Jak urządzić urodziny dziecka – prędzej czy później każda mama stanie przed tym ekscytującym, rozkosznym wyzwaniem. Na początku warto postawić sobie kilka bardzo ważnych pytań: gdzie robimy imprezę? W salce zabaw, w domu czy na świeżym powietrzu? Zapraszamy rodzinę czy znajomych? Na jakie menu się nastawiamy? Tak, to ciężkie decyzje, ale spokojnie, kiedy wszystko dokładnie zaplanujemy, cóż może pójść źle…
Jeśli chodzi o miejsce, wybór prezentował się dość łatwo. Ceny za imprezę organizowaną w salkach zabaw mogą przyśpieszyć bicie serca lepiej niż najczarniejsza kawa, w naszym mieszkaniu już nasza słodka trójca potrafi zrobić tłum, a poza tym maj jest tak pięknym, ciepłym i wiosennym miesiącem, że jednogłośnie zdecydowaliśmy: działki! Blisko szkoły Panny F., z zadaszeniem, dużo miejsca do biegania, czegóż można chcieć więcej.
Następnie lista gości. Z tym już większy problem, zważywszy, że urodziny miały być łączone. Tego dnia dwa latka kończył nasz Tuptuś, posiadający jeszcze dość ograniczone grono znajomych. Natomiast nasza najbardziej towarzyska członkini rodziny, Panna F., miała urodziny odrobinę wcześniej, kiedy na działki było zdecydowanie za zimno. Postanowiliśmy zatem zrobić jej trochę spóźnioną imprezę na boku fety na rzecz Tuptusia. Czyli z zaproszonych osób wyszło nam z grubsza…
– No właśnie, ile? – zapytał się podejrzliwie mój szanowny małżonek. – Czy Ty robisz w ogóle jakąś listę?
– Spokojnie, oczywiście, że robię – zapewniłam pośpiesznie. – Nawet niejedną. Grupa ze szkoły, rodzina, znajomi. Gdzieś na pewno te spisy są i przed sobotą je znajdę.
Mąż popatrzył się na mnie sceptycznie.
– A czy Ty na pewno nad tym wszystkim panujesz? Może powinienem zgłaszać do urzędu imprezę masową?
– Oj tak, będzie fajnie! Zgłaszajmy! – zapaliła się do pomysłu Panna F.
Popatrzyłam na moją rodzinę odrobinę spanikowana. Jako główna organizatorka zaczęłam odczuwać ciężar odpowiedzialności.
– Muszę przygotować jakieś zabawy. – powiedziałam słabo – Z chustą klanzową! – wpadłam na pomysł. – A do tego wyścig w workach, puszczanie wielkich baniek, rzucanie do celu, piniata….
– A co do tego wyścigu w workach, dentysta też jest gdzieś na liście zaproszonych? – zapytał zgryźliwie mąż.
– Możliwe. Sprawdzimy, jak gdzieś się na nie natknę. – odpowiedziałam i zajęłam się robieniem listy zakupów spożywczych. O ile moje dzieci byłyby całkiem szczęśliwe żywiąc się całą imprezę żelkami i chrupkami, o tyle ambitnie postanowiłam zabrać się za grillowanie, aby zaspokoić bardziej wysublimowane gusta zaproszonych dorosłych.
Czas do imprezy mijał szybko…
– Mamo!! – córka wpadła do domu ze szkoły z rozwianym włosem i łzami w oczach. – Dramat! Tragedia!! Porażka!!!
– Co się stało, cebulka ci zdechła? – przeraziłam się. Ambicje ogrodnicze mojej córki były mi dobrze znane.
– Nie!! Koleżanka też robi urodziny tego samego dnia! To do mnie nikt nie przyjdzie!! – Panna F. padła w pozie absolutnej rozpaczy na kanapę.
– Spokojnie, kochanie – próbowałam opanować rozszalałe emocje córki. – Tamta impreza jest po południu, na pewno waszym gościom uda się dotrzeć i tu i tu.
– Ale tam będzie fajniej! – Panna F. nie dawała się łatwo pocieszyć. – Bo tam będzie pewnie prawdziwa ana… ama… amatorka do dzieci.
Urażona przełknęłam ślinę.
– Tam kochanie będzie pewnie prawdziwa animatorka. Amatorkę od zabawiania dzieci będziesz miała u siebie. I to będę ja! Zaufaj mi, będzie fajnie. Tylko żeby była pogoda ładna!
W dzień urodzin o 7 rano…
– Na pewno przestanie zaraz padać – stwierdziłam patrząc na ścianę deszczu za oknem. – Według prognoz o 11 już nie będzie padać – popatrzyłam niepewnie na tabelki i wykresiki na meteo.
Mąż zajrzał mi przez ramię.
– Według prognoz to teraz nie powinno padać, a o 11 dopiero zacząć. Jak to, co widać za oknem, to według nich jest piękna pogoda, to ciekawe, jak ma wyglądać deszcz później. Może już Arkę zacznę budować, żebyśmy na tą imprezę dopłynęli.
Zagrzmiało.
– Aaa! Grzmi! – krzyknęła Panna F.
