Czy to już koniec fantastyki?

W czerwcu wybrałam się na Fantastyczny Jarmark w Warszawie, gdzie miałam przyjemność w towarzystwie Tomka Kamińskiego, znanego z udanego debiutu pod tytułem „Polowanie”, wziąć udział w spotkaniu autorskim z Anną Szumacher i Jagną Rolską. Anna jest autorką absolutnie uwielbianej przeze mnie „Słowodzicielki” (recenzję można znaleźć tutaj), a Jagna, zastępca redaktora naczelnego w najstarszym polskim portalu fantastycznym „Fahrenheit”, ma na swoim koncie nominację w konkursie na książkę roku organizowanym przez portal „Lubimy czytać” w kategorii powieści fantastycznych („SeeIT” wydane przez Wydawnictwo Dolnośląskie w 2019 r.). Dziewczyny mówiły bardzo ciekawe rzeczy, niech żałuje, kto nie był i nie słuchał! Opowiadały między innymi o swoich planach wydawniczych. Nie mogę się doczekać zapowiadanej przez Anię powieści urban fantasy „W pożyczonym czasie”. Akcja książki jest umiejscowiona we współczesnej Ameryce Północnej i czerpie z miejskich legend, historii oraz podań Stanów Zjednoczonych i Kanady. Jagna z kolei obiecała na najbliższą jesień premierę powieści obyczajowej osadzonej w XVIII wieku! A kto mnie zna, ten wie, jakiego fioła mam na punkcie XVIII wieku, więc nic dziwnego, że już przebieram nogami w oczekiwaniu na jesienne premiery!

Podczas spotkania padło także mniej przyjemne pytanie. Dlaczego popularność fantastyki w Polsce tak gwałtownie spada? I czy można temu przeciwdziałać? Sama teza zasmuciła mocno moje wierne od lat fantastyce czytelnicze serce, natomiast odpowiedzi Anny i Jagny wlały w nie trochę otuchy. Stwierdziłam, że jako że mądrze gadają, to warto by zapisać ich wypowiedzi dla potomności. O komentarz do sytuacji na rynku książek fantastycznych w Polsce poprosiłam także Tomka Kamińskiego. Zapraszam do lektury!

Anna Szumacher:

To problematyczne pytanie, bo z jednej strony się z nim zgadzam, ale z drugiej niekoniecznie. Wszystko zależy od tego, o jakiej fantastyce mówimy. I wobec kogo uznawana jest za popularną. Bo jeśli mówimy o fantastyce w kinematografii, to wręcz wylewa się ona z ekranu – tego dużego i małego. Ekranizacje wszelkich komiksów Marvela i DC, z Avengersami na czele, to przecież czysta fantastyka. W serialach wybór jest jeszcze większy, choćby w ostatnich latach jak ciepłe bułeczki sprzedają się takie tytuły jak „Dobry Omen”, „Cień i Kość”, „Sabrina”, „Wiedźmin”, „Umbrella Academy”, „Lucyfer”, czy najpierw wielbiona a później gwałtownie zamieciona pod dywan przez fanów zirytowanych zakończeniem „Gra o Tron”. Ta fantastyka jest popularna i wśród odbiorców, i wśród producentów.

Fantastyka jest też niezwykle popularna, jeśli chodzi o prozę zagraniczną, wystarczy choćby spojrzeć na topki w dużej księgarni na „E”. Neil Gaiman, Rebecca Kuang, Victoria Schwab, Brandon Sanderson, Sarah Maas, Leigh Bardugo (dodatkowo podpompowana serialem) to mistrzowie obecnej topki. Do tego dochodzą giganty typu J.K. Rowling i od lat stabilny sprzedażowo Andrzej Sapkowski. Więc literatura fantastyczna także jest popularna. Tylko… nie ta polska.

I myślę, że tu tkwi sedno problemu, które można podzielić na dwie podgrupy: wydawców, którzy wolą zainwestować finanse i marketing w autorów zagranicznych oraz czytelników, którzy nie wierzą, że polski autor lub polska autorka potrafią napisać coś dobrego. Z czego to wynika? Trudno powiedzieć. Z ogólnej niechęci do polskich autorów wyniesionej ze szkoły po wielokrotnej traumie przeciągnięcia przez lektury szkolne? Możliwe. Z powtarzanego jak mantra przekonania, że Polacy nie potrafią pisać, a już na pewno nie fantastykę, tylko ewentualnie kryminały? Pewnie też. Z niezrozumiałej niechęci wydawców do wydawania i reklamowania polskiej fantastyki, bo przecież to się na pewno nie sprzeda? Cóż, przy takim podejściu pewnie mają rację. A może z kompletnego ignorowania fantastyki przez media mainstreamowe, które, jeśli już naprawdę muszą, to używają zamienników typu „powieść young adult”, „realizm magiczny” albo „oniryczna opowieść wymykająca się konwencji”. Można tylko zgadywać, jaki jest powód małej popularności fantastyki, ale już te składowe robią swoje. Naprawdę przydałoby się, żeby ktoś przeprowadził badania, bo to naprawdę interesujące zjawisko. To wszystko sprawia, że fantastyka jest popularna, a jednocześnie niszowa. Że to, co jest fantastyką i zdobywa popularność nagle dostaje antyfantastyczną łatkę. Że mamy rynek, który w sumie sam nie wie dokąd ma iść.

Do tego mamy fandom – który jednocześnie jest siłą i słabością gatunku, bo choć potrafi wspierać to równocześnie skupia jak w soczewce wszystkie patologie typowe dla niewielkiej grupy związanej tematycznie i zawodowo. To przedziwny twór, który jest skostniały i tkwiący gdzieś w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a jednocześnie zaczyna zbierać coraz większą grupę urodzoną już w latach dwa tysiące. Grupę otwartą na kulturę japońską i koreańską, na ruchy wolnościowe i równouprawnienie płci czy seksualności. I wierzę, że właśnie to nowe pokolenie, niezepsute przez system, politykę i wojny światowe, niosące nową rewolucję i własny bunt, kochające internetowe komiksy i tęczowe jednorożce, słit focie na insta i wegańskie sushi, i walczące o lepszy świat, jak nie przymierzając Kapitan Planeta, jest nadzieją dla fantastyki. Tej światowej i tej polskiej. Bo mają inne spojrzenie na świat. Nie oceniają przez naleciałości historyczne, legendę Lema i cień Sapka. Chcą czytać dobrą, rozrywkową, emocjonalną fantastykę, taką ze smokami i romansami. Chcą poruszające historie, barwnych bohaterów i ciekawe światy. A to mogą im dostarczyć zarówno polscy jak i zagraniczni autorzy. Wystarczy im ją dać.

Jagna Rolska:

Zacznijmy od tego, że nie jestem do końca przekonana, czy popularność fantastyki jakoś mocno spada. Mam wrażenie, że właściwym stwierdzeniem będzie, że ów gatunek się przeobraża i ewoluuje wraz ze zmieniającą się grupą odbiorców. Niegdyś, w zamierzchłych latach osiemdziesiątych, gdy rodził się w Polsce fandom, fantastyka miała konkretną misję do spełnienia, czyli krytykowania systemu za pomocą aluzji czytelnych dla odbiorców i niezrozumiałych dla cenzorów. Mówiąc w skrócie fantastyka przemycała treści, jakich w innym przypadku nie dałoby się przekazać czytelnikowi. To sprawiało, że po te treści sięgała konkretna grupa czytelników i do pewnego stopnia ten zamknięty krąg nadal po części funkcjonuje w świadomości odbiorców.

Z drugiej strony bardzo wielu osobom fantastyka kojarzy się z bajkami, a te z czymś niepoważnym, więc przeznaczonym dla dzieci. To akurat mnie osobiście nieustająco zdumiewa bo przecież nie ma innego gatunku tak wymagającego wiedzy wszelakiej podczas tworzenia tekstów.

Wydawcy radzą sobie z tym nieufnym podejściem do fantastyki, omijając jak się da słowo „fantastyka”. Teksty z gatunku są reklamowane na różne sposoby, na czele z osławionym „realizmem magicznym” zastępującym kłopotliwe słowo na „F”. Jednocześnie gatunek całkowicie zmienił swój charakter stając się przede wszystkim czymś na wskroś rozrywkowym, doskonałą pożywką dla osławionej platformy na „N” i rzecz jasna szeroko rozumianej kinematografii oraz przemysłu gier. To sprawia, że polska fantastyka przeobraża się, wychodzi poza ramy zamkniętego, traktowanego podejrzliwie gatunku, stając się szeroko rozumianą rozrywką, oczywiście nie zawsze nazywaną po imieniu.

I tu wracamy do „brzydkiego słowa na F”. Czy kiedykolwiek uda się je odczarować dla mainstreamu? Wydawałoby się, że jest to dość proste. Wystarczyłoby poświęcić gatunkowi nieco miejsca w kanonie lektur szkolnych i pokazać młodym ludziom, że fantastyka niejedno ma imię, ale jak doświadczenie pokazuje, ta jest wręcz z owego kanonu usuwana. Reasumując: rzeczy pozornie proste nie zawsze takimi są. I dopóki u steru władzy są ludzie, którzy najchętniej fantastykę wypaliliby ogniem piekielnym to nie należy liczyć na to, że cokolwiek się zmieni.

Żeby nie marudzić – powoli wracamy do normalności a wraz z nią zostaną reaktywowane konwenty i inne imprezy związane z szeroko pojętą fantastyką. Serce rośnie, gdy widzi się tam spore grupy młodych ludzi. Zatem nie wszystko stracone 😉

Tomasz Kamiński:

To dla mnie dość ironiczne pytanie. Ponieważ sam wchodząc, czy też raczej… pretendując… do pisarskiego świata, przekonałem się, jak wielu jest polskich autorów, o których sam wcześniej nie słyszałem. Chyba to jak w tej przypowieści o wieży…

Kiedyś gdzieś stała wieża. Zburzyli ją. Jeśli przestanie się o niej mówić, ludzie zapomną o tym, że kiedykolwiek stała. Moim zdaniem za mało się mówi o polskiej fantastyce, która jest, notabene, bardzo obszerna i urozmaicona.

Mimo to wielu pisarzy osiąga coraz większe sukcesy. Przykłady: Andrzej Sapkowski, Sybir Punk. Niedawno ogłoszono, że „Czerwony Lotos” pióra Saulskiego zostanie wydany za granicą.

Zgadzam się także ze zdaniem Jagny Rolskiej. Ważna jest praca u podstaw. Myślę, że dobrze by zrobiło, jakby uczniom w szkole mówiono, że na przykład Słowacki pisał fantasy.

A jakie jest Wasze zdanie na temat sytuacji na rynku książki w Polsce? Czy uważacie, że da się zrobić coś, aby powieści fantastyczne polskich autorów wróciły do łask czytelników i wydawców?

A na koniec przypominajka, że moją książkę „Tajne przez magiczne” – powieść urban fantasy, której akcja dzieje się w przedszkolu – można kupić w większości księgarni internetowych, na przykład w Empiku lub czytam.pl Można ją także przeczytać w ramach abonamentu na Legimi lub odsłuchać audiobook.

Oto okładkowy opis:

„Agata Filipiak przechodzi trudny okres w życiu zawodowym. Rzuca stabilną posadę redaktorki i zatrudnia się w przedszkolu na stanowisku woźnej. Niestety w nowym miejscu pracy musi radzić sobie nie tylko z niesfornymi podopiecznymi, ale również ze zjawiskami paranormalnymi i siejącymi spustoszenie demonami. A te są bardziej niebezpieczne niż gniew pani dyrektor czy bunt czterolatka. No chyba że takiego obdarzonego magicznymi mocami.

