Kwarantanna narodowa, dzień 5
Kiedy już:
- przygotowałam 20 różnych posiłków (panna F. nie lubi warzyw, Średni mięsa, a Tuptuś generalnie niczego)
- odrobiłam z córką 15 zadań z Librusa
- wykonałam 2 prace plastyczne zasugerowane na stronie przedszkola syna
- posprzątałam dziki bałagan po zabawach dzieci
- odpisałam na pilne maile
- nawrzeszczałam na dzieci, które przeszkadzały mi w odpisywaniu na pilne maile
- zaśpiewałam po raz tysięczny „Hands Shoulders Knees and Toes”
- pozachwycałam się ludkami z ciastoliny
- pozmywałam po obiedzie
- pobawiłam się autkami
to nagle poczułam, że ogarnęło mnie dziwne zmęczenie. Może dlatego, że ostatnie dwie noce spędziłam na podłodze koło łóżeczka Tuptusia. Pokasływał i wolałam pilnować, czy przypadkiem nie straci znienacka oddechu. Zerknęłam do pokoju dzieci. O dziwo bawiły się zgodnie klockami. Mąż siedział w innym pokoju odseparowany od reszty rodziny i zawzięcie dyskutował o jakiś problemach z kodem. Może ja tak na chwilkę zmrużę oko… Dosłownie na momencik… Pomyślałam z nadzieją.
Na paluszkach wycofałam się do drugiego pokoju, położyłam na kanapie i przykryłam kocem. Było mi tak dobrze i błogo… Przez jakieś 5 sekund.
– O, kocyk! – usłyszałam radosny głosik mojego najmłodszego dziecka. Zasłona oddzielająca mnie od świata została brutalnie podniesiona z mojej twarzy.
– O, tu jest mama! – ogłosił Tuptuś z teatralnym zdumieniem.
Jęknęłam.
– A to jestem ja – powiedziało dumnie dziecko, wskazując na siebie.
– Widzę, widzę… i się cieszę na twój widok, oczywiście… a pobawiłbyś się troszkę klocuszkami? Mama tak by chciała chwilkę się zdrzemnąć…
Tuptuś przemyślał sprawę.
– Ja nie lubić mama spać – powiedział stanowczo.
– A ja lubić. Nawet bardzo lubić – odrzekłam równie zdecydowanie. – Idź, dziecko, do siostry na chwilę, pozawracaj jej głowę.
Tuptuś ma jednak najbardziej spolegliwy charakter z naszej rodziny. Uśmiechnął się ślicznie.
– To papa mama! – ogłosił.
-Papa! – wymamrotałam i zamknęłam oczy.
Tup tup tup tup – usłyszałam, zanim zdążyłam odpłynąć do krainy snów. I dobrze, że pozostałam w miarę czujna, bo zdążyłam unieść w porę rękę i zasłonić się przed ciężką drewnianą skrzynką, zanim spadła mi na twarz i zdołała złamać nos.
– Ja mieć pudło! Co to za pudło? – zapytało radośnie moje dziecko.
– Wspaniale! Co to jest? Co? Skąd ty to masz? – poderwałam się, nagle obudzona. W rękach trzymałam ozdobną, drewnianą skrzyneczkę, do której starannie chowałam pamiątki z chrztów moich dzieci. Wkurzona pogalopowałam do ich pokoju.
– Po coście to wyciągali? Co to za pomysły? – fuknęłam.
Średni podniósł na mnie niewinne jak zwykle oczęta.
– Bo nam się już nudzi… – wyjaśnił rzeczowo.
– Ale to nie powód, żeby niszczyć ważne pamiątki! Wyciąganie moich rzeczy z szuflad to najmniej mądry z waszych pomysłów na zabawę!
– Eee, to nic, szkoda, że nie widziałaś, jak chłopcy walczyli ze sobą świecami do chrztu – powiedziała leniwie córka, półleżąc na łóżku i machając w zblazowany sposób nogą.
Popatrzyłam z wyrzutem na moje potomstwo. Średni miał przynajmniej tyle przyzwoitości, by się zaczerwienić. Młodszy nie.
– Ja wygrał! – oznajmił z dumą.
Zebrałam resztki świec i starannie schowałam. Dałam puzzle. Dużo puzzli. Patrzyłam, jak ładnie się bawią. Usiadłam na podłodze. Nadal ładnie się bawili. Zsunęłam się niżej i skuliłam w kłębek. Oczy same mi się kleiły…
Tym razem nawet udało mi się zasnąć. Śniło mi się, że jestem na placu bitwy. Dookoła mnie walczyły wielkie roboty. Miały w metalowych rękach laserowe miecze, kształtem dziwnie przypominające kościelne świece. Nagle tuż za mną ryknęła bojowa maszyna. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak ciężkie żelazne ramię zakończone pazurami opada z całych sił, zatrzymując się tuż przed moją twarzą…
– Aaaa! – zawyłam i otworzyłam oczy. Tuż przed moim nosem zawisła łopata wielkiej plastikowej koparki. Na jej wierzchu siedział Tuptuś i patrzył na mnie z uprzejmym zainteresowaniem.
– Tuptuś bi bip! – oznajmił.
Pozbierałam się z podłogi i udałam się w kierunku kuchni. Zajrzałam do szafki. Potrząsnęłam słoikiem z kawą. Oczy mnie nie myliły, rzeczywistość była bardziej przerażająca, niż sądziłam – na dnie słoika zostało już tylko kilkanaście ziarenek. Jęknęłam i oparłam czoło o ścianę. Mogłam wytrzymać bez spacerów, pracy, kina, ba, nawet bez słodyczy. Ale nie bez kawy! I jak tu żyć w czasach epidemii?
