Kiedy coś się kończy…

To nie był dobry tydzień. Ostatnio wśród moich znajomych internetowych dobiegły do końca dwie tragiczne historie. Odeszła mała wojowniczka z bardzo chorym serduszkiem, maleństwo, które jeszcze nic nie zdążyło przeżyć w swoim króciutkim, choć pełnym miłości istnieniu. Zakończyło się także życie ukochanego, tak bardzo potrzebnego męża i ojca, który od wielu lat walczył z nowotworem. Teraz już oboje mogą odpocząć po nierównej, ciężkiej walce. A tu zostały rodziny pogrążone w bólu, którego nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić…

Brak słów pocieszenia. Bo i jak tu pocieszyć? Co można powiedzieć, kiedy już po wszystkim, kiedy nic nie da się zmienić i naprawić? Bezsilność i bezradność, i żal… to uczucia osób postronnych – przyjaciół, rodziny i znajomych internetowych, tych, co brali udział w zbiórkach na leczenie, co od lat kibicowali i starali się wspierać chorego. Naturalną reakcją organizmu jest odciąć się od tych emocji, tego cierpienia. Wyłączyć Facebook, odlubić strony chorych i potrzebujących, zamknąć bazarki charytatywne. Nie patrzeć, nie myśleć, nie współczuć… To jest przynajmniej to, co ja zawsze czuję w takich chwilach. Ostatecznie, i tak przecież nie zrobiłoby to wielkiej różnicy, bo cóż ja mogę pomóc?

girl-447701_1920

Muszę się przyznać, jestem od lat pomocową fanatyczką. Są takie osoby na Facebooku, co bez przerwy udostępniają apele o pomoc, zachęcają do udziału w zbiórkach na operacje i leczenie, maniakalnie namawiają do kupowania fantów na bazarkach charytatywnych. Zaliczam się do tego grona i zdaję sobie sprawę, jakie to bywa upierdliwe. No bo kto, zaczynając dzień, chce zobaczyć na swoim wallu smutną twarz dziecka z wielkimi oczami i ogoloną główką, nóżki przebite śrubami po wielu operacjach, zdeformowane buzie, niepełnosprawnych na wózkach i ich umęczone matki. Łatwiej, prościej i czasem bezpieczniej dla psychiki jest odciąć się od tego całego cierpienia, póki nas bezpośrednio nie dotyczy. I ja to naprawdę rozumiem, bo, jak wspominałam, sama dość często mam na to ochotę, kiedy już czuję, że nie daję rady. Potrzebujących jest tak wielu, a możliwości konkretnej pomocy tak żałośnie mało.

Kiedyś usłyszałam ładną historyjkę. O chłopcu, który chodził po plaży i wrzucał wyrzucone na brzeg meduzy z powrotem do wody. Podszedł do niego starszy, mądry mężczyzna i powiedział: „Chłopcze, po co to robisz? I tak nie uratujesz wszystkich, więc to bez znaczenia”. Dziecko odpowiedziało: „Dla tych meduz, które wrócą do wody, ma to znaczenie”.

Nawet niewielka pomoc się liczy. 5 czy 10 zł wpłacone na zbiórkę, powtórzone setki razy, tworzy kwotę, która ratuje życia. Przeczytana książka, niepotrzebny drobiazg oddany jako fant na bazarek może przynieść środki, za które opłaci się godzinę rehabilitacji. Jest też inny, niefinansowy aspekt pomagania. Ludzie, których spotyka poważna choroba lub których najbliżsi poważnie zachorują, bardzo często czują się z tym bólem i strachem potwornie osamotnieni. Każde słowo wsparcia, pocieszenia, dodania otuchy jest bardzo ważne. Nawet jeśli nie wiadomo co powiedzieć, dobrze być obok. Choćby po to, by cierpiąca osoba mogła się wykrzyczeć, wyzłościć, zirytować na nieudolne wysiłki i próby pomocy. Chyba najgorsze, co może być w tym wszystkim, to świadomość, że nasze cierpienie nikogo nie obchodzi.

Jakiś czas temu potwornie zdołowała mnie historia, którą podały media, a która przeszła właściwie bez echa. Kobieta z dorosłą niepełnosprawną córką popełniła samobójstwo rozszerzone. Ich ciała znaleziono dopiero po tygodniu. Do tej pory boli mnie myśl, jak one musiały być samotne. Czy ktoś szczerze płakał po ich śmierci? Czy komuś ich brakowało? Jak w dzisiejszym świecie, pełnym nowoczesnym środków komunikacji, ktoś może być tak bardzo sam?