– Ja się boję i nigdzie nie idę! – wrzasnął Średni i wskoczył pod kołdrę.
– Spokojnie, to tylko samolot! – powiedziałam dziarsko.
Błysnęło i zagrzmiało. Spod kołdry dobiegł pisk.
– Samolot z sygnałami dźwiękowymi? – zasugerowałam nieśmiało.
– Może trzeba było robić party pod motywem przewodnim „Podwodny świat” – stwierdził mąż i odszedł do swoich rozlicznych obowiązków. Zostałam przy oknie wpatrzona w strugi deszczu obijające się o szybę…
O godzinie 9 zaczęły się pierwsze sms-y z nieśmiałymi pytaniami: „Co robimy i czy impreza jest aktualna mimo niesprzyjających warunków pogodowych”. Patrzyłam to za okno, to na dwa torty w lodówce i stosy kiełbasy na grilla, i wytrwale odpisywałam: „Na pewno przejdzie, damy radę”.
Poddałam się o godzinie 10, kiedy piorun walnął tak, że nawet Tuptuś przyleciał schować mi się pod ramię. Westchnęłam ciężko, poinformowałam o decyzji Pannę F. i przy wtórze rozpaczliwych szlochów zaczęłam pisać wiadomości „No niestety, odwołujemy…”
Tak mniej więcej w połowie informowania przyszedł mąż. Popatrzył na zapłakaną córkę, wściekłą mnie i zasugerował:
– To może chociaż na torcik zaprosimy do nas tu do domu?
– Tak!! – krzyknęła z entuzjazmem Panna F.
– Chyba jedyny dobry pomysł – westchnęłam. – Ale zabaw nie bardzo będzie gdzie zrobić! I rzeczy potrzebne mi do zabawiania dzieci zaniosłeś już wczoraj na działki! – przeraziłam się.
– I co, mam po nie iść? Taka pogoda, że psa nie wypada wygnać na dwór – jęknął mąż.
– Przecież nie mamy psa, to o co Ci chodzi? – zdziwiłam się. -Leć szybko, bo jeszcze posprzątać trzeba! Już, już, bo nie zdążymy!
W połowie pisania kolejnych wiadomości, tym razem o zmianie miejsca imprezy, zorientowałam się, że jeśli nie uprzątnę choć trochę salonu z zabawek, to goście będą musieli siedzieć na suficie. Porzuciłam zatem telefon i zabrałam się do przewalania stert rzeczy do sypialni.
W międzyczasie przyszedł zmoknięty i lekko zadyszany mąż.
– Przyniosłem wszystko – sapnął i otarł pot z czoła. – A wiesz, że przestało padać?
– Nawet nie żartuj – jęknęłam. – To co, jednak robimy na działkach?
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
– Chyba już trochę na to za późno – powiedział z zadowoleniem mąż i przysiadł na właśnie przyniesionych torbach z rzeczami.
Goście wykazali pełne zrozumienie i wyrozumiałość dla zaistniałej sytuacji i koniecznych zmian planu. Ja poniewczasie zorientowałam się, że mam zrobiony makijaż w jednej trzeciej, kompletnie nie wiem, gdzie jest dwie trzecie naszykowanych rzeczy do zjedzenia, i chyba nie wysłałam połowy wiadomości. W dodatku słońce za oknem świeciło jak głupie…
– To może jednak pójdziemy na działki? – zasugerowałam rozpaczliwie.
– Tak!! – krzyknęły z entuzjazmem dzieci. Goście nadal byli pełni wyrozumiałości i zrozumienia. Sięgnęłam po komórkę pisać informacje o następnych zmianach planu. Mąż zgrzytnął zębami i bez słowa poszedł po torby.
Jeszcze trzeba było tylko na szybko przebrać dzieci, naszykowane w końcu na imprezę domową. Trudno się dziwić, że dom opuszczałam z Tuptusiem na rękach jako ostatnia. „Cholera, jakie buty mam włożyć?” – przemknęło mi przez głowę na schodach w ostatnim momencie – „Swoich kaloszy teraz w życiu nie znajdę, dobra, wezmę zimowe botki…” Trzymając jedną ręką Tuptusia, drugą torbę, trzecią naciągałam buty na nogi. Chyba robiłam to za bardzo energicznie, bo suwak został mi znienacka w ręku.
– Idziesz ? – rozległ się krzyk mojego męża.
– Idę, idę! – odkrzyknęłam w panice i kurcgalopkiem zbiegłam ze schodów, w bluzeczce z krótkim rękawem i zimowych butach rozpiętych do połowy.
Pewnie zrobiłam wrażenie lekko zwariowanej i średnio zorganizowanej mamuśki, choć i tak trzy czwarte gości w końcu się nie stawiło. Mam tylko nadzieję, że nie przez moje nieogarnięcie z przekazywaniem coraz to nowych wiadomości… W każdym razie moje dzieci wyszły z imprezy bardzo zadowolone.
