
Moje dzieci nie chcą jeść.
To znaczy, wróć, oczywiście chcą – tylko że głównie żelki, dżem, czekoladę i wafelki. Jakoś nie rozumieją mojego oporu przed podawaniem im takiego zestawu na kolację. A muszę przyznać, że z kolacjami mamy największy problem ostatnio. Śniadania – jak cię mogę. Obiady – super, bo zjadają w placówkach edukacyjnych i to, ile jedzą, to już nie mój problem. Najwyżej będą głodni, ale czego moje matczyne oko nie widzi, tego mojemu madkowemu sercu nie żal. Na podwieczorki w domu owoce i warzywa w dużych ilościach pochłaniają bez większych protestów. Ale kiedy zbliża się pora wieczornego posiłku…
– To z czym byście chcieli kanapkę? – zapytałam, otwierając ze smętnym westchnieniem lodówkę i mierząc od góry do dołu spojrzeniem jej wypełnione smakołykami wnętrze.
Tuptuś przydreptał i stanął obok.
– Może być dżem – zadecydował łaskawie.
– Nie ma mowy! Dżem jedliście wczoraj! – zaprotestowałam i w przypływie kulinarnego natchnienia rzuciłam swoją kontrpropozycję: – A może szyneczka?
– Nie jem szynki, bo to z pupy świnki – stwierdził zdecydowanie Tuptuś.
– Błeee… To ja teraz też nie tknę! – skrzywiła się córka. Siedziała przy stole, opierała brodę na dłoniach i czytała po raz setny jeden z komiksów o pechowym kaczorze i jego skąpym wujaszku.
– A Tuptuś to poetą zostanie! Wiersze układa! – zachichotał Średni, wkraczając do kuchni z ogromnym dinozaurem w objęciach.
– A nie moglibyście układać wierszy o tym, jak ważne jest zbilansowane i zróżnicowane pożywienie? – zapytałam z rozpaczą. – Nie możecie żywić się jedynie bułeczkami z dżemem…
– Ja mogę, mamusiu. Nie ma problemu – pocieszył mnie Tuptuś, wlepiając we mnie pełne miłości i oddania spojrzenie. Po czym jego wzrok pobiegł ku stojącemu w progu bratu. Niebieskie oczęta w jednej chwili pociemniały z gniewu. Zobaczyłam, jak nabiera w płuca powietrza i skrzywiłam się w duchu. Już wiedziałam, co będzie dalej.
– Maaamoo! A on mi zabrał mojego dinozauraaaa!
– Nie zabrałem, tylko pożyczyłem. Trzeba się dzielić, braciszku. – Średni posłał Tuptusiowi uroczy, niewinny uśmiech.
– Maaamo! To moooje! – Tuptuś wchodził na coraz wyższe i bardziej piskliwe tony.
– Dobrze jest się dzielić, ale, na litość boską, nie pożyczamy bez pytania! Synu, ser czy szynka? – Usiłowałam zmienić temat konwersacji.
– Ale ja się pytałem. – Średni nie dał się łatwo zbić z pantałyku.
– Ale tak, żeby słyszał? I odpowiedział? – zapytałam podejrzliwie.
– Oj tam, oj tam… – Średni wzruszył ramionami, nie wypuszczając dinozaura z rąk. –A to nie jest tak, że brak odpowiedzi oznacza zgodę?
– Nie, nie jest. Chyba, że w takim razie… proszę, to dla ciebie! –Błyskawicznie nałożyłam na posmarowaną kromkę plasterek żółtego sera.
Jeśli liczyłam, że to załagodzi sytuację, to się myliłam. Teraz ryczeli obaj.
– Ale o co chodzi? Przecież zawsze lubiłeś ser! – krzyknęłam, próbując przebić się przez wrzaski pełne rozpaczy.
– Ale ten jest z dziurami! A ja nie lubię dziur!
– To zjedz ser, a dziury zostaw. I nie drzyj się, bo mi przeszkadzasz czytać – zadecydowała córka znad komiksu.
– Bo inaczej znów zrobię wam pastę z awokado! – zablefowałam.
To, o dziwo, poskutkowało. Pasta z awokado, nie wiedzieć czego, znajdowała się u całej trójki na pierwszym miejscu na liście najbardziej znienawidzonych potraw. Mniejszym złem zdecydowanie stał się ser.
Zasiedli przy stole obok siostry. Z lekko obrażonymi minami. Sporny dinozaur zajął miejsce między nimi.
– To jeszcze macie pomidorki. I ogóreczek. I papryczkę. – Nałożyłam dzieciom hojnie warzyw na talerze i od razu poczułam się lepszą matką. Taką racjonalnie i zdrowo je karmiącą. I jeszcze potrafię je logicznie do tego sposobu żywienia przekonać! Brawo ja!
Kiedy się odwróciłam, Tuptuś właśnie starannie zdejmował swój ser z kanapki.
– To ja zjem same dziury, mamusiu! Bo ja lubię dziury w serze – wygłosił z promiennym uśmiechem. – Tylko bym je dżemem przykrył. Dobrze?
A na koniec przypominajka, że moją książkę „Tajne przez magiczne” – powieść urban fantasy, której akcja dzieje się w przedszkolu – można kupić w większości księgarni internetowych, na przykład w Empiku lub czytam.pl Można ją także przeczytać w ramach abonamentu na Legimi lub odsłuchać audiobook.
Oto okładkowy opis:
„Agata Filipiak przechodzi trudny okres w życiu zawodowym. Rzuca stabilną posadę redaktorki i zatrudnia się w przedszkolu na stanowisku woźnej. Niestety w nowym miejscu pracy musi radzić sobie nie tylko z niesfornymi podopiecznymi, ale również ze zjawiskami paranormalnymi i siejącymi spustoszenie demonami. A te są bardziej niebezpieczne niż gniew pani dyrektor czy bunt czterolatka. No chyba że takiego obdarzonego magicznymi mocami.
Jakby tego było mało, Agata odkrywa coś, o czym w ogóle nie powinna wiedzieć…
Sprawdź, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami przedszkola i co pozostaje ukryte dla zwykłych śmiertelników!”
Sympatyczna opowieść …przeczytałam z przyjemnością. pozdrawiam matkę karmiącą 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję! 🙂 tak mnie naszło na opisanie moich macierzyńskich frustracji 🙂
PolubieniePolubienie
Mam to samo – nie wiem, co je opętało na miód… dzieci w sensie. A mnie na zdrowe kolacje. Mnie nie wychodzi, a im tak. Fajnie, że nie jestem aż tak osamotniona, jak się obawiałam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj nie! Myślę, że takich żywieniowych frustratek jak my jest całkiem sporo 😉
PolubieniePolubienie
Nom. Moi są najlepszym dowodem na to, że Karma wraca. I że jest suką 😉
Dopóki nie nadszedł czas neofobii żywieniowej to jedli ładnie i byłam taka dumna, że „oh, jedzą (niemal) wszystko!” A teraz? Tego nie zjem, tego nie lubię, to ja poproszę sam makaron. Ale nie przejmuję się, bo to w sumie całkiem normalne, ponoć 😉
A btw, masz strasznie rezolutne dzieci 😍
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czasem mam wrażenie, że trochę za rezolutne… Nie mam szans 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Rewelacyjna historia! 😀 Uśmiałam się do łez 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, bardzo się cieszę 🙂
PolubieniePolubienie