Czas to pieniądz

hourglass-620397_1280

Czas… Coś, czego ciągle, ale to ciągle mi brakuje. Jak mawia mój mąż: śpisz w nocy, to ci się zbiera. Coś w tym jest. W sumie i mój debiut dla dzieci „O królewiczu, który się odważył”, i moją powieść fantasy kończyłam tak późno, że prawie wcześnie. Bajkę na konkurs Piórko wysyłałam o dwudziestej trzeciej, na godzinę przed ostatecznym terminem,  a ostatnie dwa rozdziały mojej książki o upiorach pisałam do czwartej nad ranem, nie zważając na to, że o szóstej musiałam wstać do pracy.

Podobne zrywy są możliwe jednak tylko od czasu do czasu. Kiedy próbuje się tego typu akcji zbyt często, następuje totalne wyczerpanie organizmu i wypalenie początkowego entuzjazmu.

I na takim właśnie etapie obecnie jestem. Lubię pisać, wręcz kocham. Ale trudno jest to pogodzić z pracą zawodową, obowiązkami domowymi i opieką nad trójką małych dzieci. W pewnym momencie wszystko zaczyna się spiętrzać, a niezrobione, niedokończone lub nawet nieujęte w harmonogramie rzeczy, które powinno się załatwić, zalewają człowieka jak fala wyrzutów sumienia. Można się nimi zachłysnąć i utopić.

Ostatnio trafiłam w Internecie na komentarz, że jeśli ktoś naprawdę chce się czymś zajmować, to znajdzie na odpowiednie środki i rezerwy czasowe. Że brak czasu to tylko wymówki. Zareagowałam jak byk, który ma już w grzbiet wbite kilkanaście szabel i któremu machają przed ślepiami czymś czerwonym. Rzuciłam się do ataku. Trochę bez sensu, bo potem okazało się, że było to napisane w żartobliwym kontekście. Niemniej jednak te słowa zabolały.

„Przepraszam, nie wyrobiłam się…”, „Nie zdążyłam…”, „Nie dałam rady…” Te słowa tak często wychodzą z moich ust, że mdli mnie już od ich dźwięku. Czy to tylko wymówki? Nie sądzę.

Często widzę komentarze, które doprowadzają mnie do szału, nawet jeśli nie są skierowane bezpośrednio do mnie: „A czym ty jesteś taka zmęczona? Ja mam podobnie, a sobie daję radę”. Jedyna możliwa odpowiedz to: „I super, świetnie, gratuluję. Ale nie jesteś mną. Rzecz w tym, że to ja jestem na swoim miejscu. I tylko ja wiem, na co mnie stać  i na co jeszcze mam siłę”.

Ostatnio poczułam się zupełnie przyparta do muru, zasypana sprawami do zrobienia i w dodatku zmęczona tak, że wydawało mi się, że nawet oddychanie sprawia mi trudność (ale nie, to nie był koronawirus, zapewniam . Rozsypałam się na tysiące małych fragmencików złożonych z chęci, planów, poczucia niespełnienia i wyrzutów sumienia. I nijak te moje cząstki nie mogły się ze sobą porozumieć. Chciałam podzielić się z Wami sposobami, które pomogły mi odrobinę wrócić do względnej normalności. Nie są to zapewne sposoby idealne, ale mi pomogły.

Po pierwsze warto uświadomić sobie, że jeśli się z czymś nie wyrobimy, to nie będzie to koniec świata. Nawet jeśli wydaje nam się, że niebo spadnie nam na głowy, jeśli  nie pójdziemy  dzieckiem na pływalnię, nie napiszemy nowego wpisu albo książki lub na kolację kolejny dzień zrobimy kanapki z dżemem, to najprawdopodobniej niebo nadal będzie tkwić niewzruszenie na swoim miejscu. Owszem, dziecko może strzelić focha, rodzina dojdzie do wniosku, że lepiej nauczyć się gotować, a braku wpisu pewnie nikt nawet nie zauważy. Da się z tym żyć. Czasem trzeba popatrzeć na siebie z pewną dozą pobłażania.

Po drugie, warto przeprowadzić ewaluację ważności i pilności swoich zadań. To tak zwany kwadrat Eisenhowera. Ja go robiłam tak: najpierw wypisałam sobie całą długą listę rzeczy do zrobienia. Popatrzyłam i się załamałam. Potem przyszedł mąż, popatrzył na mnie zrozpaczoną i kazał mi wszystko przepisać jeszcze raz, tym razem dzieląc nową kartkę na cztery ćwiartki i tytułując je po kolei w ten sposób: pilne ważne, pilne nieważne, niepilne ważne, niepilne nieważne. Okazało się, że nie wszystko jest do zrobienia na już, że niektóre rzeczy mogę zaplanować na kiedy indziej, a niektóre zrzucić na kogoś innego. Uwierzcie mi, naprawdę przejaśniło mi to w głowie! Czasem mąż z wykształcenia psycholog całkiem się przydaje 😉

A po trzecie, warto czasem iść na urlop, co właśnie uczyniłam 😉 Dzięki temu podgoniłam już porządkowanie ubranek sezonowych, pojechałam z dziećmi do mini zoo i zaczęłam pisać nową powieść.

