Na Facebooku pojawił się ostatnio obrazek, nagminnie udostępniany, który doprowadza mnie do szału, kiedy tylko na niego spojrzę. W sumie powinnam być wdzięczna, bo podnosi mi ciśnienie lepiej niż kawa, niemniej jednak chyba się uduszę, jeśli nie dopiszę kilka słów ze swojej perspektywy.
Obrazek wygląda tak: Siedzi wielki, potężny facet i mówi do malutkiej dziewczynki, swojej córki: „Jeśli ktoś cię obraża i wyzywa, to weź łopatę i p…nij go w łeb”. Dziecko odpowiada „Tatusiu, ale ja jestem dziewczynką”. Puenta tatusia brzmi: „To możesz wziąć różową…”
No i tyle, karuzela śmiechu, pod spodem mnóstwo komentarzy z zachwytami i opiniami, że o tak, świetnie, tak powinno wyglądać wychowanie córek. I do tych wszystkich zachwyconych memem mam właśnie kilka pytań (i liczę na kulturalną dyskusję, zakładam, że mogę się mylić, nie jestem wyrocznią):
Czyli przemoc fizyczna jest dobrą odpowiedzią na obrazę lub nawet przemoc słowną? Znaczy się, kiedykolwiek tylko poczujemy się obrażeni, słusznie lub nie, możemy walić osoby, które powiedziały coś niewłaściwego, przez łeb?
Czy każdy obrażany może odpowiedzieć biciem, czy tylko mała dziewczynka z różową łopatką? A mały chłopczyk w krótkim spodenkach? Jak ktoś mu powie „Jesteś gupi”, to może walić po głowie i kopać po łydkach, czy tłumaczymy mu, że ta zasada stosuje się tylko do jego koleżanki z warkoczykami?
No i jak mocno można tą łopatą, wszystko jedno jakiego koloru, walić? Bo tak w łeb, to i zabić można, jak się nieszczęśliwie trafi. To co, wprowadzamy już zmiany do kodeksu karnego, że jeśli uszkodzenie ciała zostało spowodowane uczuciem urażenia, to nie ma sprawy, klepiemy po głowie i tylko ewentualnie sprawdzamy kolor łopatki?
Jestem matką trójki dzieci, które sięgają czasami w swoich kłótniach i sporach terytorialno-zabawkowych po argumenty siłowe. Uczestniczę także z racji zawodu w procesie wychowawczym innych dzieci. Całe życie uważałam, że nie należy wtrącać się innym rodzicom w procesy wychowawcze. Ale ten mem uważam za wręcz szkodliwy. To naprawdę nie jest tak, że jeśli Tomeczek zabierze Martuni klocki albo powie „Jesteś bzidka i w ogóle fuj”, to ona ma prawie wziąć ten klocek, metalowy samochodzik czy łopatkę i złamać mu nos lub nabić guza. No nie. Nie powinno się temu przyklaskiwać. Oczywiście przezywaniu i dokuczaniu też nie wolno przyklaskiwać. Ale nikogo nie przekonamy o niesłuszności jego zachowania biciem. Była jakiś czas temu taka duża społeczna dyskusja na temat klapsów. I wszyscy się zgadzali, że z dziećmi to trzeba rozmawiać, tłumaczyć, nie wolno bić, bo to nic nie daje. I co?…
Żeby nie było, ja nie jestem za przekazywaniu dzieciom informacji, że mają obowiązek robić z siebie ofiarę. Jeśli ktoś je bije, oczywiście mogą i powinny się bronić. Jestem także bardzo daleka od dawania przyzwolenia na przemoc słowną. Wiem, że słowa potrafią zaboleć równie jak razy. Trzeba nauczyć dziecko zachować się w takiej sytuacji. Ja po prostu nie uważam, że agresja fizyczna jest właściwą odpowiedzią.
Co można zatem zrobić? Przede wszystkim powiedzieć takiej malutkiej dziewczynce lub małemu chłopcu, że to, co inni o nich mówią, ich nie definiuje. I powtarzać to do znudzenia, że samoocenę buduje się wewnętrznie, czerpiąc pokój i pogodzenie z sobą od środka. Żeby wiedziały i czuły, że są mądre, fajne i kochane. Zawsze może znaleźć się jakiś idiota, czepialski, krytykant czy po prostu ktoś, kto swoje kompleksy i problemy wyżywa na innych. Podstawowa sprawa, to wpoić dziecku świadomość, że przezywanie kogoś i dokuczanie jest po prostu niedobre, niewłaściwe, przykre, i źle świadczy o tym, kto obraża, a nie o obrażanym.
Ale czy taki maluch musi godzić się na bycie wyzywanym przez kolegę lub koleżankę? Oczywiście, że nie. Ja swoich uczę tak zwanych „ciętych ripost. Na poziomie przedszkolnym niech to będzie nawet „kto się przezywa, ten się tak nazywa”. Mówię im, że jeśli ktoś dla nich jest niemiły, to niech się z nim nie bawią. I że jeśli mają problem z zachowaniem jakiegoś kolegi lub koleżanki, to przede wszystkim niech przyjdą do mnie pogadać, spróbujemy wspólnie wymyślić rozwiązanie problemu.
