Jak pisać książkę w czasach pandemii

home-5089604_1280

Miałam wenę. Zdarzało mi się, niezbyt często ostatnio, ale jednak. W głowie pojawiły się obrazy i sceny domagające się przelania na papier, a moi bohaterowie niespodziewanie zaczęli gadać do mnie całkiem do rzeczy. Może nawet chwilami błyskotliwie. Dialogi, że hoho, nic, tylko usiąść przy komputerze i zapisywać.

No właśnie… I tu zaczynały się schody. Zajrzałam do salonu. Komputer, o dziwo, wyjątkowo nie był okupowany przez żadne z trójki moich dzieci. Widocznie prace domowe zostały już zrobione, a filmiki edukacyjne obejrzane.  Uff… czyżby to oznaczało, że mam chwilę dla siebie na działalność twórczą?

Nie mogąc uwierzyć we własne szczęście, podkradłam się na paluszkach  do biurka i wcisnęłam przycisk „włącz”. Pimpiripipampam… cholernie głośny dźwięk uruchamiania się  komputera rozległ sie w całym domu. Zamarłam.

– Baja? – znienacka obok moich kolan pojawił się mały krasnoludek z pełnym nadziei uśmiechem na pyzatej buzi.

Westchnęłam.

– Nie, kochanie, bajeczki na komputerze włączamy tylko wieczorem, przed snem. – wyjaśniłam słodko. –  Idź się słonko pobawić, dobrze? – czułam, jak z pamięci ulatuje mi jedna z lepszych ripost głównej bohaterki. Co ona właściwie chciała?… A co on jej na to?…

Dziecko posłusznie oddreptało w tylko sobie znanym kierunku. Nie mogąc uwierzyć we własne szczęście, zasiadłam przy biurku i otworzyłam plik. Przymknęłam oczy. Z każdym miarowym oddechem zapadałam się coraz głębiej w wykreowany przeze mnie świat. Już oczami duszy mojej widziałam kolejną scenę, pełną napięcia, krwi i ognia… Moje palce zadrżały niecierpliwie nad klawiaturą, gotowe, by przelać wizję na dysk twardy…

– Citać? – Tuptuś stał obok mnie z książeczką w wyciągniętej rączce. Drgnęłam jak ukłuta szpilką . No przecież nie powiem dziecku, że teraz nie mam czasu, jak ono chce rozwijać swoje kompetencje językowo-komunikacyjne… Co by to znaczyło dla moich ideałów promowania czytelnictwa wśród dzieci i młodzieży?

Odgoniłam od siebie z wysiłkiem wizje ponurych, ciemnych korytarzy i krążących po nich potworów.

– „W przytulnej obórce śpi krowa i cielę…” – zaczęłam czytać sztucznie radosnym głosem.

Tuptuś odebrał mi zdecydowanym ruchem książkę i zaczął sam ją przeglądać. Złożyłam w myślach korne dzięki wszelkim świętym, którzy swoją opieką otaczają niespełnione, usiłujące znaleźć czas na tworzenie dzieł literackich autorki. Jak to radzili w podręczniku kreatywnego pisania? Wyciszyć się, znaleźć w sobie spokój i skupienie, dosłownie wejść w tworzony przez siebie świat… Przymknęłam oczy.

– Mama, a ci to klowa? – zabrzmiało mi za uchem pytanie. Tuptuś podtykał mi pod nos ilustrację z książeczki. Otworzyłam oczy.

– Krowa – przytaknęłam głosem pozbawionym wszelkiej nadziei. Wiedziałam, co będzie dalej…

– A ci klowa ma buzie?

– Ma buzię. Pysk, znaczy się.

– A ma w buzi nos?

– Ma.

– A ma dziuli w nosie?

– Ma dziury w nosie – zaczynałam z pełną trwogi fascynacją czekać, co będzie dalej.

– A cio ma w dziulach w nosie?

– Boże, nie wiem, co krowa ma w dziurach w nosie! – jęknęłam.

– Mama niemiła,  nie cie mi citać! – obraziło się dziecko i zeszło mi z kolan.

Czując się najwredniejszą matką świata, wróciłam do procesu tworzenia. Nie wiedzieć czemu, kulminacyjna scena wyparowała mi z głowy. To może chociaż jakiś malutki dialog napiszę? Przecież już niemal słyszałam w myślach głosy bohaterów, wyraźnie i dokładnie… Widziałam ich miny… Wystarczy zapisać…

– Mamo, a mogę coś do jedzenia? – do pokoju wsunął głowę syn. Odwróciłam się od ekranu z kartką w Wordzie, na której do tej pory nie pojawiło się ani jedno nowe słowo.

– Przecież przed chwilą jedliście drugie śniadanie! – powiedziałam z oburzeniem. Nie pamiętam dokładnie, ile place miesięcznie za wyżywienie moich dzieci w placówkach, ale po sześciu tygodniach domowej kwarantanny jednego jestem pewna: ile bym nie płaciła, to za mało. Oni ciągle chcą jeść!

– No to może teraz czas na trzecie!  – Średni uśmiechnął się uroczo.

Pora przejść do kontrofensywy.

– A pokój swój posprzątałeś? – zapytałam podstępnie.

–  A posprzątałem.

– A mogę zobaczyć?

– Aaa… To w sumie nie jestem taki głodny, pisz sobie spokojnie mamusiu dalej – głowa synka zniknęła za drzwiami.

Zwycięstwo. To co ja chciałam z tym dialogiem?

– Mamo, chyba angielski mi się zaraz zaczyna, a ty mi nie naszykowałaś laptopa!

Cholera! Poderwałam się na równe nogi. Wszelkie stwory, demony i upiory przegrały bitwę o moją uwagę z nauką zdalną Panny F.

Podłączyłam laptopa. A potem zrobiłam im trzecie śniadania. I czwarte. Obiadek. Pozmywałam, poczytałam, posprzątałam rozrzucone zabawki i nakrzyczałam, czemu nie sprzątają zabawek. Złożyłam pranie i poszukałam w Internecie odpowiedzi na niecierpiące zwłoki pytanie, jak się nazywa słoniczka ze Świnki Peppy (ktoś pamięta bez sprawdzania?). A potem była już piąta i mój mąż wrócił z pracy. Czyli wyszedł z gabinetu.

– Jak ci dzień minął, kochanie? Dużo dziś napisałaś? – zapytał życzliwie.

I tak to mi się żyje na tej kwarantannie… A tyle słyszałam o tym, jak to ten czas zamknięcia w domu dobrze wpływa na kreatywność. Jak to u Was wygląda w czasach pandemii? Pochwalcie się, jeśli ktoś zaangażował się właśnie w jakieś ciekawe projekty!

20 myśli na temat “Jak pisać książkę w czasach pandemii

  1. Ten post powinien być dodany jako posłowie i stanowić część kampanii reklamowej. Pisanie w takich warunkach – to trzeba docenić podwójnie (albo potrójnie – x1 na każde z dzieci) 😉

    Polubione przez 1 osoba

  2. A jakiś dyktafon nie ratowałby Ci choć trochę sytuacji? Są chyba nawet aplikacje, które potrafią potem plik z podyktowanym tekstem przerobić na tekst… U mnie to nie do końca zdawałoby egzamin, bo co tylko powiem, to zaraz jest sto pytań, choć w sytuacjach, kiedy wypowiedź jest doń adresowana, to permamentnie objawia głuchotę…

    A obecnie przerzuciłam się na rysowanie, może to prawda więc z tym efektem pandemii 🤪 Oczywiście cokolwiek da się zrobić tylko jak gady śpią, gdzieś pomiędzy ich nocnymi pobudkami, a nadzieją męża na odrobinę czasu spędzonego z żoną. No ale spece mówią, że nawet jak poświęcisz na coś choćby tylko 10 minut dziennie, to i tak jesteś o wiele do przodu, niż gdybyś nie zrobiła nic. Brzmi sensownie, nie powiem 😉

