobą niemal żadnych punktów stycznych…

Geny w dużej mierze decydują o naszej aparycji oraz dziedziczeniu pewnych chorób – ale poza nimi istnieje również cały szereg innych czynników, które kształtują naszą osobowość, charakter, postawy i generalnie wpływają na to, jakimi ludźmi jesteśmy. Ogromne znaczenie ma też środowisko, w jakim się wychowujemy oraz ludzie, którymi się otaczamy i od których czerpiemy wzorce.  W moim odczuciu to jest temat, który jeszcze długo pozostanie zagadką nawet dla naukowców specjalizujących się w tego typu kwestiach.

Jak uważacie, co powrót do placówki oznacza dla dziecka? Czy ma potem jeszcze szansę na kolejną adopcję? Czy ma zapewnione wsparcie psychologiczne?

Karolina: Mogę sobie jedynie wyobrażać, co taki powrót do placówki oznacza – i na myśl przychodzi mi tylko kolejna wielka trauma, poczucie odrzucenia oraz niekochania.  Swego czasu odbywałam praktyki studenckie i wolontariat w jednej z instytucji opiekuńczych. Od tamtej pory minęło już kilkanaście lat, ale nadal często myślę o jej wychowankach i zastanawiam się, jak potoczyły się ich dalsze losy. Ostatnio na jednym z profili społecznościowych dostałam wiadomość od nastolatki, będącej tzw. „zwrotką”. Napisała mi, że obecnie przebywa już w którejś z kolei potencjalnej rodzinie adopcyjnej, a ostatecznie i tak najprawdopodobniej wróci do domu dziecka. Jej mail dosłownie złamał mi serce – i myślę sobie, że czasami nawet najbardziej kompleksowe wsparcie psychologiczne (którego w placówkach przeważnie brakuje lub jest świadczone w niedostatecznym zakresie) nie pomoże w obliczu tego typu życiowych doświadczeń 😦

Kasia: Powrót do domu dziecka, czy pieczy zastępczej to kolejne odrzucenie. Ogromna trauma dla już ciężko doświadczonego małego człowieka. Zwykle dzieci otrzymują pomoc psychologiczną, ale z pewnością nie jest to wystarczające. Jeśli mają szczęście trafić do Rodziny zastępczej z pasją i umiejętnościami to może po terapii i długiej z nimi pracy mogą wrócić do spokoju i stabilności emocjonalnej. Moim zdaniem w zwykłym domu dziecka nie mają szans podnieść się po takim przeżyciu. Podejrzewam, że mogą rozwinąć po prostu zespół wstrząsu pourazowego – taki jak u żołnierzy, którzy przeżyli koszmar wojny.

Teoretycznie mają szansę na ponowna adopcję, ale sądy będą się bały podjąć taką decyzję. Trudno też będzie o kandydatów na rodziców, bo przecież będą sobie oni zdawać sprawę, że takiemu dziecko trudno będzie im zaufać i nawiązać więź. Bo jak ma uwierzyć, że to na zawsze? Ktoś już tak mówił, a potem odrzucił…

25 myśli na temat “Nieudane adopcje

  1. Bardzo mocny tekst i dobry wywiad!

    Btw. nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy w dyskusjach zaczynają życzyć swojemu oponentowi, bądź jego rodzinie śmierci. Co trzeba mieć w głowie, by takie rzeczy wygadywać? 🤦🏻‍♀️

    Polubione przez 1 osoba

      1. No nie dziwię się. Takie teksty są podłe, a chyba w większości z nas gdzieś na dnie kryje się taki człowieczek lękający się cudzego „krakania”…

        Polubione przez 1 osoba

    1. Dokładnie, też o tym pomyślałam… Do tej pory spotkałam się tylko z personalnym jechaniem po mnie, jeśli się z kimś nie zgadzałam, ale życzyć komuś śmierci… Wtf…
      Jeśli chodzi o sam temat, to nie mam pojęcia, jakie uczucia towarzyszą adopcji, ale wierzę na słowo Twoim rozmówczyniom. Wzięcie sobie dziecka jakby było zabawką ze sklepu i żądanie reklamacji, bo zabawka jednak nie była taka zabawna, wydaje mi się okrucieństwem. Nie wyobrażam sobie, co musi takie dziecko czuć.

