Moje błędy i wypaczenia

sign-1719892_1280

Urodziny to czas na podsumowania. Często, niestety, na uświadomienie sobie własnych błędów i wypaczeń. Ja w tym tygodniu jestem po podwójnej rocznicy – w niedzielę dwa lata skończył mój blog, niech mi żyje długo i zacznie się rozwijać jak najszybciej (może jak odkryję tajniki SEO) a w poniedziałek mój ukochany Tuptuś zdmuchnął trzecią świeczkę na różowym torcie.

Te okazje natchnęły mnie do popatrzenia z perspektywy lat na swoje początki macierzyństwa. Jezu, ile ja błędów popełniłam! A w dodatku część z nich popełniam nadal. Może nie wypada się przyznawać, ale z drugiej strony, jako Madka roku, nie mam się co krępować. A nóż widelec komuś to pomoże – jeśli nie unikać podobnych pomyłek, to poczuć się lepiej z tymi już popełnionymi.

Oto moja lista. Mocno skrócona, przyznaję. Moja wina, moja wina, moja wielka madczyna wina…

Karmienie piersią o stałych porach – w ten sposób katowałam pierworodną. Naczytałam się na temat żywienia noworodków, nasłuchałam przeróżnych opinii i wyszło mi, że to jedyne rozwiązanie, które zapewni mi odrobinę luzu i wolnego czasu między jej posiłkami. Dziecko powinno się przyzwyczaić, wejść w rytm, jeść w ściśle określonych godzinach i przez ściśle określoną ilość minut. Z tego, co pamiętam, to w kwadrans powinna się wyrabiać.

Niestety, moja córka od początku była innego zdania. Darła się i wyła, jak tylko ją odsuwałam od cyca. Uwielbiała sobie przy nim drzemać, wtulając czule nosek w mój dekolt. Jakoś nie docierała do niej informacja, że powinna sprawnie coś przekąsić i położyć się spać w swoim własnym łóżeczku. A ja patrzyłam na zegarek, liczyłam czas i w wyznaczonych budzikiem momentach odrywałam przysypiające dziecko od siebie. Coraz bardziej się przy tym stresowałam. Obie byłyśmy zresztą sfrustrowane i wściekle na siebie nawzajem, aż do momentu, kiedy się poddałam. Zaopatrzyłam się w dobre lektury, wygodne poduszki i na jakieś kilka miesięcy zaległam w łóżku z małym ssakiem przyczepionym do piersi. Zapomniałam o swoich planach, wyjściach, gotowaniu i sprzątaniu. Musiałam przyznać pierwszeństwo potrzebom niemowlaka, który miał za nic wytyczne specjalistów.

I to było moje pierwsze madkowe odkrycie – nie zawsze trzeba słuchać dobrych rad cioć internetowych, położnych, przyjaciół i znajomych królika. To, co naprawdę dobrze działa u innego dziecka, u naszego może pogarszać sytuację. Trudno. Trzeba znaleźć własne sposoby. Synowie, którzy przyszli na świat później, mieli ze mną już o wiele łatwiej. Od samego początku nastawiałam się na nienastawianie się na nic i absolutne dopasowanie do ich harmonogramu posiłków. Przynajmniej mogłam sobie odpocząć przy tym karmieniu…

Brak konsekwencji – tu się biję w piersi i posypuję głowę popiołem. Problem mam z tym do tej pory. Zdarza mi się odpuszczać. Przymykam oko, a nawet oba, kiedy jestem bardzo zmęczona, mam dość albo po prostu zauważam, że z pewnymi decyzjami się zagalopowałam. W życiu przed dziećmi, czyli bardzo, bardzo dawno temu, byłam święcie przekonana, że moje potomstwo do bajek będzie miało dostęp góra raz w tygodniu. No, może trzy razy. No, może i codziennie, ale do piętnastu minut maksymalnie. I co? I gucio. W praktyce wyszło inaczej. Czasem nie oglądają bajek wcale, a czasem i dwie godziny by się razem zebrało. Czy niebo z tego powodu spadło nam na głowę? Na szczęście na razie nie.

Ileż to razy podejmowałam decyzję, że według tabelek już natychmiast trzeba odpieluszkować któreś z dzieci?… Zbierałam się w sobie, kupowałam stosy majtek i litry płynu do prania, odgrzebywałam grające nocniczki i zaczynałam lekturę Misia Marysia żegna pieluszkę. Następnie ogłaszałam swój plan patrząc prosto w niewinne, błękitne, nierozumiejące powagi problemu oczka. Potem następował Armagedon – dni wypełnione bieganiem  z nocnikiem w ręku za szybkim jak strzała dzieckiem, namawianiem do zajęcia na tronie wygodnej pozycji, praniem ubranek i czyszczeniem dywanów. Trwało to czasem z tydzień, czasem dwa, zanim się poddawałam i wracałam do pieluch. Bo to jeszcze nie był ten czas. Moje dzieci nie były gotowe.

Ataki złości – oo, panie. Tu już nawet nie będę podawać przykładów. Cóż, kiedyś miałam wizje swojego siebie jako matki, która z nieskończona czułością i cierpliwością będzie pokazywać dzieciom świat i tłumaczyć rządzące nim zasady. A potem się okazało, że nie umiem, no po prostu nie umiem po raz trzeci w ciągu pół godziny głosem cichym i kojącym jak letni zefirek przekazać informacji, że brata nie należy dusić, a siostrze wyrywać włosów z głowy.

Przegrzewanie – tak, jestem jedną z tych matek od wełnianych czapeczek w maju i kurteczek we wrześniu. To znaczy, w głowie by mi nie powstała myśl, żeby sie czepiać innych matek i próbować im narzucać, jak powinny ubierać swoje dzieci. A niech sobie te inne dzieci chodzą ubrane jak chcą, to nie ja będę w razie ich choroby musiała brać L4 w razie czego. Ale moje… Nie potrafię patrzeć spokojnie, jak przy dziesięciu stopniach biegają w koszulkach z krótkim rękawem, podczas gdy ja się jeszcze trzęsę z zimna. Po prostu nie jestem w stanie uwierzyć, że jest im ciepło. I tak, wiem, że czasem przesadzam. Ale gdzieś w środku mnie cały czas tkwi przekonanie, że jak tylko zdejmą ten sweterek czy rajstopki, to natychmiast się przeziębią na amen. A w chorobie będą jeszcze bardziej upierdliwe niż zazwyczaj.

Cóż, na razie tyle przychodzi mi do głowy. Podejrzewam, że moim dzieciom przyszłoby znacznie więcej. A jak to jest u Was? Co uważacie za swoje największe wychowawcze błędy?

17 myśli na temat “Moje błędy i wypaczenia

  1. Moją największą porażką jest niedoskonałe panowanie nad własną złością i gniewem. Jakoś w sytuacjach podobnych do tych, które opisałaś, tj. kiedy mój trzylatek poprawia dziewięciomiesięczniakowi facjatę trzymanym w ręce Zygzakiem McQuinnem, bo „nie ma ochoty się z nim bawić”, nie zawsze potrafię utrzymać wnerwa na wodzy… 😕

    Polubione przez 2 ludzi

    1. O jak ja Cię dobrze rozumiem 🙂 i jak czytam w tych poradnikach, jak to się powinno łagodnie tłumaczyć, pięć, dziesięć, piętnaście razy, to się załamuję. Brzmi idealnie, ale moim zdaniem czasem jest nie do zrealizowania.

      Polubione przez 1 osoba

      1. Taak, to było jeszcze jakoś możliwe do zrealizowania jak się miało tylko jedno dziecko. Bądź jak mąż jest w pobliżu i może przejąć/przejmie drugie na czas tłumaczenia… W innych przypadkach… oj, bywa ciężko.

        Polubione przez 1 osoba

  2. U mnie jest 100 razy gorzej. Przy cycu wisiał od rana do nocy. Brak konsekwencji – no cóż. Jak drze gębę od 30 minut to ja wymiękam. Nie dlatego, że mi go szkoda, ale dlatego, że boli mnie głowa od tego darcia. Bajki ogląda – inaczej dom wyglądałby jak wysypisko śmieci, a ja bym zwariowała. Właśnie próbuję go odpieluchować i jest tak jak piszesz. A co do przegrzewania, to właśnie leży na kanapie w samej pieluszcze a ja pod kocem i mi zimno. Ale ubrań nie chciał i się darł. Niech leży. Nie ja zamarznę…

    Polubione przez 2 ludzi

  3. Brawo za odwagę. To, że dostrzegasz swoje błędy i pracujesz nad nimi czyni Cię najlepszą matką dla swoich dzieci. Moim błędem jest częste pójście na łatwiznę i użycie telefonu, gdy dziecko nie chce jeść, ale walczę z tym innymi sposobami, niezawsze zwycięsko. 😐

    Polubione przez 1 osoba

  4. Dzięki za ten tekst! Ja też po urodzeniu walczyłam z zegarkiem w ręku i odliczalam karmienie co 3h, a z każdej piersi 15 minut – i ani minuty krócej, ani dłużej. No cóż…maly szybko zweryfikował moją skrupulatność i wkrótce nie miałam nawet czasu iść zębów umyć 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  5. ja też niestety miałam problemy z byciem konsekwentną, poza tym za dużo naczytałam się tych poradników i wpisów odnośnie tego że dzieciom to dawać zabawki edukacyjne, rozwojowe, żadne tam plastikowe, elektryczne bo pobawią się raz i wyrzucą w kąt. A moje pociechy olewały wszystkie te czarno-białe książeczki, słówka, zabawki motoryczne, a jak dostały np. zwykłe gry planszowe, auta elektryczne dla dzieci, czy kolejkę to zabawie nie było końca i nadal się nimi bawią

    Polubione przez 1 osoba

  6. Ja mam nerwowość i brak konsekwencji tak samo jak Ty! Najgorsza chyba niekonsekwencja, bo sporo zależy od mojego humoru i dzieci nie zawsze wiedzą czego sie po mnie spodziewać.

    Polubienie

  7. Mimo, że mój syn ma już 12 lat to nadal nie nauczyłam się cierpliwości – nie umiem często zapanować nad swoim gniewem i muszę wyjść z pokoju żeby odetchnąć.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.