Bo ja bez tego pisania to jednak nie umiem żyć… Uzależnienie jakieś, ot co!

20 myśli na temat “Czas to pieniądz

  1. Ochhhh… Sama wiesz jak bardzo Cię rozumiem. W sumie to nawet jeszcze Cię w tym wszystkim bardzo podziwiam, bo ja teoretycznie mam na głowie mniej, a tak straszliwie nie ogarniam.
    Ty chyba dajesz sobie lepiej radę ode mnie, co w sumie sprawia, że chyba powinnam przestać Cię czytać, bo się jeszcze bardziej dołuję 😉

    Och i rzeczywiście, te lekkomyślnie przez ludzi rzucane teksty o tym, że przecież wystarczy umieć sobie organizować czas (ten tekst uwielbia moja ciotka, bezdzietna i niezamężna…), że jak się czegoś bardzo chce, to przecież znajdzie się na to czas… Że „co ty robisz na tym macierzyńskim, sama w domu z dwójką dzieci, no hajlajf po prostu i strasznie się nudzisz, no ja nie wiem, jak możesz mówić, że nie masz czasu”! Uch! 🤮

    Wiesz, kto mnie (i całą rzeszę kobiet w podobnym położeniu) w tym wszystkim ratuje jak nikt i nic innego? Alicja Kost z Mataja, jej blog i profil na Instagramie. Daje taką podstawę do wyhodowania w sobie tej stoickiej postawy, bez której można się psychicznie zajechać…

    Polubione przez 1 osoba

    1. Oj, nie przestawaj, uwielbiam Twoje komentarze! Fajnie, że dzielisz ze mną te poczucia. Ja ten wpis pisałam dwa tygodnie, w dołku, ze kompletnie nie mogę dokończyć 🙂 I dopiero początek urlopu pomógł się zebrać.

      Gdybyś Ty wiedziała, jaki ja mam w tym momencie burdel w domu. Jaki straszny, straszny bałagan… I jak ja po prostu czuję, że muszę w końcu wstać i to ogarnąć. I jak kompletnie i absolutnie nie mam na to w tym momencie siły.

      Muszę tą Alicję wyszukać w takim razie. Dzięki za polecenie! A w ogóle to chciałabym coś Ci pokazać, bo się szalenie ucieszyłam, ale w sumie nie wiem jak tu w komentarzach wrzucić zdjęcie. Zaraz Cię poszukam, czy u Ciebie na blogu nie ma jakiegoś kontaktu 🙂

      Polubione przez 1 osoba

      1. Alicję BAAARDZO polecam! Blog to mataja.pl a IG matajapl 😉 Nie sądziłam nawet, że nie znasz! Generalnie to już z rok chyba zamierzam napisać o przydatnych w macierzyństwie blogach, no i ten… nie mam czasu! 😦

        Polubione przez 1 osoba

  2. To jest coś co mi chodzi po głowie jakoś od marca, tylko ja to nazywam „odpuszczanie”. Tak odpuszczam, że aż spotadycznie coś napiszę 🤣 a podobno siedząc w domu mamy więcej czasu, ja mam zdecydoeanie mniej. Więc szacun i chapeaux bas z głów kiedy ty te książki piszesz! 😘 PS. Jak coś to staję w kolejce po autograf!

    Polubione przez 1 osoba

      1. Najważniejsze, że piszesz! Dla mnie artykuł to już ogromna forma, więc pisanie czegokolwiek innego jeszcze w dodatku totalnie wymyślonego to po prostu coś niesamowitego. Ja mam o 30% mniej dzieci i czasem ciężko w ciągu dnia coś sensownego sklecić 🤣

        Polubione przez 1 osoba

  3. ja jestem zadowolona z mojej organizacji czasu, ale bardzo łatwo potrafię czegoś po prostu nie zrobić albo odłożyć to na dalszy termin, chyba dlatego „wszystko” mi się udaje 😉

    Polubione przez 1 osoba

    1. A ja się ciągle nie wyrabiam i ciągle mam wrażenie, że poświęcam za mało czasu dzieciom. Zwłaszcza gdy, tak jak w tej chwili, dręczy mnie wena i marzę o tym, aby to pozapisywać 🙂

      Polubienie

  4. Zgadzam się z Tobą, wszyscy jesteśmy inni i dla każdego z nas czas płynie inaczej, ot, taki paradoks 😉 A Tobie życzę, żeby płynął Ci tak, żebyś ze wszystkim się wyrabiała, chociaż patrząc na ilość dziennych rzeczy do wykonania, będzie to trudne zadanie 😉 Fajnie, że wciągnęłaś się w pisanie 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  5. Ja biorąc urlop w jednej pracy, idę robić do drugiej 😦 nie umiem odpoczywać. Jak mam dzień wolny, przeglądam maile, kalendarze w telefonie i papierowe sprawdzając czy czegoś nie ominęłam 😦

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.