Usłyszałam lekkie kroki. Córka przytuliła się do mnie i objęła mnie w pasie.
– Mamusiu, kiedy będziemy mogli wyjść normalnie z domu?
Westchnęłam.
– Córcia, sama bym chciała to wiedzieć… – odwróciłam się i pocałowałam jej w kręcone włosy nad czołem. To był czas na znalezienie w sobie odrobiny optymizmu.
– Kochanie, kiedyś to się skończy. Wierzę w to. Wyjdziemy na spacer, na placyk zabaw, pogramy w piłkę i zjemy lody w kawiarni. Pójdziesz do szkoły i spotkasz się z panią i koleżankami. Znów będzie jak dawniej. Znów będzie zwyczajnie, normalnie. I może wtedy zaczniemy to doceniać…
Ha ha taki plac bitwy to mamy chyba własnie na co dzień 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja mam o tyle dobrze, że własne podwórko i mogą wychodzić. Gdyby nie to, chyba bym sama się zgłosiła na SOR 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
My mieszkamy w bloku w dwupokojowym mieszkaniu. Moje dzieci zaczynają się ze sobą kłócić, a syn fiksuje siedząc tyle w domu. Staram się jakoś zapewnić mu zajęcia tak, aby się nie nudził, ale tęskni za kolegami – to już taki wiek, że w domu nie chce się siedzieć (12 lat).
PolubieniePolubienie
Czas spędzany w domu z dziećmi jest trudny. Ja mam to szczęście że mieszkam na wsi i mogę wychodzi na podwórko bezpiecznie chociaż pogoda do tego nie zachęca
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Powiem szczerze że ja już jestem bardzo zmęczona, jak nigdy a to dopiero dwa tygodnie. Mam nadzieję ze szybko się to skończy
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zaiste, dziwne to zmęczenie 😉 Cudowne masz te dzieciaki! U mnie podobnie, czasem mi ręce opadają, a innym razem pękam z dumy. Robuś właśnie nauczył się korzystać z nocnika 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O, gratuluję!! Mój uparciuch nadal nie chce. To znaczy jak chce, to korzysta, a jak mu nie pasuje, to „nie lubić” i koniec dyskusji. Po kim on ma taki silny charakter? Na pewno nie po mamie…
PolubieniePolubienie
Doskonale Cię rozumiem, mimo że mam jedno dziecko, też czasem mam ochotę uciec pod koc. Ogarnięcie go, kiedy muszę pracować zdalnie nie jest łatwe, bo przecież on chce mi pomóc i niestety wtedy trwa to znacznie, znacznie dłużej 😦 Ale też mam nadzieję, ze kiedy to wszystko się skończy uzmysłowi nam, że powinniśmy cieszyć się tym, co mamy, cieszyc się chwilą
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dużo siły dla Ciebie w tych ciężkich dniach! Plusem domowej izolacji jest to, że doceniamy więcej rzeczy 🙂 Trzeba się jakoś trzymać i wierzyć, że niedługo nasze życie wróci do normalności.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Moj plac bitwy to pomoc córki w zadaniach tym bardziej że niektóre są dziwne.
PolubieniePolubienie
My też codziennie toczymy bitwę z czasem, aby zleciał do wieczora szybko i bezboleśnie. Ja jednak zaopatrzyłam się we wspaniałą broń!! Słowo „nie wiem”, które wypowiadam na niemal każde pytanie mojego dziecka, kiedy już mi się przelewa. Jednak nawet i na to znalazł obejście „Nie mówi się NIE WIEM, tylko DOBRE PYTANIE” no i bądź tu Matko człowiekiem 🙂 Przetrwamy! Wszyscy jedziemy na tym samym wózku i to jest pocieszające w tej Naszej niedoli. Pozdrawiam! Zapraszam do poczytania do mnie w wolnej chwili 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja mam to „szczęście” że niestety muszę chodzić w tym czasie do pracy. Co nie oznacza, że u nas nie wygląda to inaczej. U nas praca wre pełną parą, jak Mała nie maluje ścian że mną popołudniami w salonie, to wieczorami pieczemy różne ciasteczka.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Och jak dobrze Cię rozumiem. Mam w domu taki syf, że najchętniej bym z niego uciekła. Ale jak tu posprzątać skoro dziecko ciągle marudzi? A Wy nie macie ogródka? Wydawało mi się, że masz dom. My mamy ogródek i z synem wychodzimy, bo inaczej by wszyscy zwariowali.
PolubieniePolubienie
Mamy ogródek, ale malutki. Czasem wychodzimy, ale Tuptuś się nudzi i się drze, że chce na ulicę i na placyk zabaw…
PolubieniePolubienie
Nie złość się na dzieci, przynajmniej użyli świec drugi raz 😀 Inaczej by tylko leżały i zajmowały miejsce, jak chcesz to mogę podesłać ci moje, ciągle mi się walają po szafie 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie, dziękuję. U mnie też jak widać się już walają 😉
PolubieniePolubienie
Wczoraj zadania z matmy mojej córki mnie dobiły… Nauka w domu to nie to samo co nauka w szkole… oby szybko wszystko wróciło do normy.
PolubieniePolubienie
mam nadzieję, że to wszystko szybko minie. Wczorajsza nauka i praca z matematyki rozłożyły mnie na łopatki…
PolubieniePolubienie