      Polubione przez 2 ludzi

  2. Nie mogę tego zrozumieć i pojąć co to znaczy nie udana adopcja , albo bardzo chcę dziecko bez względu na wszystko albo się nie decyduje na taki krok. To nie zabawa w końcu.

    Polubione przez 1 osoba

  3. To bardzo trudny i kontrowersyjny temat. Nie rozumiem czemu z góry ktoś zakłada, że takie dziecko jest gorsze. Nie jest. Miało gorszy start, ale czy nie zdarzają się przypadki, że i dzieci z biologicznymi rodzicami u boku nie mają czasem gorszego startu… Adopcja to trudna decyzja, trzeba ją podejmować świadomie i rozważnie.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Adopcja to bardzo trudny temat. Nie wiem czy mogłabym przygarnąć obce dziecko. Tym bardziej, że tak jak piszecie, te dzieci mogą mieć jakieś ukryte dysfunkcje. Takie, na które przyszli rodzice absolutnie nie są przygotowani.

    Polubienie

  5. Niestety, adopcja to zawsze był trudny temat. Mówi się, że lepiej dziecku w rodzinie zastępczej niż w domu dziecka,lub że ma szczęście, że ktoś je adoptował. Tylko smutne jest to, że takie osoby czują, że mogą się dziecka pozbyć w razie problemów. Swojego pewnie by się nie pozbyli… chociaż kto wie.

    Polubienie

  6. kiedyś naoglądałam się różnych sytuacji i takich dzieciaków. Byłam wolontariuszem w domu dziecka i bardzo przeżywałam z dziećmi ich powroty – znam taki przypadek osobiście.

    Polubienie

  7. Adoptowałam córkę gdy miała 6 tyg. czyli nie miała w sumie przeszłości oczywiście tej złej bo wzięłam ja prosto ze szpitala. Odkąd pamiętam zawsze był z nią problem. Łobuzowała, pyskowała , nie chciała się uczyć wagarowała , pojawiło się towarzystwo i alkohol ale nigdy nie pomyślałam nawet żeby ja oddać przecież to moje dziecko, wyrośnie z tego…. Skończyła 18 lat i zaczęły się jeszcze większe problemy niż były….. ciagle sie zastanawiam co zrobiłam źle

    Polubienie

    1. Tak- miałam podobnie i też ciągle zadaję sobie pytanie co zrobiłam żle?obecnie często się słyszy,pisze o toksycznych matkach,rodzicach ale nigdy nie słyszałam o toksycznych dzieciach?

      Polubienie

  8. Problem dzieci adoptowanych jest bardzo złożony i skomplikowany – natomiast najgorsze jest w tym wszystkim to jak program PRIDE przygotowuje rodziców do adopcji dziecka. Niestety, moim zdaniem oraz zdaniem wielu rodziców adopcyjnych program PRIDE po prostu nie przygotowuje do bycia rodzicami adopcyjnymi. Program szkolenia pomimo tego iż trwa dość długo nie porusza istotnych problemów. Rodzice adopcyjni w związku z długim okresem oczekiwania z ogromną radością adoptują dziecko. Wszystko zdaje się być wręcz idealnie – obie strony w pełni szczęścia. Niestety idylla nie trwa zwykle zbyt długo a zdecydowana większość rodziców nie zdaje sobie w ogóle sprawy z trudności z którymi będą musieli się zmierzyć. Szkoda że ośrodki adopcyjne nie dają żadnego wsparcia rodzicom adopcyjnym. Załatwianie sprawy wyświechtanym i lakonicznym stwierdzeniem, że dzieciom adopcyjnym potrzeba dać dużo miłości nie rozwiązuje sprawy. Syndrom FAS powoduje u dziecka tak głębokie zaburzenia że dziecko adoptowane jest zwyczajnie chorym człowiekiem i warto to sobie otwarcie powiedzieć tak aby nie było rozczarowania. Rodzice adopcyjni oprócz dawania miłości w trakcie wychowania dziecka adopcyjnego muszą się zmierzyć z problemem nie tylko bycia rodzicami ale także a może przede wszystkim terapeutami. Od razu słyszę ze w pojęciu rodzic jest zawarta także terapia ale zapewniam z perspektywy swojej historii, że nie jest. Kolejny argument że z dziećmi biologicznymi także bywają problemy – także jest nietrafiony – z bardzo prostego powodu swoje własne dzieci mają nasze geny nie maja z reguły syndromu FAS więc i nieporozumienia przy dobrej woli obu stron są do rozwiązania. A gdyby jednak ktoś wątpił w moje przemyślenia proponuję poczytać trochę dokumentacji sądowych w kwestii rozwiązanych adopcji tego typu problemów.
    Jednocześnie życzę wytrwałości w byciu rodzicem adopcyjnym.