– Mamo, zrobiłaś najlepszą imprezę urodzinową na świecie! Dziękuję! – wyszeptała mi wieczorem do ucha rozpromieniona córka. Uśmiechnęłam się słabo i otarłam pot z czoła. Dla takich słów warto żyć…
– No to teraz za kila miesięcy moja impreza! – zawołał radośnie Średni. Uśmiech spełzł mi z twarzy.
– Tak, tak, syneczku. Zrobimy co się da – wycofałam się rakiem za drzwi. Zamknęłam je za sobą i osunęłam się na ziemię.
Ale ostatecznie, jeśli tylko odpowiednio dobrze zaplanuję urodziny Średniego, to co może pójść nie tak? W końcu grunt to dobra organizacja!
Hihi burza zmienila plany..ale czesto bywa ze takie mniej zorganiziwne wychodzą najlepsze😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czasem tak jest że jakieś zjawisko może popsuć nam plany
PolubieniePolubienie
Moja córka ma urodziny w październiku więc ich organizacja siłą mocy jest w domu
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Matka Ty jesteś dobra 🙂
Uwielbiam te wpisy 🙂
A Panna F. Zadowolona :*
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zadowolona ostatecznie 🙂 ale ciężko było 🙂
PolubieniePolubienie
Niestety, pogody nie da się zaplanować. U nas też z urodzinami było różnie. Na razie zapraszaliśmy tylko rodzinę. Jednak na przyszłe urodziny myślę o wynajęciu sali zabaw. Sama pracowałam w takiej sali, w której były organizowane urodziny. Zawsze rodzice byli zadowoleni. Dzieci tym bardziej 😁
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Taka impreza to spore wyzwanie. Na szczęście my dość często robimy imprezy u siebie i zapraszamy znajomych, więc myślę, że jak moja córeczka będzie już obchodzić urodziny, to też jakoś damy radę 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
hehehe wiem o czym puiszesz 😀 Mój starszak ma urodziny pod koniec września a młodszy w marcu, więc różnie to bywa… 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Rzeczywiście jesli chodzi o organizację imprez to czasem można zwariować !
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jezusie, ja to się już boje na myśl o organizowaniu w przyszłości tych wszystkich kinderbali 😮
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hehe – no tak to czasami bywa… 😉 U nas starszy syn ma urodziny w grudniu, w dodatku w same święta, także świętujemy podwójnie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
„Animatorkę na pewno mają, ty też będziesz miała swoją amatorkę” – hehe 🙂 🙂 Lepiej lub gorzej zorganizowana impreza będzie udana ze szczypą poczucia humoru!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No niestety na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Takie imprezy to na pewno sporo wyzwanie 🙂 Pozdrawiam serdecznie 😊
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Widzę, że dobraliście się z mężem, jeśli chodzi o poczucie humoru 😀
Moje dzieci mają urodziny w zimie (no, dokładnie to jest późna jesień), więc w grę wchodzą tylko opcje pod dachem. Do tej pory robiliśmy imprezy w domu, w przyszłości nie wykluczam jakichś sal zabaw. Dla dzieci to frajda, dla mnie mniej roboty 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
My jestesmy już po urodzinach Kariny i myślałam, że zwariuję 3 razy zmieniała tematykę
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kobieta zmienną jest 🙂
PolubieniePolubienie
A w sumie można było zrobić taplanie się w kałużach i namiot. Taki pomysł ode mnie (u nas też urodziny na działce bywały).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W sumie niepotrzebnie wymiękłam 🙂
PolubieniePolubienie
Jeszcze nie zdarzyły się nam urodziny dzieci, które przebiegłyby zgodnie z planem, najczęściej winowajcą jest młody czynnik ludzki, czasem pogoda, niekiedy któraś z babć mająca swój pomysł na udane obchodzenie urodzin. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Trzyma w napięciu niczym thriller psychologiczny 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Horror 😉
PolubieniePolubienie
hihihi Dobre- najwazniejsze ze ogarnięte i solenizantka zadowolona:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mój synek ma urodziny w styczniu, także zwykle zapraszamy dzieci na kryty plac zabaw 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O tak, niedługo też mnie to wszystko czeka… Ale podobno w podstawówce szał urodzinowy mija 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Przez kilka lat organizowałam urodziny córki na działce – zawsze z grami i zabawami dla dzieciaków na powietrzu. Deszcz nie był nam straszny – rozkładaliśmy namiot, dawaliśmy gościom cynk, żeby wzięli ubrania na zmianę i dobre humory 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I to jest pozytywne nastawienie! Może kiedyś się tego nauczę 😉
PolubieniePolubienie
Do trzecich urodzin organizowaliśmy rodzinne imprezy, potem spuściliśmy z tonu:)
PolubieniePolubienie
Całe szczęście moi jeszcze za mali na zapraszanie znajomych. Ale tak sobie myślę… gdy ja byłam dzieciakiem nie było takiego trendu, by się wyprawiało urodziny/imieniny dla koleżanek i kolegów. Tylko rodzina. Dopiero pod koniec podstawówki nieśmiało zaczęło się zapraszać przyjaciół, ale to bardziej za zgodą rodziców niż z ich pomocą w organizowaniu…
PolubieniePolubienie