Otworzyłam rano oczy i od razu poczułam, że coś jest inaczej niż zwykle… Hmm… No tak, tym razem nie obudziło mnie szarpanie za włosy i sprawdzanie, czy maminych uszu nie dałoby się oderwać i przeżuć. Zerwałam się na równe nogi z lekkim zawałem serca, sprawdzając, czy Pełzak nie zleciał w nocy z łóżka i nie leży obok nieprzytomny z rozbitą głową. Jednak nie, dzieci (z całą głową lub nie) w pokoju brak. Poczułam lekki niepokój egzystencjalny, lecz zanim zdążyłam zanegować stan swojego istnienia i ogólny sens życia, dobiegły mnie z kuchni głosy moich dziatek.
– No gdzie z tym masłem? No ile tego masła, mówię? Zostaw to! Tato, on wszystko psuje! – słychać było, że panna F. daje delikatne wskazówki młodszemu bratu.
– Duzio masła trzeba, duzio – z niewzruszonym spokojem i wyraźną radością w głosie odpowiadał Średni – i noziem trzeba, o tak. Takim ostrym…
Oparłam się o drzwi. Wkraczać czy nie wkraczać? Gdzieś tam musi być przecież mój Mąż i ojciec całej wesołej gromadki.
– No mówiłam, że źle to robisz! No nie rób tego tak! Tato, a on mi zabiera nóż – rozżaliła się córka.
– Cicho! – wrzasnął znienacka Mąż, aż podskoczyłam i walnęłam głową o klamkę – obudzicie mamę – dodał łagodnie – niespodzianki nie będzie.
Niespodzianka, aha! Już odkryłam powód wyjątkowego daru od losu w postaci nieprzerwanego snu do 6:30. Dziś Dzień Matki!
– Ale on wywalił całe masło na kanapkę! I posypał solą! I cukrem!
Przełknęłam ślinę. Kiedyś w przypływie wielkiej miłości zrobiłam mojej mamie herbatkę z proszkiem do prania. Karma wraca.
– I przeżuł całą szynkę!
Przełknęłam jeszcze raz ślinę. Karma, ty suko, aż tak…
– I zrzucił wszystko na ziemię!
Zaczęłam wycofywać się delikatnie w kierunku łóżka.
– Hmm… To może zróbmy mamie jajecznicę? – zaproponował niepewnie M.
– Tak!! – wyraźnie ożywił się Średni – i rozbijemy jajka! I zrobimy duzio ognia! Duuuzio!
– Może jednak mamie wystarczy kanapka -zreflektował się M.
– I siawołamy strażaka Sama! I będzie duzio ioio! – synek potrafił rozpoznać naprawdę wspaniały pomysł na uczczenie Dnia Matki i nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
– Pełzak, wypluj to! Nie, nie na kanapkę! Uch.. to może zróbmy mamie po prostu herbatki, co?
– Tak, wezmę mamy ulubiony kubeczek! – co jak co, ale na entuzjazm i chęć pomocy panny F. zawsze można liczyć.
-Nie, ja! Ja, mówię! Puść ten stołek!
– Ty puść! Tato, a on mi zawsze zabiera!
Nastąpił trzask, prask i brzdęk. I cisza… Zamarłam po drugiej stronie drzwi. Żyją? Bo że ulubiony kubeczek szlag trafił, to już pewne.
– To może nie mówmy mamie, co? To może ja tu teraz posprzątam, a wy idźcie na bajki… Pełzak, wypluj to!
– Po co sprzątać? Pełzak wszystko zje – córa podeszła do sprawy pragmatycznie.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi do kuchni. Świętowanie Dnia Matki to jednak spore wyzwanie. Ale już niedługo Dzień Ojca, będzie okazja do zemsty. Mężu, lepiej chowaj swoje ulubione naczynia!
Starali sie? Starali! 😁 i co najwazniejsze – wszyscy przezyli!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, generalnie można uznać, że to już sukces 🙂
PolubieniePolubienie
Hehe, z utęsknieniem wyczekuję celebracji własnych dni matki 😉
Może i u mnie będzie tam wesoło 😉
PolubieniePolubienie