    Ale w sumie to mam wrażenie, że trochę siada mi psycha…

    Polubienie

    1. Zważywszy, że w tym tekście próbowałam wyładować różne frustracje i poszłam w stronę horroru bardziej niż kiedykolwiek przedtem, to lepiej przy moich bombelkach tego na głos nie mówić, by im nie podrzucać pomysłów 😉 Jestem ciekawa Twoich rysunków. Gdzieś je wrzucasz? Mnie tez siada psyche… Bardzo. Ale od poniedziałku wracam do pracy. Na razie tego sobie zupełnie nie wyobrażam.

      Polubione przez 1 osoba

      1. No taaak, bo Ty przecież horror. No to racja, lepiej nie przy dzieciach, jeszcze im się zacznie co po nocach śnić (a to oznacza też między innymi konieczność zawalania nocy w celu uspokajania wybudzonej koszmarem latorośli, więc lipa do kwadratu ;))

        Wrzucam, na Instagram póki co. I na razie starocie, bo wiesz, rysując po 10-15 minut dziennie to ja szybko czegoś nowego nie skończę 😉

        Nie wyobrażasz? Powrotu do pracy? Z jakich względów?

        Polubione przez 1 osoba

  3. Jakbym czytała o sobie i moich dniach zostawania z dziećmi. :O No dobra, mąż pracuje i w tygodniu siedzi też z nimi sam i musi pracować. Więc jak ja jestem w domu, on ma więcej swobody i może się skupić. A ja jak tylko siadam do komputera mam sytuację jak u Ciebie, tylko dwoje dzieci. I też non stop jedzą.

    Polubione przez 1 osoba

  4. podczas kwarantanny zaczęłam ćwiczyć, regularnie, tylko wiesz jak to wygląda: skłon – mamooo, siku! idę wytrzec tyłek i umyć ręce. wracam do ćwiczeń po chwili Janek płacze, idę i tak w kółko 😉

    Polubione przez 1 osoba

  5. Na początku bardzo mocno się denerwowałam bo co chwila wołał mnie syn a zaraz po nim córka. Sikać nie można było iść w samotności. Teraz juz jakoś to się unormowało i moge w spokoju pracować.

    Polubione przez 1 osoba

  6. U mnie czas w kwarantannie z dziećmi niezbyt dobrze wpływa na pisanie i kreatywność. Ogólnie na prace umysłowe, po prostu widać zmęczenie

    Polubienie

  7. Zajebiste to było. Kocham Twoje posty na blogu. Uśmiałam się po pas. Szczególnie z tego co krowa ma w dziurach w nosie 🙂 PS Ty wiesz, że ja czekam na tę książkę??? Trzymam kciuki mocno!

    Polubienie

  8. Ja niestety nie mam czasu poczuć zamkniecia w domu. Z checie po siedziałabym tak jak ty. Ale czy miałabym wene myślę że średnio.

    Polubienie

  9. Wiem coś o tym, bo mam podobnie. Nawet to, że dzieci mam większe i każde ma swój komputer nie działa, bo one jakoś magicznie się mi co chwilę objawiają 😀

    Polubione przez 1 osoba

  10. U nas jak mantra jest ” a pobawisz się ze mną” nie zależnie od tego ile czasu byś nie poświęcił im jeszcze mało. Ale to dobrze przynajmniej teraz mają nas na codzień, a jak skończy się cały ten cyrk to może być z tym różne.

    Polubione przez 1 osoba

  11. Pisanie książek w ogóle nie jest łatwe samo w sobie, a co dopiero w takiej sytuacji i to jeszcze z dziećmi na plecach.Jakoś sobie nie wyobrażam. Ja do pracy muszę mieć ciszę i spokój. Dlatego mam takie zaległości 😛

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.