Podróżując z wrogiem – część druga i ostatnia

Projekt bez tytułu(5)

No i super. Obrzuciła nas takim spojrzeniem, że aż mi w pięty poszło. W sumie trochę ją rozumiem. Mam nadzieję, że nie zauważyła jeszcze, że Tuptuś zdołał wymazać czekoladą jej całe spodnie, kiedy ja wkładałam na górę walizkę. Zaoferowałabym mokre chusteczki, mam ich zawsze pod dostatkiem, ale aż się boję zaczepić. Zresztą i tak by nie usłyszała przez ten dziki hałas dobiegający ze słuchawek.

Osunęłam się z westchnieniem na siedzenie. Córce dałam komiks, Średniego ściągnęłam z  siedzenia, po którym podekscytowany skakał, i zabrałam się za ogarniania Tuptusia. Rzeczywiście wyglądał jak siódme dziecko stróża, i w dodatku zaczynał podejrzanie pachnieć…

– O nie, synu, tylko nie to! – jęknęłam tak głośno, że nawet skwaszona lambadziara usłyszała przez dzikie dźwięki łubudu na uszach i  spojrzała się zdziwiona – proszę, kochanie, poczekaj z dwójeczką aż wysiądziemy, please please please…

Tuptuś miał jednak moje błagania głęboko w… coraz  intensywniej woniejącej części ciała. Nasza współpasażerka zaczęła podejrzliwie niuchać powietrze w przedziale. Rozważyłam pośpiesznie swoje opcje. Tarabanić się z całą trójką do pociągowej toalety? Ni cholery. Któreś z nich próbowałoby na bank wyjść z pociągu po drodze. Najlepiej na dach. Nabrałam powietrza w płuca i z rozpaczą popukałam pociągającą nosem z wyraźnym niesmakiem lambadziarę w ramię.

– Przepraszam – wyszeptałam nieśmiało. Popatrzyła się na mnie z miną, jakby się spodziewała, że zaraz zacznę jej opowiadać wesołe historie z życia moich dzieci. I pokazywać ich zdjęcia na nocniczkach.

– Przepraszam bardzo! – wrzasnęłam z mocą. Podskoczyła i zdjęła wreszcie z uszu słuchawki.

– Słucham? – odwrzasnęła równie głośno. A mówiłam, że od takiej głośnej muzyki psuje się słuch.

– Mogłaby Pani popatrzeć przez chwilę na moje starsze dzieci? – wyszczerzyłam zęby w  przymilnym, acz fałszywym uśmiechu – muszę iść z najmłodszym do toalety.

– Że co? Że niby mam się zająć Pani dziećmi? – babka wyglądała na wręcz rozśmieszoną tym pomysłem. Ale ja już wiedziałam, jak zetrzeć jej ten ironiczny uśmieszek z twarzy.

– Inaczej będę musiała przebierać Tuptusia tutaj. A widzi Pani, zrobił okropną, wielką, śmierdzącą…

– Dobrze, dobrze! – uśmieszek zamienił się w wyraz absolutnego przerażenia – Ale tylko chwila, ok?

– Oczywiście, oczywiście! Ogromnie dziękuję!  – przytaknęłam z  wdzięcznością, pospiesznie zbierając podkłady, pieluszki, mokre chusteczki i dziecko – będę za minutkę. Tylko błagam, niech Pani im nie pozwoli uciec! Ani skakać po siedzeniach. Ani otwierać okna. Ani… a zresztą, na pewno będzie dobrze! Ogromnie dziękuję.

Pewnie, zostanę z dzieciakami chwilę. Może mnie nie pogryzą? Dziewczynka wygląda całkiem przyjaźnie, taka mała mądrala pewnie z niej. To tylko w końcu małe dzieci, pewnie podekscytowane podróżą oraz wystraszone. Jak na razie siedzą sobie grzecznie, oglądają książeczki i patrzą na mnie z ciekawością. Czego tu się obawiać? Jest ok, to ja tylko na fejsika zajrzę, na sekundę.

Jejku jak to się dzieje niby dzieciaki siedziały sobie spokojnie, jak takie trusie. A tu nagle jedno prawie w drzwiach złapałam, bo chciał do mamy, bo ja niedobra Pani jestem. Niedobra to ja dopiero będę jak mi te maluchy zwieją. Na domiar złego jakiś łysy kark dwa razy zaglądał do naszego przedziału. Mam nadzieję, że na zaloty mu się nie zebrało, bo raczej w mój target to on się nie łapię. Nie mam ochoty jeszcze się z idiotą zadawać.

Mówisz i masz. Łysy w przedziale. Mało delikatny woń alkoholu to prawie mnie zabiła. Dzieciaki też z przerażenia siedzą potulnie koło mnie. Zaraz mu wytłumaczę, że to nie jego przedział. A może lepiej siedzieć cicho? Ja pierdolę! Podróż roku.

Cholera, Tuptuś jednak przeciekł. A ja, mądra matka, oczywiście bodziaka na przebranie z przedziału nie wzięłam. Muszę zmienić mu ubranko przy tej obrażonej na cały świat babce, będę miała szczęście, jak mnie nie zacznie filmować i nie trafię na spotted: madka. Ech, życie.

I jeszcze jakiegoś fagasa sobie zaprosiła do przedziału! W dodatku pod wpływem alkoholu. Jak się do niej pochyla! A dzieciaki siedzą wystraszone. O, niedoczekanie ich, już ja im popsuję te amory.

– Dzień dobry, dzień dobry, a pan tu ma miejscówkę?  – wepchnęłam się do przedziału, trzymając Tuptusia przed sobą niczym taran – dziecko mi się sfajdało, w sumie dobrze, że pan jest, przyda się męska ręka. Walizę trzeba ściągnąć – przywołałam na twarz swój najbardziej roszczeniowy uśmiech numer 5.

– Eee… Że co? – mało kumaty ten wielbiciel naszej rudej. I ledwo się na nogach trzyma. A ona jakaś taka przygaszona. Chyba się boi. Ech, młoda jeszcze, to nie wie, jak się z takimi postępuje.

– No dziecko będę przebierała, pomóc trzeba. To może ja panu dam body do potrzymania, bo się zabrudziło, nie będę przecież na siedzenie odkładać – zaczęłam wymachiwać łysemu przed nosem Tuptusiem, jakby jeszcze nie załapał, o co chodzi. Kochane dziecko za to chyba zdało sobie sprawę, że nadszedł czas, aby dać z siebie wszystko, i zawyło w sposób przekraczający wszelkie decybele. Córka rozszlochała się dla towarzystwa. Średni uznał, że powinien dołączyć wokalnie, i zaintonował nagle „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”. Takiego natężenia dźwięków i uczuć patriotycznych łysy amant nie wytrzymał.

– A idźta baby w cholerę, co jedna to większa wariatka, jak tu se człowiek żonę ma znaleźć – wymamrotał pod nosem i chwiejnym krokiem wycofał się na korytarz.

Popatrzyłam na współpasażerkę. Jakaś przybladła taka, zdenerwowana.

– Dzięki za opiekę nad dziećmi – uśmiechnęłam się do niej – naprzykrzał się? –  ruchem brody wskazałam na drzwi do przedziału, które właśnie zamykały się z hukiem za szerokimi barami uciekającego w popłochu łysego.

No, właśnie dumałam, jak się adoratora pozbyć. Już chciałam  biec po konduktora,  tylko nie wiedziałam co z maluchami…

– Eee, trzeba go było nimi poszczuć. Jakbyś im kazała śpiewać piosenki i recytować wierszyki, to maks po 5 minutach każdy by uciekł. Moje dzieci mają ograniczony repertuar – zerknęłam na Średniego, który trzeci raz z rzędu intonował „Co nam owca przemocą wzięła, szablą odbierzemy”

Jej łatwo mówić, a ja naprawdę nie wiedziałam, co robić. Miałam gdzieś zadzwonić? Tylko gdzie? Nawrzeszczeć? Z tymi dziećmi wpatrzonymi we mnie. Cholera jasna. A taka mądrala zawsze ze mnie. Dupa wołowa w tej chwili a nie mądrala.

