Nikt nie powinien umierać samotnie

W ostatnich dniach Internet obiegła informacja o dramatycznych protestach rodziców, którzy walczą o prawo do odwiedzin swoich dzieci w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Dyrekcja Szpitala zabroniła odwiedzin u wcześniaków i noworodków na intensywnej terapii jeszcze w marcu. Od tej pory matki prawie nie mają dostępu do maluchów. Według Rzecznika szpitala dziecko można odwiedzić przy wypisie, w sytuacji, gdy jego stan bardzo się pogarsza lub jeśli matka przebywała w hotelu dla matek. W praktyce wygląda to tak, że niektórzy rodzice widzieli swoje dziecko tylko dwa razy przez osiem miesięcy.

Tymczasem jest powszechnie wiadomo, że bliskość matki, jej dotyk i ciepło łagodzi ból u noworodka i pomaga w walce o życie. Już w latach czterdziestych zostało dowiedzione, że odizolowanie małego dziecka od matki może prowadzić do autoagresji, apatii, powtarzalnych mechanicznych czynności, prowadzić do braku umiejętności nawiązywania głębszych więzi. Taka separacja w początkowym okresie życia powoduje deficyty, przez które potem ciężko przywrócić harmonijny rozwój. Jeśli maleństwu uda się przeżyć…

Śmierć dziecka jest niewyobrażalną tragedią dla rodziców. Koszmarem, z którego ciężko się podnieść. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jaką traumę przechodzą ci, którzy muszą żyć dalej ze świadomością, że ich największy skarb odszedł bez ostatniego przytulenia, bez buziaka. Ci, którym nie udało się pożegnać, nie udało się spędzić tych cennych chwil razem.

W Internecie pojawiają się łamiące serce wpisy:

„Wczoraj pochowaliśmy synka. Nie mogliśmy być przy nim od siedmiu miesięcy…”

„Mój 2,5-letni syn po operacji serca zmarł na Oddziale Intensywnej Terapii. Przez cały pobyt nie mogliśmy go odwiedzić…”

„Rzucili mi 3 kartki papieru, worek ubrań jak śmieci i powiedzieli: to wszystko, do widzenia. Przez bite 8 miesięcy zero informacji. Teraz płaczę, wyję, że nie było mnie przy Nim. A on czekał tylko na mnie!…”

Miarą naszego człowieczeństwa jako społeczeństwa jest to, w jaki sposób traktujemy najsłabszych. A dzieci, osoby starsze, chore, umierające to istoty bezbronne. Nie wolno w tak brutalny sposób oddzielać ich od bliskich, odmawiać ostatniej czułości i pożegnania. Ten problem nie dotyczy tylko dzieci: z tego co słyszałam, w wielu szpitalach i DPS-ach dorośli chorzy również umierają samotnie, ponieważ członkowie rodzin nie są wpuszczani na oddziały.

Oczywiście wierzę głęboko, że te zarządzenia biorą się jedynie z troski o dobro pacjentów. Jestem daleka od bagatelizowania epidemii. Mam wśród swojej rodziny i znajomych wiele osób, dla których zakażenie się mogłoby zagrozić poważnie ich życiu. Ale przecież lekarze, pielęgniarki, obsługa w szpitalu również codziennie wychodzą z pracy, robią zakupy, posyłają dzieci do przedszkoli i szkół, gdzie te także mają kontakt ze swoimi rówieśnikami. Nie ma możliwości, aby ryzyko ograniczyć do zera. Dlaczego to rodzice mieliby być większym zagrożeniem? Może lepszym sposobem byłoby zainwestować w maseczki, rękawiczki, środki dezynfekujące dla odwiedzających. Wprowadzić badania dla opiekunów w kierunku wykrycia wirusa SARS-Cov-2. Umożliwić rodzicom mieszkanie w przyszpitalnych hotelach w wypadku konieczności długotrwałego szpitalnego dziecka. Mogę, jako laik, dużo gdybać, co dałoby się zrobić. Podejrzewam, że odpowiedzią na te pomysły byłoby pewnie rozłożenie rąk i jakże często słyszane w naszym kraju słowa „Nie ma pieniędzy…” Na to jednak środki muszą się znaleźć! Nie można przechodzić obojętnie wobec takich ludzkich tragedii – traumy bliskich, którzy nie mogą nawet pożegnać swoich ukochanych.