Choroba i ból izolują. W samoobronie odsuwamy się od tematów, które sprawiają nam przykrość, dołują, nie pasują do kolorowego, wesołego obrazu rzeczywistości. A jednak świat ma różne barwy. Nie brak na nim też przeróżnych odcieni szarości i tragicznej, wydawałoby się bezkresnej czerni smutku. Nie da się tego zmienić, po prostu odwracając wzrok. Za każdym razem, kiedy ktoś znajomy odchodzi, wściekam się na los i życie. Płaczę, obiecuję sobie, że to już koniec, że czas skończyć, odciąć się od tych przygnębiających tematów. A potem mi przechodzi. Może to rodzaj masochizmu z mojej strony, nie wiem. A może gdzieś w środku mam nadzieję, że choć moje wysiłki same w sobie są jak nic nieznacząca kropelka, to w połączeniu z działaniami innych tworzą wielką rzekę, która może zmienić świat.

A żeby udowodnić, jak bardzo jestem upierdliwa, podrzucę kilka linków do bazarków charytatywnych. Idea jest fajna, na takie licytacje można przekazać to, co niepotrzebne, a w dobrym stanie. Można też zakupić fajne książki, zabawki, urocze drobiazgi za zazwyczaj niewielkie pieniądze, wspierając przy tym potrzebujących. Takich bazarków na Facebooku jest wiele, część prowadzą rodzice chorych, część wolontariusze, część osoby współpracujące z fundacjami.

Na początku bazarek prowadzony przeze mnie, więc bliski mojego sercu 😉 :

Aukcje charytatywne dla Podopiecznych Fundacji PRMP. Co miesiąc staramy się wspierać innego podopiecznego fundacji, środki z licytacji są wpłacane bezpośrednio na subkonta. Zbieramy na turnusy rehabilitacyjne, sprzęty medyczne, leki. Rzeczy niezbędne, aby ograniczyć ból i choć trochę zwiększyć samodzielność chorych. Nasi podopieczni to są zazwyczaj dotknięci bardzo ciężką przewlekłą chorobą lub niepełnosprawnością, nieumiejący promować swoich potrzeb i zbiórek w Internecie. Suma zebrana przez miesiąc na bazarku to dla nich ogromna ulga – oznacza sprzęt ułatwiający oddychanie, kilka godzin rehabilitacji, wizytę u specjalisty. Jestem w kontakcie z rodzicami dzieci, które są objęte opieką fundacji, i widzę, ile to wsparcie dla nich znaczy, jak cieszą się z każdej kwoty.

Pomagamy dzieciom – bazarek charytatywny. Tu rodzice sami starają się o fanty i wystawiają je na rzecz swoich chorych dzieci: Jasia z chorym serduszkiem, Olusia i Piotrusia z niedosłuchem i autyzmem, Wiktorki zmagającej się z padaczką, upośledzeniem umysłowym, wadą serca oraz niedosłuchem, Sebastianka z mózgowym porażeniem dziecięcym, Antosia z Zespołem Downa. Niesamowite jest to, że ci ludzie, choć mają własne problemy i kłopoty, zawsze są otwarci na potrzeby innych. Spotkać tu można jednych z najfajniejszych, najbardziej życzliwych internetowych pomagaczy.

Walka o lepsze jutro Łukasza. To grupa z licytacjami dla Łukasza, cierpiącego na bardzo rzadką chorobę genetyczną, która sprawia, że Łukasz zmaga się z napadami padaczki, porażeniem mózgowym, pęcherzem neurogennym, osteoporozą. Aukcje prowadzą fantastyczne babki o wielkich sercach, wpierające często i gęsto innych chorych.

Bazarek – AUKCJE CHARYTATYWNE dla Mili, Zuzi, Tymcia i Kubusia. Założycielką i główną prowadzącą bazarek jest mama bardzo chorej dziewczynki, która mimo trudnej sytuacji życiowej znajduje w sobie siły i czas, aby pomagać innym. Wystawia fanty nie tylko dla swojego dziecka, ale i dla czwórki innych dzieciaków, które zbierają na turnusy rehabilitacyjne, sprzęty, leczenie. Nie wiem jak ona to robi i kiedy znajduje na to wszystko czas, ale podziwiam…

Zbyt mali, by wygrać sami. To jeden z najdłużej działających bazarków. Wolontariuszki od lat stają na głowie, by pomagać chorym dzieciom uzbierać środki na ratujące życie operacje lub pilne leczenie. Działają niezmordowanie i niewyczerpanie, poświęcają na to mnóstwo siły i czasu. Jestem pewna, że jeśli kiedykolwiek boli je głowa, to dlatego, że aureola je uwiera. Jedną z osób bardzo aktywnie wystawiających aukcje jest Joasia, która przeżyła ostatnio największą tragedię, jaka może spotkać matkę. Po trzech latach walki straciła swoją ukochaną córeczkę. Jakie trzeba mieć w sobie pokłady empatii i dobra, aby w takiej sytuacji nie poddać się i nie odciąć od świata, lecz nadal uczestniczyć w pomocy dla innych, nie ogarniam…

Pomoc dla Marzenki – bohaterskiej mamy walczącej z rakiem. Aukcje dla świetnej dziewczyny, mojej koleżanki, mamy maleńkiego Franka. Dzielna kobietka, która nie traci woli walki mimo paskudnych rokowań. Jej chęć życia, siła i pogoda ducha są po prostu niesamowite.

Otwórz serce dla Huberta – licytacje – tu można licytować na rzecz wspaniałego chłopczyka dotkniętego bardzo ciężką chorobą – rdzeniowym zanikiem mięśni. Dzięki wsparciu wolontariuszy i opiece bliskich Hubert przyjmuje lek, ma odpowiednie sprzęty, żyje…

Tak naprawdę mogłabym wymieniać te bazarki w nieskończoność. Na każdym można spotkać prawdziwe anioły – wolontariuszy, darczyńców i licytujących. Jest to jedna z najmilszych aspektów pomagania – można odzyskać wiarę w ludzi. W ich dobroć, życzliwość i umiejętność obdarowywania innych.

22 myśli w temacie “Kiedy coś się kończy…

  1. Kiedy widzę cierpienie małego dziecka, zawsze mam w głowie, a co jeśli to spotkałoby i mnie? Pomagam, choćby 5, 10 zł. Najsmutniejsze jest to, że ludzie, których dotyka choroba są z tym sami, państwo się od nich odwraca, nie zapewniając im opieki, bo jeśli chcą ratować życie to muszą prosić innych i pomoc

    Polubione przez 1 osoba

    1. To naprawdę trudne. Problemem też są zaporowe ceny leków i operacji. Teraz niedawno wprowadzono na rynek lek spinraza, który bardzo pomaga chorym na rdzeniowy zanik mięśni. Jest potwornie drogi, refunduje się go w części krajów w Europie,w Polsce nie. Ludzie, by ratować dzieci, rzucają wszystko i emigrują. Często pozostawiając tu część rodziny, starsze dzieci. Masakra.

      Polubione przez 1 osoba

  2. Ja tam nic nie mam przeciwko takiemu udostępnianiu różnych akcji. Sama kiedyś potrzebowałam pomocy teraz oddaje innym to co dostałam, bo mogę, bo mam siły i zdrowie by żyć i pracować😉

    Polubione przez 2 ludzi

    1. O Liwce. Umarli również ostatnio Nelusia i Marcelek. Piszesz o Oliwce Dąbrowskiej? To dołącz się do grupy Ratujemy Oliwkowe serduszko. Z tego co widziałam ostatnio, wszystko z nią w porządku. Liwka to takie maleństwo, nie wyszła nigdy ze szpitala chyba nawet. Cholernie trudno się z tym pogodzić.

      Polubienie

  3. Ja też reaguję bardzo emocjonalnie na takie sytuacje. Zawsze staram się pomagać w miarę moich możliwości. Ostatnio w ciągu dwóch dni „wyskoczyłam” z dość dużej kwoty na cele charytatywne, więc chyba muszę troszeczkę powściągnąć moją dobroczynność. Ale cieszę się, że to zrobiłam.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Też od czasu do czasu zaglądam na siepomaga. Wystarczy sms, żeby dorzucić swoją cegiełkę. Zwykle te najpilniejsze akcje wypełniają skarbonkę w kilka godzin. Jak widzę, że już niewiele brakuje do pełnej kwoty i że zaraz będzie sukces to wyszukuję inną skarbonkę, w której dużo wolniej przybywa środków. Wtedy radość mam podwójną, jeden zielony pasek w kilka godzin i drugi, który mogłam wesprzeć 🙂

    Polubienie

  5. Nieważne jak pomagamy, ważne że to robimy
    Jeżeli czujesz, że to co robisz ma sens to wrzucaj te apele o pomoc. Ja zastanawiam się na ile to rzeczywiście może ponoć bo internet zalany jest tego typu informacjami i mam wrażenie, że ludzie już mają dość, wolą uciekać przed szarą rzeczywistością…

    Polubione przez 1 osoba

    1. No to dlatego dobrym rozwiązaniem są te bazarki charytatywne. Można tam kupić bardzo fajne drobiazgi, książki, biżuterię, za niewielkie sumy, a kwoty są wpłacane na zbiórki potrzebujących. Wiadomo, że tak w nieskończoność nie da się pomagać każdemu, nikt nie ma aż tylu środków, ale można zamiast w sklepie czy na olx kupić coś fajnego na aukcji charytatywnej. A internet jest zalany apelami o pomoc, to prawda. Czy nie jest to przerażające, że tyle ludzi potrzebuje pomocy?

      Polubienie

  6. Trzeba pomagać innym. Szkoda, że tak wielu ludzi zasłania się właśnie takim „a co ja mogę?” i nawet tej symbolicznej złotówki nie wpłaca. A przecież gdyby tak każdy tą złotówkę, czy dziesięć…

    Piękna metafora z tymi meduzami.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.