W sumie może i dobrze, że wylądowałam w przedziale z tą naszą Madką Roku. W trzy sekundy załatwiła faceta. To ja nie wiem, może jej się przedstawię chociaż? Dzieciom coś słodkiego kupię? Może nie są takie złe. Się okaże.

 

Chyba dobrze jednak, że trafiliśmy do przedziału z tą babeczką. Teraz już nie wydaje się taka wredna, poza tym,  że zaraz ją zamorduję, jak nie przestanie rozsiewać zapachów tej pysznej świeżo parzonej kawy. Albo zostawię ją znowu z dziećmi i pójdę Warsa poszukać. A co tam. Madka tez ma prawo do wakacji, co nie?

22 myśli w temacie “Podróżując z wrogiem – część druga i ostatnia

  1. Lambadziara – smaczne to. Kiedyś pewna dziewczyna usiłowała mi wytłumaczyć różnice (podobno fundamentalne) pomiędzy „lasią” i „dziunią”. Dziewczę było bardzo urocze, więc ciężko mi było się skupić na tłumaczeniach. Do dziś nie wiem, którą z wymienionych była – bo tyle zrozumiałem, że ta lista jest skończoną listą przypadków niewieścich. Jeśli ktoś byłby w stanie przybliżyć i rozwinąć zasady nomenklatury… będę zobowiązany… Madko…?

    Polubienie

    1. Oj, obawiam się, że do tego wytłumaczenia przydałby się ktoś o 10 lat młodszy. Najlepiej jakas bywalczyni klubów i dyskotek. Ja mentalnie pozostałam w czasach, kiedy młodzi na rodziców mówili starzy, a na ładną dziewczynę laska. Wszelkie dalsze subtelne rozróżnienia umykają mojemu rozumkowi.

      Polubienie

    2. Zastanawiałam się jak to jest podróżować z dzieckiem w pociągu. Po historii, cieszę się, że narazie mam jedno. Psychicznie nie jestem gotowa by zostawić je z kimś znajomym na chwilę w obcym miejscu, a co dopiero obcemu. Nie ma lekko

      Polubione przez 1 osoba

  2. Przy „owca przemocą wzięła” parsknęłam. Ale samiuśka prawda. Nawet nie wiem gdzie wylądował filmik jak moje dzieci (wilk, księżniczka, rycerz i kolega rycerza Dartth Vader) okładały piankowymi mieczami wielkiego skunksa wracającego z Pyrkonu 😀 „Bo to zły wilk jest, mamo!”

    Polubione przez 1 osoba

  3. Jako bezdzietna lambadziara uśmiałam się z tej historii. Nie wiedziałam, że za pomocą dzieci można się pozbyć niechcianych adoratorów 😉 No i powiększ repertuar swoich pociech. Nigdy nie wiadomo, co się przyda 😉

    Polubione przez 1 osoba

  4. Śmieszna historia. Choć kiedy ja podróżowałam pociągiem, a w przedziale była mama z dziećmi, które były wszędzie i wszędzie próbowały zaglądać, nie było mi do śmiechu tylko czułam irytację i zmeczenie. Wisk, pisk, a że strony mamy zero reakcji…Wszystko rozumiem, jednak inni pasażerowie płacąc za bilet mają prawo do spokojnej podróży. Sama z dziećmi na podróż pociągiem raczej bym się nie zdecydowała. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  5. Z dzieckiem w pociągu ? NO WAY! Wystarczyło, że pojechaliśmy kiedyś w trasę turystyczną zabytkowym parowozem. Przez całą drogę błagałam, żeby ta „atrakcja” się wreszcie skończyła.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.