    Polubienie

  9. Zgadzam się z każdym słowem. Kiedyś gdy byłam przed decyzją adopcji także sądziłam naiwnie,że gdy dziecko będzie żyło w dobrej,kochającej rodzinie to i na takie wyrośnie.Teraz wiem,że tak nie jest niestety..Większy wpływ na charakter człowieka mają geny ,syndrom FAS i środowisko w wieku młodzieńczym i dorosłym od tak ok 14 lat i powyżej.Co myśleć jeśli dziecko miało kochających rodziców,o wielkiej empatii,wrażliwości a wyrosło na osobę gdzie dominuje arogancja,brak uczuciowości,wrażliwosci,miłości.Nie chce dialogu,rozmowy,porozumienia.Potrafi karać milczeniem,zerwać kompletnie bez powodu relacje z rodzicami.I tu nie chodzi o wdzięczność ale o jakieś człowieczeństwo bo trudno żyć gdy ukochane dziecko potrafi uczynić rodzicom piekło na ziemi.Nieudana adopcja? no ja nigdy bym dziecka nie oddała ale to jest sytuacja jakby odwrotna to ona wyrzekła się nas.Sytuacja bez wyjścia,której nikomu nie życzę.

    Polubienie

  10. Tak poczucie więzi rodzinnej jest bardzo ważne.No ale cóż z tego,że ta więż ze strony rodziców jest i była całe życie jak największa gdy jest ona bez wzjamności.No ale to jest związane ze sobą bo jeśli człowiek nie ma empatii,uczuciowosci,wrażliwości,poczucia tęsknoty to i nie ma więzi rodzinnej.

    Polubienie

  11. Z tego artykułu wynika, że dzieci do adopcji są upośledzone. Towar wybrakowany. Nie wiem jak można kupować coś, co jest zepsute już jako nowe z nadzieją, że uda się to naprawić. Co innego własne dziecko. Nawet jeśli zepsute czy wybrakowane, to jednak własne. Adopcja jak widać nie jest dla rodziców którzy chcą mieć normalną, szczęśliwą rodzinę i dzieci ale dla męczenników, którzy próbują zbawić świat najczęsciej rezygnując z własnego szczęścia. Bardzo brutalny jest ten artykuł czy też wywiad i radzę go przeczytać przed adopcją. W prasie adopcja pojawia się najczęściej w konteście „ojciec gwałcił córkę, ta urodziła dzieci i oddano je do adopcji”. Naprawdę chcecie zapraszać patologię do swojego domu? Przede wszystkim należy sobie zadać pytanie: czemu to dziecko szuka rodziców. Co się za tym kryje. A potem – czy rzeczywiśćie ja i moja rodzina musimy płacić za cudze grzechy?

    Polubienie

    1. Dzieci to nie towar. Do adopcji nikt nie zmusza. A jeśli się ktoś na to decyduje, to powinien z rozmysłem, bo w momencie adopcji dziecko staje się własnym. Dziecko to nie jest wybrakowana rzecz, która można oddać lub wyrzucić, gdy nam się znudzi lub sprawia kłopoty. Dziecko czuje, cierpi w przypadku odrzucenia i ma prawo do miłości i akceptacji. Niezależnie od swoich problemów. Znam rodzinę, która adoptowała dwoje dzieci z poważnymi problemami zdrowotnymi. Nigdy w życiu nie powiedzieliby o nich w ten sposób.

      Polubienie

      1. Dzień dobry, w procedurze OA odnotował, że prosiłem o dziecko z tzw, wadami do wyprowadzenia. Otrzymałem dziecko z FAS, padaczką, encefalopatią stat., uszkodzeniem płata czołowego i hipokampa, brakami w ciele modzelowatym. Do tego sam doszedłem po kilku latach. Więc co teraz? Jaka rada od specjalistów z OA? Zgadzałem się na dziecko zdrowe, dostałem niezdiagnozowane…..Jestem rodzicem z ponad 10 letnim stażem. I nie, nie rozwiązujemy adopcji….

        Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.