Jakby tego było mało, Agata odkrywa coś, o czym w ogóle nie powinna wiedzieć…

Sprawdź, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami przedszkola i co pozostaje ukryte dla zwykłych śmiertelników!”

10 myśli na temat “Czy to już koniec fantastyki?

  1. Bardzo mądre wypowiedzi! Zgadzam się, że fantastyka nie traci popularności, tylko rodzimy rynek wydawniczy z jakichś powodów traktuje ją po macoszemu. Ale może to się zmieni?
    Ja mam w ogóle wrażenie, że niedocenianie fantastyki wzięło się stąd, że gdzieś około 20 lat temu wybuchła ogromna moda na czytanie fantastyki. Paradoksalnie! Bo w ślad za modą wielu bardzo początkujących twórców wzięło się za pisanie fanfików i oryginalnej twórczości mocno opartej na istniejących tekstach. I gdzieś powstało w ogólnej świadomości wrażenie, że ta cała fantastyka to właśnie takie wątpliwej jakości twory ambitnych nastolatków. Przestała kojarzyć się z jakością. Może wreszcie przyszedł czas, by to – nomen omen – odczarować?

    Polubione przez 1 osoba

  2. Dla piszącego autora takie spotkanie to zapewne nie lada gratka. Zapewne edukacja od najmłodszych lat i wytłumaczenie, co to tak naprawdę jest fantasy pomogłoby w zwiększeniu popularności tego rodzaju literatury. Ja dzięki blogom i takim artykułom poznaję ja coraz bardziej i życzę tego innym czytelnikom.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Uwielbiam dobrą fantastykę i wierzę, że nie zniknie z powierzchni ziemi 🙂 Wydaje mi się, że fantastyka nie jest znowu taka niepopularna. Ludzie potrzebują oderwać się od rzeczywistości i najłatwiej jest to zrobić właśnie dzięki fantasy, a spektrum gatunku jest dość szerokie. Nie wyobrażam sobie w sumie świata bez magicznych książek!

    Polubione przez 1 osoba

  4. A moim zdaniem fantastyka nie upada, tylko ewoluuje i oczywiście po za tymi znanymi dziełami jak np.: GoT, LoTR są też książki autorów ciut mniej znanych jak np. Peter V. Brett, Brian McClean czy polscy twórcy jak np. Pilipiuk, Ziemiański, Grzędowicz, czy Gołkowski. Fakt faktem, wydają oni mniej niż kiedyś, ale myślę, że to tylko chwilowy przestój.
    Pozdrawiam!

    Polubione przez 1 osoba

  5. Ej, to nie kwestia tego że ludzie są uprzedzeni do Polskiej Fantastyki, tylko szanowni twórcy. W większości jesteście tak nudni, beznadziejni i tak daleko od światowych trendów że większości nawet nie chce się brać waszych książek do ręki. KIM trzeba BYĆ żeby pisać o paranormalnych zjawiskach w przedszkolu. Zastanawiam kto jest bardziej szurnięty, autorka która tworzy taki opis czy półinteligenci kupujący coś takie. Może w środku książka jest spoko. Ale wydawca powinien Ci powiedzieć: POPIERDOLIŁO CIE?

    Polubienie

    1. Wydawca powiedział: fajny pomysł! 🙂 A odpowiadając na pytanie, kim trzeba być, aby coś takiego napisać… Pewnie kimś, kto miałby ochotę opowiedzieć tę historię. Natomiast ja jestem między innymi nauczycielką przedszkolną, matką trójki dzieci i szurniętą fanką fantastyki 🙂 Podpowiem, że nie ma obowiązku czytać książek, które nam się nie podobają z opisu. Nie musisz się męczyć. Moja książka wielu czytelnikom dostarczyła rozrywki i przyjemności z czytania. Cieszę się z tego i zdaję sobie sprawę, że nie jestem zupą pomidorową, żeby każdy mnie lubił. Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu wspaniałych fantastycznych książek!

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.