Chciałabym zaznaczyć, że ten tekst nie jest atakiem na lekarzy i pięlęgniarki – są oni obecnie na pierwszej linii frontu i ich poświęcenie oraz oddanie pacjentom powinno być docenione. Jednak wprowadzane w tym roku zarządzenia bywają bezduszne i niesprawiedliwe. Jestem całym sercem za tym, aby walczyć o ich zmianę. Jednym z moich największych lęków jako matki jest strach o to, że mogłabym zostać oddzielona od moich dzieci w momencie, kiedy będą najbardziej potrzebowały mojej miłości i wsparcia. Taka sytuacja jawi się w moim umyśle jako czyste piekło, coś potwornie okrutnego i bolesnego, coś, co aż odbiera mi oddech na samą myśl. Nie mogę pogodzić się z tym, że obecnie dookoła nas wielu rodziców naprawdę mierzy się z takim koszmarem.

9 myśli na temat “Nikt nie powinien umierać samotnie

  1. Czytałam i z wielkim niepokojem i oburzeniem śledziłam walkę o możliwość bycia przy swoich dzieciach rodziców jeszcze wtedy, w marcu, na początku pandemii. Pamiętam rozpętaną między innymi też przez Małgorzatę Stefańską (@panidoktor.blog) wielką burzę i pamiętam ogłoszony przez nią sukces akcji: oficjalne ogłoszenie, że rodzice jednak mają prawo, mimo warunków pandemicznych, być przy swoich dzieciach. Pamiętam tą ulgę, którą wtedy poczułam.

    A tymczasem chyba wczoraj @panidoktor.blog znów zamieściła post o ustawicznym dalszym łamaniu tego prawa, przytaczając wiele podobnych opowieści. Autentycznie zapłakałam (podobnie jak teraz, przy Twoim wpisie). Bo nie mieści mi się w głowie skala tego… okrucieństwa. Bo to zwykłe okrucieństwo i podłość. Szczególnie w odniesieniu do dzieci.

    I ja, szczerze mówiąc, jestem tu chyba troszkę mniej wyrozumiała względem lekarzy. Tak, wiem, że stoją na pierwszym froncie walki z wirusem, że są najbardziej zagrożeni. Ale – tak jak pisałaś – obecnie chyba bardziej prawdopodobnym jest, iż wirusa „sprzeda” im własny przyjaciel, który wrócił z wakacji w Międzyzdrojach.

    Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co muszą czuć rodzice w podobnej sytuacji. No, może trochę – pamiętając jak się czułam, kiedy nie pozwolono mi być przy młodszym synku, przez zaledwie jeden dzień, w jego trzeciej dobie życia, jeszcze w czasach przed pandemią. I wspominając to uczucie pustki? złości? bezsilności?, kiedy tata w zaawansowanym już stadium choroby wylądował na OIOMie, była możliwość, że zostało mu kilka godzin życia, ale „nikt nie może go odwiedzić, bo pandemia”.

    To nieludzkie, co się wyprawia.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Poryczałam się. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że musiałabym mojego synka zostawić samego w szpitalu nawet na kilka godzin, choćby to miały być tylko jakieś badania. Nie móc być przy umierającym 2,5-latku? Nie widzieć dziecka przez 7 miesięcy? Przecież to jest piekło na ziemi! Tym bardziej, że tak jak piszesz, cały personel szpitala może wychodzić do domu, więc nie jest w 100% odseparowany od możliwości zarażenia się wirusem. To jest podstawa humanitarnego zachowania, podstawa bycia człowiekiem – pozwolić dziecku być z matką. Tak niewiele, a jednak tak wiele w dzisiejszych okropnych czasach.

    Polubione przez 2 ludzi

  3. Ech, wiem coś o tym. Złamało mi serce, kiedy zabronili w marcu odwiedzać mojego wcześniaka i nie widziałam jej przez 3 tygodnie, a co dopiero w sytuacji, kiedy trwa to o wiele dłużej, kiedy jest realne zagrożenie życia dziecka lub kiedy umiera..
    To się po prostu w głowie nie mieści. W życiu bym nie pomyślała, że dożyjemy takich czasów.

    Polubienie

  4. Pierwszą potrzebą jest potrzeba miłości, a zwłaszcza dzieci są jej głodne. Jak cierpi dziecko, to serce się kraje. Poruszyłaś bardzo trudny temat. Nie powinno tak być, aby żyć samotnie, a co dopiero umierać. Dawno mnie u Ciebie nie było, ale śledzę i pozdrawiam cieplutko!

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.