Czy to idealne porady? Z pewnością nie. Konflikty między dziećmi to trudny i niewdzięczny temat. Ale dlaczego ten mem mnie tak wkurzył? Bo pod płaszczykiem dowcipu i równouprawnienia postuluje przyzwolenie na przemoc fizyczną. A na to zgody być nie powinno, niezależnie, czy rzecz dzieje się w żłobku, przedszkolu, szkole, na studiach czy w pracy. Jak zachowa się nastolatka czy dorosła kobieta, którą od maleńkości uczono, że jeśli czuje się urażona, to może „wziąć łopatkę i p…nąć”? Uderzy w twarz wredną koleżankę lub szefową? Teściową, która niesłusznie zwróci jej uwagę na temat wychowania dzieci? Męża w czasie kłótni ? Czy swoje dziecko, kiedy w czasie napadu buntu powie jej, że jest „najgorszą matką świata”? Bo poczuje się wyzywana i obrażona, i uzna, że ma do tego prawo?
Trzeba zastanowić się, gdzie postawić granice. I jaką wizję świata przekazywać dzieciom. To nie jest łatwe zadanie, bo rzeczywistość nie jest czarno-biała, a jej złożoności nie bardzo da się przekazać chwytliwymi hasełkami. Jednak to na tym polega proces wychowawczy. Na dyskusji, szukaniu wspólnie wyjścia z sytuacji, pokazywaniu dzieciom różnych perspektyw. Najprostsze rozwiązanie w stylu „Uderz go, jak cię wkurza, i będzie po sprawie” nie jest najlepszym. A płeć bijącego lub obrażającego nie ma żadnego znaczenia i nie powinna mieć wpływu na ocenę sytuacji.
To co, wprowadzamy już zmiany do kodeksu karnego, że jeśli uszkodzenie ciała zostało spowodowane uczuciem urażenia, to nie ma sprawy, klepiemy po głowie i tylko ewentualnie sprawdzamy kolor łopatki?” – to jest zdanie-klucz! Oby takie zmiany w kodeksie nigdy nie zostały wprowadzone, chociaż niestety, ale w obecnych czasach nie zdziwiłabym się…
Mem sam w sobie jest obraźliwy i co to za równouprawnienie, skoro dziewczynce przysługuje różowa łopatka? A dlaczego nie niebieska? I dlaczego ona sama o sobie myśli, że nie może się bronić? Nie mówię oczywiście, że przemocą i biciem, ale jakoś mam poczucie, że ona w ogóle obronę zostawia chłopcom.
Tak długo, jak długo nie zrozumiemy, że najważniejsza jest rozmowa i szacunek, tak długo będziemy przymykać oko na wiadomości ze szkoły, że syn pobił kolegę („przecież go obrażał, on się tylko bronił!”), a córka wyszarpała koleżance włosy („a co miała zrobić jak tamta ją wyzywała?”). Nie róbmy tego naszym dzieciom.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Przepraszam, nie rozwinę dyskusji, w tym co piszesz nie ma dla mnie nic kontrowersyjnego. Fajnie że zwracasz uwagę na to, co stoi za głupawym heheszkiem. Może ktoś z chichoczacych się zastanowi
PolubieniePolubione przez 1 osoba
wzorzec kulturowy powielony w obrazku o którym piszesz jest powszechny, myślę, że nadal słyszy go większość dzieci.
Mam kilka uwag, które moim zdaniem umykają wszystkim specjalistom i specjalistkom większości nurtów parentingowych. Dzieci przychodzą na świat z mózgiem rozwiniętym na poziomie 25%, wszystkie umiejętności społeczne są implementowane ze środowiska. Pierwszymi źródłami wzorców zachowań są rodzice oraz relacje między nimi oraz między rodzicami a dzieckiem.
Druga uwaga, jeśli uważasz, że nie powinno wtrącać się w procesy wychowawcze (co osobiście uważam za totalny bezsens) to po co ten cały blog?
Samym pisaniem wtrącasz się w te procesy.
PolubieniePolubienie
Waldemarze, a co uważasz za wtrącanie się w proces wychowawczy? Pisanie o swoich odczuciach, o swoich dzieciach, o swoim życiu? Nie chcesz czytać to nie czytaj, nikt się w nic nie wtrąca. Za to głośne mówienie o tym, że przemoc nie powinna być nigdy odpowiedzią na żadne zachowania – to nie jest wtrącanie się, to jest po prostu bardzo potrzebna rzecz. Żeby nasze dzieci wiedziały i pamiętały o tym, że przemoc nie jest rozwiązaniem.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Często łapią mnie moje dzieci na tym, że nie dostrzegam jakiś odcieni szarości, ale cieszy mnie to, że potrafią same je dostrzec, że są bardziej plastyczne niż ja w niektórych kwestiach. 🙂
PolubieniePolubienie
Mema nie widziałyśmy ale też uważamy, że nie jest za bardzo w porządku. Uczy dzieci przemocy, a czasem wystarczy porozmawiać i wyjaśnić wszystko na spokojnie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiem o jaki obrazek chodzi i… mnie jednak rozśmieszył, ale rozumiem też problem. Autor chciał., by stereotypy słabej płci zdusić, a tworzy sam inne: że dziewczynka to róż i że jak nie dajesz rady słownie to po mordzie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Świetny tekst. Ode mnie dodam tylko tyle, że jeżeli rodzice kochają dziecko i osobno czuje, słyszy i widzi – łatwiej będzie u zmierzyć się z dokuczaniem rówieśników.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję! Zgadzam się z Tobą. Aczkolwiek temat radzenia sobie z brakiem akceptacji rowiesnimow jest trudny i nie ma idealnych rozwiązań. W każdym razie na pewno trzeba okazywać dziecku wsparcie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba